Legionowe Wojsko Polskie Piłsudskiego
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski

Legionowe Wojsko Polskie Piłsudskiego

Dodano: 

Lecz nie tylko na wesołej zabawie, przy akompaniamencie gitary, skrzypiec i harmonii upływał czas. Któż nie rozumie emocji, jakie wyzwala piłka nożna, niech zajrzy do legionowych wspomnień. Pisał Lipiński: „Dziś dzień uroczysty, bo na boisku sportowym ma się spotkać nasz batalion z batalionem II. Od godziny już zapełniać się począł »Lasek Polski« wszystką wolną od zajęć żołnierską wiarą. Są i szarże – Berbecki, Wyrwa, Sław, Narbutt – wszyscy komendanci plutonów i kompanii. Gra była zażarta, nie przerywano jej ani na chwilę, choć Moskale jakby się zwiedzieli, co tu się rozgrywa – bić poczęli szrapnelami. Pękały wokół boiska, lecz rozentuzjazmowana wiara i rozżarci gracze ani myśleli ustępować. Ustąpili też Moskale, gdyż po kilku salwach przeniósł się ich ogień na VI batalion”.

Krótko po tym meczu odbył się kolejny, między pierwszym pułkiem I Brygady a czwartym III Brygady, a grę swoją obecnością zaszczycił sam komendant Pierwszej – Józef Piłsudski. „Zaczęła się gra, prowadzona z początku przez obie partie nerwowo. Czwartacy mieli atak, pomoc i bramkarza doskonałych, słabszą tylko obronę. My natomiast bramkarza i backów (czyli obrońców) cudownych, słabszą zaś pomoc. Mimo wszystko byliśmy od początku górą w pierwszej połowie, przypuściliśmy 25 ataków na ich bramkę, ale bez rezultatu, oni zaś tylko 6 ładnych mieli ataków. Pauza, 0:0. Dla nas dobry wynik, gdyż czwartacy już spuchli. Po pauzie zaczęli nas jednak przez kwadrans napierać, ale gdy piłkę dostał nareszcie nasz atak, odtąd jej już nie puszczał na dłuższy czas. Za 12 minut koniec, a jeszcze żadnego wyniku nie ma. Nagle nasz atak dostał piłkę i w szalenie szybkim tempie przeprowadza ją pod bramkę przeciwnika i daje pierwszego gola. Zachęceni tym przypuszczamy atak za atakiem i w 7 minut później dajemy drugiego. Publiczność z I Brygady szaleje z radości, z trzeciej zaś ze złości. Na meczu był obecny Dziadziu i wszyscy pułkownicy I Brygady i pułkownik Roja. Dziadziu nie mniej dzisiaj był z nas zadowolony, jak po najlepszym ataku na mochów”.

Czytaj też:
Narodziny piłki nożnej we Lwowie. Piłkarze wśród obrońców Lwowa

Kilkumiesięczne walki pozycyjne na froncie wołyńskim były najdłuższym w dziejach Legionów okresem względnego spokoju, lecz na szlaku legionowym zdarzały się także wcześniej dłuższe postoje na kwaterze. Brzęk-Osiński po bitwie pod Łowczówkiem zatrzymał się zimą 1915 r. z beliniakami w Andrychowie. Chociaż koledzy twierdzili, że miasto w tym czasie jest straszliwie nudne, to Brzęk szybko przekonał się, że jest inaczej. Poznał tam bowiem „dziewczynę jak malowanie, ognistą brunetkę” o imieniu Irma. Jak po wielu dziesiątkach lat wspominał przyjacielowi, „anim się spostrzegł, jakem stracił zupełnie głowę. A że i ona nie pozostawała obojętna na okazywane jej względy młodego ułana, więc wkrótce zostaliśmy czułą, oddaną sobie parą. I ku dezaprobacie kolegów, wszelkie uroki bibek i kart zblakły mi całkowicie”. Po pewnym czasie kwaterę ułanów niestety przeniesiono poza Andrychów. „Pewnej nocy wymknąłem się z kwatery i w cwał” – snuł dalej opowieść stary ułan. „W godzinkę byłem w Andrychowie i jak w piosence: »Puk, puk w okieneczko, otwórz mi panieneczko i buziaka daj...«. Resztę zostawiam Twojej wyobraźni”. Niestety, w czasie powrotu z kolejnej wizyty, kiedy w oddali majaczyła już kwatera, „na drodze wyrasta jakaś postać i woła rozkazująco: »Stać! Stój!«. Poznałem po głosie – Belina! Karny raport i paka gotowe. Nie może mnie więc poznać i z tą decyzją desperacko szarżuję na Belinę! Ratował się skokiem do rowu, a ja konia do stajni, a sam pod koc i udaję, że śpię. Miałem niezłego stracha, rozumiejąc, żem strunę przeciągnął. Ale śmiałym fortuna sprzyja! Belina dochodzenia nie przeprowadził. Myślał pewno, żem go nie poznał, i wolał nie poruszać swej rejterady do rowu. A ja zrezygnowałem, choć z żalem, z tych nocnych wypraw”.

Współtwórcy niepodległej

Po Akcie 5 listopada Piłsudski uzależnił formowanie Wojska Polskiego u boku Niemiec i Austro-Węgier od powołania rządu polskiego. Ponieważ odrzuciły one to żądanie, w lipcu 1917 r. większość żołnierzy i oficerów Legionów odmówiła złożenia przysięgi na dochowanie wierności sojuszowi z nimi. Wskutek tego „kryzysu przysięgowego” legioniści zostali internowani w Szczypiornie i Beniaminowie, Piłsudski uwięziony w Magdeburgu, inni wysłani na front włoski. Epopeja Legionów dobiegła końca, lecz służba legionistów trwała. Większość po zwolnieniu z obozów internowanych zasiliła utworzoną jeszcze w 1915 r. przez Piłsudskiego tajną Polską Organizację Wojskową, która walnie przyczyniła się do likwidacji okupacji austriackiej i niemieckiej w listopadzie 1918 r., zaś Józef Piłsudski – z woli narodu – został naczelnikiem państwa, co dowodziło również uznania społecznego dla czynu zbrojnego Legionów Polskich.

Czytaj też:
Wisła i Cracovia - sportowy patriotyzm pierwszych piłkarzy

W chwili odzyskania niepodległości większość dawnych legionistów wstąpiła do Wojska Polskiego i wzięła udział w zmaganiach o niepodległość i granice Rzeczypospolitej w latach 1918–1921. Legioniści byli obecni w obronie Lwowa, a dowódca jednego z batalionów strzeleckich, które w sierpniu 1914 r. wkraczały do zaboru rosyjskiego, płk Michał Tokarzewski-Karaszewicz poprowadził zwycięską odsiecz oblężonemu miastu. Stanęli także w szeregach wojska w najcięższej próbie, jaką dla odrodzonego państwa był najazd Rosji bolszewickiej w 1920 r.

W wolnej już Polsce gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, który zanim zyskał sławę pierwszego ułana Rzeczypospolitej, jako jeden piechurów Pierwszej Kompanii Kadrowej ruszył 6 sierpnia 1914 r. do zaboru rosyjskiego, tak wspominał ten historyczny wymarsz: „Choć ciężył pełny rynsztunek bojowy (po jaką cholerę tyle książek napchałem do tornistra?), maszerowaliśmy krokiem raźnym, żeby jak najprędzej dostać się do granicy, boć przecież jasnym było, że idziemy nie na żarty, że nareszcie idziemy na Moskala [...]. Ruszyliśmy naprzód – na Słomniki, Miechów, Kielce – do Warszawy. Wędrowaliśmy długie, długie lata, aż wreszcie doszliśmy. Ale wówczas, w sierpniu 1914 r., niewielu takich było w Polsce, co wierzyli, że dojdziemy”. Chciałoby się, by dziś pamiętało wielu, komu zawdzięczamy 20 lat niepodległej.

Artykuł został opublikowany w 8/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.