Żydowscy komandosi z II RP
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Żydowscy komandosi z II RP

Dodano: 

„Wspólnota interesów” nie była jednak jedynym spoiwem łączącym piłsudczyków i żydowskich bojowników toczących zbrojną walkę o niepodległość. Obie grupy czuły bowiem, że występuje między nimi wielkie podobieństwo. Jak pisała jedna z członkiń Irgunu Lili Strasman, to, że część polskich Żydów zaniechała asymilacji i przeszła na tor bojowo-wyzwoleńczy, wynikało z ich wychowania w legendzie Legionów Piłsudskiego. „Czy w ogóle mogły istnieć grupy sobie bliższe? Oni, którzy poszli z motyką na słońce, i my, którzy czasem wydawaliśmy się sobie grupą szaleńców” – pisała pani Strasman, której mąż był polskim oficerem i zginął w Katyniu.

Piłsudski był natchnieniem i największym idolem syjonistów-rewizjonistów – mówił mi żydowski historyk prof. Colin Schindler. – Pamiętali, jak podczas wojny rosyjsko-japońskiej jeździł do Tokio i jak przed I wojną światową organizował u boku Austro-Węgier legiony do walki z caratem. Tutaj nie chodziło zresztą tylko o niego, lecz o całą historię polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego. Historię garstki ludzi, którzy rzucili wyzwanie potężnemu imperium carów, co wydawało się szaleństwem. I ku zaskoczeniu świata polska walka z rosyjskim kolosem zakończyła się sukcesem. Na to samo liczyli syjoniści. Uważali, że jeżeli będą tak zdeterminowani i dzielni jak Polacy, to także wywalczą swoje państwo. Nie przez przypadek Polska była centrum ruchu syjonistów rewizjonistów. To tu byli najbardziej popularni. Ten ruch był przesiąknięty polskością.

Założona przez Piłsudskiego tajna Polska Organizacja Wojskowa (POW) była wzorem dla Żabotyńskiego i jego najbliższego współpracownika Abrahama Sterna do tworzenia własnych struktur bojowych. „Cały czas przypominali oni, że Piłsudski, aby osiągnąć swój cel, nie tylko używał przemocy, ale także metod wręcz terrorystycznych – podkreślił prof. Schindler. – Przecież on nawet rabował pociągi, aby zdobyć fundusze na swoje akcje. Dokładnie to samo w Palestynie robili syjoniści-rewizjoniści”.

Poeta i żołnierz

Kluczową rolę w całej historii odegrał wspomniany Abraham Stern. Jeden z najbardziej bojowych żydowskich działaczy. To właśnie on kierował podziemną organizacją zbrojną na terenie Palestyny. A w 1939 r. przyjechał do Polski, aby nadzorować szkolenia swoich ludzi na poligonach w Adrychowie, Rembertowie i Warszawie.

„Stern wolał używać nazwiska hebrajskiego Ben Mosze – wspominał Drymmer. – Ben Mosze urodził się w Polsce. Wychowany na naszych poetach romantycznych (uwielbiał Słowackiego) i naszych bohaterach narodowych, za wzór stawiał sobie Piłsudskiego, którego wypowiedzi znał na pamięć i często przytaczał. Był doskonałym przywódcą, fanatycznym zwolennikiem zdobycia niepodległości Palestyny własnym, krwawym wysiłkiem. Za Adamem Skwarczyńskim, powtarzał: »Państwo zdobywa się krwią, buduje pracą«. Miał twarz i oczy proroka żydowskiego. Wyglądał na tego, kim był: poetę i żołnierza”.

Abraham Stern, pochodzący z Suwałk lider ugrupowania Lohamet Herut Israel (Bojownicy o Wolność Izraela)

Kurs szkoleniowy w Andrychowie trwał cztery miesiące. Zgodnie z polsko-żydowską umową wkrótce miały rozpocząć się kolejne szkolenia – następnych kilkudziesięciu bojowników żydowskich już było przygotowanych na podróż z Palestyny do Polski. Wybuch wojny we wrześniu 1939 r. pokrzyżował jednak te plany. Mało kto wie, że w kolejnej grupie miał przyjechać do Polski Icchak Szamir, przyszły premier Izraela. Tak, ten sam, który zasłynął słowami, że „Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki”.

Czytaj też:
Wojna sześciodniowa - historyczny sukces Izraela

Wojna uniemożliwiła również przerzucenie do Palestyny kolejnego transportu broni i amunicji, który Polska podarowała syjonistom-rewizjonistom. Pozostał on w tajnym składzie na Ceglanej w Warszawie. Klucze do tego składu miała zaś – cytowana wyżej – pani Strasman. Gdy wokół polskiej stolicy zacisnął się pierścień niemieckiego okrążenia, dzielna działaczka Irgunu udała się do dowodzącego obroną miasta gen. Waleriana Czumy i poinformowała zdumionego oficera o istnieniu broni. Nie wiadomo, czy zdążono jej użyć.

Rewanż

Co ciekawe, kontakty na linii piłsudczycy – prawicowi syjoniści nie urwały się wraz z wybuchem wojny. Nieoczekiwanie odżyły w 1942 r., gdy do Palestyny przybyła armia Władysława Andersa. To właśnie wówczas – za cichym przyzwoleniem generała – z polskiego wojska „zdezerterowało” około 3 tys. żydowskich żołnierzy, których duża część zasiliła szeregi podziemnych, antybrytyjskich organizacji zbrojnych.

Jednym z nich był słynny Menachem Begin. Jeden z najwybitniejszych działaczy ruchu syjonistyczno-rewizjonistycznego, który w przyszłości miał zostać premierem Izraela i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Abraham Stern nawiązał zaś kontakt z przebywającymi w Palestynie piłsudczykami. Postanowił odwdzięczyć się za okazaną kilka lat wcześniej pomoc. To dzięki wsparciu żydowskich prawicowców piłsudczycy mogli wydawać i kolportować na Bliskim Wschodzie nielegalną gazetę „Biuletyn Niezależnych”, która była wymierzona w Związek Sowiecki i prosowiecki rząd Władysława Sikorskiego. Współpraca była tym łatwiejsza, że do Jerozolimy trafił Wiktor Tomir Drymmer.

„Jako przykład pozytywnego stosunku Irgunu i Hagany do naszych oddziałów w Palestynie – wspominał – było zwrócenie się jednej z tych organizacji do płk. Marszałka, dowódcy wojsk polskich, z życzeniem, by polskie samochody wojskowe miały wymalowane proporczyki na drzwiach. Proporczyk biało-czerwony widziany z daleka przez obserwatora żydowskiego zapobiegał odpaleniu miny na drodze czy szosie, po której krążyły samochody brytyjskie”.

Chociaż Abraham Stern został w 1942 r. zamordowany przez brytyjską policję, droga, którą obrał wraz z towarzyszami swojej walki, okazała się słuszna. Tak jak Polacy w 1918 r. odzyskali niepodległość, tak syjoniści w 1948 r. stworzyli państwo Izrael. Pomoc, jaką otrzymali w latach 30. od Polski, była ważnym krokiem do spełnienia tego marzenia.

Artykuł został opublikowany w 11/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.