Trudno byłoby się doszukiwać w pracach historyków tak eksponowanego w dzisiejszej kinematografii udziału Piktyjek w pierwszych szeregach wojsk. Na Wyspach zdarzało się, że kobiety mieszały się z tłumem wojów idących na bitwę tudzież zajmowały miejsce kupą na tyłach, chcąc u przeciwnika stworzyć wrażenie przewagi liczebnej. W VI w. Bruide mac Der-llei, król Piktów, wraz z wodzami Szkotów z Dalriady postanowił ukrócić zresztą te ekscesy, które niewiele dawały od strony militarnej, a narażały kobiety na niechybną śmierć lub gwałt. „Ktokolwiek zamorduje kobietę, niech jego prawa ręka i lewa stopa odcięte będą przed śmiercią, a potem niech ten człowiek umrze” – głosiły nowe statuty Piktów. Podobnie zaczęto chronić dzieci, mnichów i starców.
Triumf Agrykoli
Rzymianie rozpoczęli na dobre próby podboju dzisiejszej Szkocji w 71 r. n.e. W latach 80. legatem Brytanii był Gnejusz Juliusz Agrykola. W Grampianach spotkał się w polu z zastępami Piktów (zwanych wówczas jeszcze Kaledonami) w pobliżu szczytu, który Rzymianie zwali Graupius. Piktowie woleli działać po partyzancku, jednak zostali zmuszeni do przyjęcia bitwy, bojąc się doszczętnego zniszczenia pól uprawnych przez nadciągających z południa Rzymian. Postronnemu obserwatorowi mogło się wydawać, że wszelkie atuty w tym starciu są po stronie Piktów: mieli przewagę liczebną oraz przewagę wysokości. Legion musiałby nacierać pod górę. Kaledoński wódz Calgach (Calgacus) wygłosił mowę: „Ilekroć rozpatruję powody wojny i nasze krytyczne położenie, ożywia mnie wielka nadzieja, że dzisiejszy dzień i wasza jednomyślność będzie początkiem wolności dla całej Brytanii. Albowiem zespoliliście się wszyscy i nie znacie jeszcze niewoli, a poza nami żadna ziemia, a nawet morze nie jest bezpieczne, gdyż zagraża nam flota rzymska... Tu wódz, tu armia – tam daniny, kopalnie i wszystkie inne kary niewolników; czy mamy je wiecznie znosić, czy zaraz pomścić, rozstrzygnie się na tym polu. Przez to w chwili wymarszu do bitwy myślcie nie tylko o waszych przodkach, lecz także o potomności”.
Czytaj też:
Bitwa w Lesie Teutoburskim. Zagłada trzech legionów
Agrykola zostawił jednak Rzymian w odwodzie, a kazał atakować wojskom pomocniczym złożonym z germańskich Batawów. Rozpoczął się krwawy bój spotkaniowy na barbarzyńską modłę. Piktowie, widząc, że nie mogą poradzić sobie z Batawami, chcieli ich okrążyć. Ich drugi rzut już zaczął zbiegać ze wzgórza, gdy wyrosła przed nimi rzymska jazda. To Piktowie zostali otoczeni. Doznali potwornych strat, jednak ponad połowie udało się czmychnąć w pobliskie knieje. Wysłana w pościg jazda nie była w stanie ich znaleźć. Ów triumf nie dał jednak Agrykoli za wiele. Maszerując przez Szkocję, stwierdził, że okupacja tego kraju jest kompletnie nieopłacalna. Nie było tu nic do zagrabienia, teren był niegościnny dla rzymskiego osadnictwa, nie było elit, które za cenę autonomii dałyby się okiełznać. Trudno było nawet znaleźć przeciwnika kryjącego się pośród wzgórz i moczarów. Nastąpiło trwające kilkadziesiąt lat status quo, które w dość wyraźny sposób wyznaczał Mur Hadriana i dużo słabszy położony na północ Wał Antonina. Biegnący w poprzek wyspy mur Hadriana wzmocniony był fosami i wałami. Nie był w stanie powstrzymać wielkiej inwazji, regulował natomiast migracje i handel, kanalizując go do kilkunastu fortów i pozwalając ściągać Rzymianom opłaty. Piktowie choć dzicy, potrafili handlować.
„Rozerwani na strzępy”
Wyprawy Piktów poza mur były jedynie łupieżczymi wypadami, choć często wymagały interwencji samych cesarzy. Prawdziwe kłopoty nadeszły w 180 r. Dyscyplina w rzymskiej armii wówczas nieco podupadła. 70 proc. kontyngentu składało się bowiem z wojsk pomocniczych (auxilia). Na germańskich Batawów można było liczyć, ale uzupełnienia, wbrew rzymskiemu zwyczajowi, czyniono z miejscowych Brytów, od wielu lat odwykłych od wojaczki. W czasie jednego z piktyjskich wypadów za mur zginął nawet jeden z legatów. Jak pisze Wojciech Lipoński w „Narodzinach cywilizacji Wysp Brytyjskich”: „Żołnierze byli bowiem zdemoralizowani i łatwo popadali w panikę w zetknięciu z niekonwencjonalnymi metodami walk barbarzyńców, którzy unikali otwartego starcia, siejąc popłoch nocnymi napadami, likwidując małe odłączone oddziały i budząc przerażenie nieustającymi zasadzkami”.
Czytaj też:
Wandalowie dwa razy zdobyli Rzym i założyli państwa w Hiszpanii oraz w Afryce
Cesarz Kommodus brutalnymi metodami przywrócił dyscyplinę i w 187 r. udało się zabezpieczyć prowincję. W 197 r. Piktowie uderzyli ponownie, zachęceni zwinięciem części legionów z muru, potrzebnych akurat w innej części imperium. W 209 r. cesarz Septymiusz Sewer zdecydował się rozwiązać problem Piktów raz na zawsze, wkraczając na ich ziemie i docierając do północnych wybrzeży wyspy. „Lecz nie stoczył żadnej bitwy i nie napotkał wroga stojącego w szyku. Wróg celowo wypuszczał owce i bydło przed żołnierzy, by próbowali je schwycić. W ten sposób odciągali ich coraz dalej, aż byli kompletnie wyczerpani; gdyż brak wody sprawiał Rzymianom wiele cierpień. Wtedy byli atakowani, a ci niezdolni już do marszu byli zabijani przez własnych towarzyszy, by uniknąć pochwycenia” – pisał Dion. Okrutna wojna partyzancka pochłonęła tysiące ofiar po każdej stronie.
Pod koniec IV w. legiony coraz częściej odwoływano z muru (Rzym pogrążał się w wojnach domowych). Piktowie uderzyli, wcześniej likwidując rzymską siatkę wywiadowczą. Zapłonęły wsie i miasta na całej wyspie. Z każdym dziesięcioleciem było coraz gorzej, aż w 410 r. legiony wycofano z Brytanii na stałe. Beda Czcigodny zanotował: „Po tych wydarzeniach na murach wystawiono straże pełne ludzi bojaźliwych. Spętanych strachem, z dnia na dzień opuszczał ich duch. Z drugiej strony wróg nie przestawał atakować. Za pomocą haków tchórzliwi obrońcy byli strącani w pożałowania godny sposób z murów i spadali na ziemię. W końcu Brytowie, zapominając o swoich miastach i fortyfikacjach, uciekli i zostali rozproszeni. Wróg ścigał ich i tak doszło do masakry straszniejszej niż kiedykolwiek przedtem. Nieszczęśni mieszkańcy tych ziem byli rozrywani na strzępy niczym owce rozrywane są przez dzikie bestie”. Dzieła zniszczenia dopełnili Sasi, Anglowie, Jutowie ze wschodu oraz irlandzcy piraci z zachodu.
Czytaj też:
Attyla - bicz boży
We wczesnym średniowieczu losy Piktów układały się zmiennie. Przestali już malować swoje oblicza, ale wciąż napadali i grabili. Do VII w. ulegali militarnie Szkotom, ale za panowania Oengusa (Angusa) mac Fergusa w połowie VIII w. stali się najsilniejszym ludem na północy Brytanii. W 685 r. próbował ich poskromić władca angielskiej Northumbrii Ecgfrith. Piktowie swoim zwyczajem zwabili go w zasadzkę koło jeziora Loch Insh. „Wróg zachowywał się tak, jakby chciał uciec, i król został wciągnięty w ciasne przejścia w niedostępnych górach i zabity z większą częścią swoich sił” – pisał Beda Czcigodny. Do Piktów należała przewaga oręża, jednak kulturowo i językowo ulegali coraz bardziej Szkotom (podobny los wieszczyli Księstwu Mazowieckiemu nasi historycy, gdyby Prusowie nie zostali ujarzmieni przez Krzyżaków). W 848 r. Cináed mac Ailpín (Kenneth MacAlpin) ze szkockiej Dalriady został również królem Piktów. Tak narodziło się Królestwo Szkocji. Piktowie rozpłynęli się w nim całkowicie.
Jakub Ostromęcki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.