W komentarzach do sankcji wymierzonych w Rosjan po ich agresji na Ukrainę słyszy się często troskę, by w jakikolwiek sposób nie spostponować ich wielkiej kultury. No bo jakże tu żyć bez Rachmaninowa i Tołstoja, Prokofiewa i Dostojewskiego, bez Czajkowskiego… Bez Puszkina wreszcie, złączonego przecież z naszym Mickiewiczem serdecznym, poetyckim uściskiem.
Naprawdę?
Miał Aleksander Siergiejewicz Puszkin antypolską fobię, która z całą mocą ujawniła się po wybuchu powstania listopadowego. W listach do przyjaciół wywodził: „A jednak ich trzeba zadusić i nasza powolność jest męcząca. Dla nas bunt Polski – to sprawa rodzinna, dawna, dziedziczna waśń”. A po zdobyciu Warszawy przez Moskali dawał upust radości: „Proszę sobie wyobrazić, z jakim zachwytem przyjąłem tę wiadomość”.
Jego zachwyt osłabł, gdy przekonał się, jak Europa przyjęła ten moskiewski sukces. I wtedy popełnił wiersz „Oszczercom Rosji”, kierując go – w zasadzie – do francuskich parlamentarzystów i dziennikarzy:
Zostawcie nas, wy, co nie znacie
Tych zakrwawionych kart dziejowych.
Obca wam jest ta kłótnia braci,
Ten niepojęty spór domowy.
Gdy Kreml, gdy Praga się odzywa,
Wy nie słyszycie;
Ale bezmyślnie was porywa
Odwaga walki rozpaczliwa –
Wy nas nienawidzicie…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.