W XIX w. Chiny – najludniejszy kraj świata, ze wspaniałą cywilizacją sięgającą trzeciego tysiąclecia przed naszą erą – po ponad dwóch tysiącach lat istnienia państwa zjednoczonego w formie cesarstwa stał się łupem rozwiniętych gospodarczo państw zachodnich, wyzyskiwanym przez nie i upokarzanym bodaj bardziej niż po średniowiecznym podboju przez Mongołów w XIII–XIV w. Panowaniu mongolskiej dynastii Yuan przyniosło kres powstanie chłopskie w 1369 r., którego przywódca – buddyjski mnich Zhu Yuanzhang – ogłosił się cesarzem i założył dynastię Ming. Panowała ona niemal 300 lat, do 1644 r., gdy wojowniczy Mandżurowie, korzystając z wewnętrznego zamętu w Chinach, zajęli Pekin i uczynili swego władcę Shunzi chińskim cesarzem. I odtąd – aż do obalenia cesarstwa w 1911 r. – Chinami władała mandżurska dynastia Qing.
Mimo jakże odmiennej proweniencji oraz wyjątkowo odrażającego terroru mandżurskiej kasty (np. Chińczycy pod karą śmierci musieli na znak uległości nosić warkocze…) rządy obu ostatnich dynastii – Ming i Qing – prowadziły długimi okresami do wzmocnienia państwa oraz jego gospodarczego i demograficznego rozwoju. Za dynastii Qing poszerzyło ono granice aż po Koreę, Wietnam, Birmę i Azję Środkową. Z perspektywy wieków widać, że najbardziej wyjątkowe możliwości zapowiadało panowanie cesarza Yongle z dynastii Ming na początku XV w. Jego genialny admirał – eunuch Zheng he – odbył siedem wypraw morskich na czele ogromnych flotylli „wielkich dżonek” (jedna taka dżonka była 20-krotnie większa od karaki „Santa Maria” Kolumba!).
Szczególną uwagę zwraca wyprawa piąta, w 1421 r., kiedy cztery floty liczące po 300 okrętów rozwoziły do domu gości, którzy przybyli do Chin, by złożyć cesarzowi daniny i hołdy, a także podziwiać potęgę i niebywałe osiągnięcia jego wielkiego kraju w dziedzinie budownictwa (wtedy w Pekinie powstało Zakazane Miasto, czyli wielki pałac cesarski), sztuki, nauki, techniki i organizacji. Posłowie wracali na wybrzeża Azji Południowo-Wschodniej, Indonezji, Indii, Arabii i Afryki (ślady odkryto w Kenii) oczarowani ogromną potęgą cesarza i jego floty. Łaskawe zapewnienia o roztoczeniu niezbyt kosztownej opieki oraz zyski, jakie przynosił handel z Chinami, dawały mocniejszą więź niż brutalna przemoc stosowana jeszcze w tym samym stuleciu przez państwa europejskie podczas podbojów kolonialnych.
Ale oto po śmierci Yongle następcy zniszczyli całą flotę i zamknęli – z małymi wyjątkami – porty. Zamknęli w ogóle Państwo Środka przed światem zewnętrznym. Ogromny kraj – zarządzany przez rozbudowaną biurokrację w prowincjach, a w centrum z cesarzem o boskim statusie, z pasożytniczą kamarylą dworską u jego boku, z tysiącami nałożnic i eunuchów do wszelkich posług – degenerował się coraz bardziej. Zżerały go przede wszystkim wszechobecna korupcja i intrygi. Ów moloch żył kosztem chłopów, którzy niekiedy zrywali się do buntów ogarniających miliony poddanych i ogromne tereny całych prowincji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.