Co Niemcy zrobili z polskimi dziełami sztuki?

Co Niemcy zrobili z polskimi dziełami sztuki?

Dodano: 
Niemcy organizują uroczystości na Wawelu w Krakowie
Niemcy organizują uroczystości na Wawelu w KrakowieŹródło:NAC
„Jak to możliwe, by tak ważne dzieła sztuki zniknęły bez śladu? Kto miał taką władzę i odwagę, by zabrać obrazy pierwszego wyboru przeznaczone dla oczu samego Hitlera?”. W miejscu, gdzie pod numerem 22 w katalogu widnieją dwa zaginione obrazy Kulmbacha, Palezieux wpisuje na marginesie piórem: „Tego nie zastałem”.

Poniższy tekst to fragment książki Magdaleny Ogórek „Kat kłania się i zabija” wydanej przez wyd. Fronda.

PROLOG
1944 rok, Kraków

Trwa upalne lato 1944 roku w okupowanym przez Niemców Krakowie, gdy szwajcarski historyk sztuki Wilhelm Ernst Palezieux pochyla się nad katalogiem z wyborem najcenniejszych polskich dóbr narodowych. Ów naukowiec do grodu Kraka przybył z Warszawy na osobistą prośbę generalnego gubernatora Hansa Franka (Palezieux wcześniej zajmował się przygotowaniem Belwederu pod przyszłą rezydencję Adolfa Hitlera). Szwajcar niebawem będzie pakował polskie artefakty zarekwirowane przez Niemców, by w obawie przed frontem wschodnim wysłać je w głąb Rzeszy. Od kilku dni trwa w konfuzji – stwierdza bowiem ze zdumieniem, że z pałacu Pod Baranami zniknęły dwa bezcenne obrazy pędzla Hansa von Kulmbacha: Ofiarowanie w świątyni oraz Św. Barbara. Palezieux zachodzi w głowę, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Pałac przez dwa lata stanowił siedzibę administracyjną gubernatora dystryktu Ottona von Wächtera, ale gubernatora od dawna nie ma już w Krakowie, trudno zatem zdobyć jakiekolwiek wyjaśnienia. Historyk sztuki kręci głową: „Jak to możliwe, by tak ważne dzieła sztuki zniknęły bez śladu? Kto miał taką władzę i odwagę, by zabrać obrazy pierwszego wyboru przeznaczone dla oczu samego Hitlera?”. W miejscu, gdzie pod numerem 22 w katalogu widnieją dwa zaginione obrazy Kulmbacha, Palezieux wpisuje na marginesie piórem: „Tego nie zastałem”.

13/14 lipca 1949 roku, Rzym

W szpitalu Santo Spirito in Sassia nieopodal placu św. Piotra kona 48-letni mężczyzna. Przywieziono go kilka dni wcześniej, 9 lipca, z temperaturą ponad 40 stopni, wymiotami i zażółceniem skóry. Dyrektor szpitala, Andrea Tincardi, przydziela choremu lekarza prowadzącego, zaufanego profesora Bergamiego, któremu wydaje stanowcze polecenie, by pilnie informować o stanie pacjenta. Profesor nie wie, że dyrektor działa na osobistą prośbę pewnego wpływowego watykańskiego hierarchy. Ogląda ciekawie dokumenty chorego. Wynika z nich, że mężczyzna nazywa się Alfredo Reinhardt i jest Austriakiem. W rubrykę „zawód” wpisano: „nauczyciel”. Profesor Bergami odkłada paszport do szuflady, nieco rozczarowany.

Dochodzi północ 12 lipca, gdy na tyły szpitala Santo Spirito podjeżdżają dwa czarne samochody. Noc jest pogodna, wilgotna, od Tybru wieje ciepły wiatr. Czujne oko przypadkowego przechodnia dostrzegłoby wysiadającego z auta biskupa Aloisa Hudala, ważnego dostojnika watykańskiego. O Hudalu szepcze się w Rzymie, że jego nazwisko otwiera wszystkie drzwi za Spiżową Bramą. Traf chce, że o tej porze nikt nie przechadza się małą, wąską uliczką. Dyrektor szpitala, uprzedzony o tajemniczej wizycie, prowadzi biskupa wprost do chorego o niemieckim nazwisku, informując nerwowo, że u pacjenta stwierdzono ostre zapalenie wątroby. Monsignore spędza w szpitalu ponad dwie godziny, wychodzi poruszony. Dyrektor Tincardi przeciera spocone czoło. Tylko kilka osób w Watykanie wie, że umierający w szpitalu Santo Spirito mężczyzna to Otto von Wächter, były esesman i gubernator dwóch dystryktów w okupowanej Polsce. Od czterech lat jest poszukiwany jako zbrodniarz wojenny – za takiego uznał go Trybunał Sprawiedliwości w Norymberdze. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. W zimnowojennym Rzymie poszukują go amerykańscy oficerowie CIC, agenci służb sowieckich i przedstawiciele tworzącego się właśnie wywiadu Izraela. Kolejnej nocy Otto von Wächter umiera. Cztery dni później wdowa, Charlotte von Wächter, odbierze od biskupa Hudala osobiste rzeczy męża – wśród nich szary niepozorny notatnik, na okładce opatrzony datą: „1949”. Po powrocie do domu, do Salzburga, dobrze go ukryje. Z czasem historię rodziny spowije mgła zapomnienia.

21 czerwca 1961 roku, Wiedeń

Słynny na cały świat łowca nazistów Szymon Wiesenthal intensywnie poszukuje wszelkich informacji o byłym generale SS, Ottonie von Wächterze. Wiesenthal ma do sprawy esesmana stosunek osobisty – podejrzewa, że ów zbrodniarz o niewinnym czole i białych dłoniach zabił jego matkę. 21 czerwca 1961 roku łowca nazistów pozyskuje informację „z bardzo pewnego i godnego zaufania źródła”, że poszukiwany przez niego Wächter prawdopodobnie nie żyje. Informator podaje też, że w 1949 roku Otto przedostał się na teren Rzymu z tajemniczym pakunkiem, którego zawartość informator objawia Wiesenthalowi. Zdumiony tropiciel zbrodniarzy wojennych zarządza natychmiastowe śledztwo, jednak wszystkie tropy kończą się w ślepym zaułku. Wiesenthal chowa list od informatora do specjalnej teczki z napisem „Otto von Wächter” i odkłada na półkę. Teczka trafia do Centrum im. Szymona Wiesenthala w Wiedniu, powoli pokrywa ją kurz.

Lipiec 2016 roku, Austria. Zamek Hagenberg, własność Horsta von Wächtera, syna Ottona

Ze starej skrzyni wyjmuję szary, mocno sfatygowany notatnik. Na okładce widnieje data: „1949”... (…)

Powyższy tekst to fragment książki Magdaleny Ogórek „Kat kłania się i zabija” wydanej przez wyd. Fronda.

Magdalena Ogórek, Kat kłania się i zabija, wyd. Fronda