Adam Doboszyński uznanie w środowisku endeków zdobył swoją książką „Gospodarka narodowa”, w której poruszał kwestię ekonomiczne i ustrojowe. Po jej publikacji, 30-letni inżynier wstąpił w listopadzie 1934 roku do Stronnictwa Narodowego, gdzie działał jako przewodniczący struktur powiatu krakowskiego. Znacząco je rozwinął, w szczytowym momencie liczyły one bowiem 2500 członków. „Doboszyński m.in. nawoływał do bojkotu handlu żydowskiego, zachęcał Polaków do zakładania sklepów i straganów oraz organizował pomoc dla chętnych do ich zakładania”- pisał historyk Paweł Tomasik. Dużym wydarzeniem była wspomniana pielgrzymka do Kalwarii, w której udział miało wziąć 4000 tysiące narodowców, odmówiono na niej „Modlitwę o Wielką Polskę”.
Do decyzji zajęcia Myślenic Doboszyński dojrzał po powrocie z ćwiczeń wojskowych, gdzie zauważył braki w zaopatrzeniu i uzbrojeniu armii, co wzbudziło u niego „obawy katastrofy”, jak później zeznawał. Ponadto zewsząd dochodziły go głosy o represjach policyjnych na członkach Stronnictwa i faworyzowaniu przez władzę lokalne Frontu Ludowego kosztem SN. Doboszyński polecił utworzenie drużyn ochronnych, które miałyby zabezpieczać partyjne spotkania, to ich członkowie wzięli udział w wyprawie myślenickiej. „Czyn mój wedle mych zamierzeń miał być demonstracją polityczną przeciwko stosunkom policyjnym i administracyjnym panującym w powiecie myślenickim”- zeznawał zatrzymany Doboszyński.
„Idziemy na Myślenice”
Akcja najprawdopodobniej nie była z nikim konsultowana, Doboszyński zwołał drużyny ochronne i na miejscu poinformował ich członków o swoich zamiarach. W wyniku tego część ludzi się wycofała, jednak większość zebranych wyruszała w długi marsz z Chorowic, gdzie mieszkał Doboszyński, do Myślenic. Maszerowali w nocy z 22 na 23 czerwca, uzbrojeni w parę sztuk broni palnej i drewniane pałki. Na miejscu operowały dwie grupy, z których pierwsza pod przewodnictwem Doboszyńskiego udała się na posterunek policji. Narodowcy wdarli się do środka, zaskakując wyrwanego ze snu posterunkowego. Policjant został pobity, wbrew upomnieniom Doboszyńskiego, który nie do końca panował nad tym co robili jego ludzie. Posterunek zdemolowano, a w ręce napastników wpadły karabiny i amunicja. Doboszyński zezna później, że miało to pokazać „jak kruchym jest reżim policyjny”.
Galeria:
Największe miasta II RP
W tym czasie druga grupa przystąpiła do demolowania żydowskich sklepów na myślenickim rynku. Narodowcy dostali się do paru z nich niszcząc towary i próbując podpalić wnętrza. Żona właściciela jednego ze sklepów zezna potem, że napastnicy użyli broni. Pobito również Żydów, którzy jechali na jarmark i przypadkowego świadka zdarzeń. Doszło do próby podpalenia synagogi, która zakończyła się tylko na wypalonej dziurze w podłodze. Wystąpienie antyżydowskie było w planach Doboszyńskiego od samego początku. Choć nie miało być głównym celem wyprawy myślenickiej, to właśnie żydowscy sklepikarze ucierpieli na niej najbardziej.
Na koniec Doboszyński i jego ludzie udali się do mieszkania starosty powiatowego Antoniego Basary. Wyważono drzwi i zaczęto szukać starosty, który wraz ze swoja gospodynią ukrył się w kuchennej komórce. Kryjówkę szybko odkryto i po chwili, jak zeznała gospodyni, Adam Doboszyński miał mierzyć do starosty z pistoletu, czemu on sam zaprzeczył. Starosta zachował jednak zimną krew i powiedział, że jest tylko gościem Basary, który wyjechał do Jordanowa, co potwierdziła gospodyni. Mieszkanie zdemolowano, a Doboszyński kazał przekazać staroście: „przyszliśmy mu podziękować za gnębienie idei Narodowej”.
Akcja w Myślenicach trwała godzinę, w ślad za uciekającym oddziałem ruszyła policja. Doszło do wymiany ognia w skutek, których grupa Doboszyńskiego została rozbita. W trakcie starć z policją zginęło dwóch narodowców, Adama Doboszyńskiego schwytano 30 czerwca, w czasie zatrzymania został ranny w rękę.
„Uwolnić Doboszyńskiego”
Sprawa wyprawy myślenickiej odbiła się dużym echem w kraju i była szeroko komentowana na łamach prasy. Takie same emocje wzbudzały procesy Doboszyńskiego, które odbywały się w Krakowie i Lwowie. Oskarżony stawał dwukrotnie przed sądami przysięgłych, co było pozostałością po zaborze austriackim.
W obu procesach Doboszyński nie uciekał od odpowiedzialności za zajścia myślenickie, ale przede wszystkim skupił się na przedstawieniu co go pchnęło do takiego wystąpienia. Oskarżony, obrona i jej świadkowie zgodnie krytykowali poczynania władz w powiecie krakowskim. Skarżyli się na szykany wobec SN: uniemożliwianie spotkań, konfiskatę gazet i policyjną przemoc. Doboszyński stosunki panujące w powiecie utożsamiał z sytuacja w kraju, wskazywał na biedę chłopów i żydowską dominację w handlu. Mówił również o zagrożeniu ze strony komunizmu, który miał rozwijać się w obrębie wspieranego przez władzę Frontu Ludowego.
Przedstawiciele administracji nie mieli sobie nic do zarzucenia, choć słowa nadkomisarza Nowaka: „ludność traktowała nas nienawistniej niż okupantów” zdają się potwierdzać wersję Doboszyńskiego. Przychylili się do niej przysięgli, którzy w Krakowie całkowicie zaprzeczyli winie oskarżonego, a we Lwowie uznali ją tylko w kwestii napadu na posterunek. „W tych werdyktach ławy przysięgłych odzwierciedlił się stosunek społeczeństwa do rządu”- zapisał po latach Cat-Mackiewicz. W odpowiedzi na to zniesiono instytucje sądów przysięgłych. Ostatecznie, po rozprawie przed sądem okręgowym i decyzji sądu apelacyjnego, Doboszyński został skazany na trzy i pół roku wiezienia.
Dalsze losy
Wojna zastała Doboszyńskiego w czasie, gdy przebywał na urlopie zdrowotnym. Wziął udział w kampanii wrześniowej, ranny w rękę trafił do niewoli niemieckiej, z której uciekł. Z Niemcami wałczył również we Francji, za co został czterokrotnie odznaczony. Po zakończeniu kampanii francuskiej przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie trudnił się przede wszystkim działalnością publicystyczną. Ostro krytykował rząd Sikorskiego, w szczególności za jego politykę wobec Sowietów, uważał że na gabinet ten wpływa masoneria.
Był zdecydowanym przeciwnikiem powstania w kraju, o czym pisał w tekście o wymownym tytule „Ekonomia krwi”. W obliczu nadchodzącej sowieckiej okupacji, uważał że ratunkiem dla Europy Wschodniej może być idea Międzymorza, o której znów ostatnio głośno. Chcąc poznać realia w kraju, Doboszyński wrócił do Polski w końcu roku 1946. Po kilku miesiącach został aresztowany przez UB i poddany ciężkiemu śledztwu. Przedstawiono mu absurdalne zarzuty szpiegostwa na rzecz Niemiec, za co w pokazowym procesie został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 29 sierpnia 1949 roku w więzieniu mokotowskim.
Na podstawie: Krzysztof Kaczmarski, Paweł Tomasik „Adam Doboszyński 1904-1949”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.