Do historii przeszły choćby takie akcje, jak rozbicie obozu NKWD w Rembertowie. Był to jeden z ośrodków, w których czerwony okupant w bestialski sposób dręczył żołnierzy polskiego podziemia przed deportowaniem ich do Sowietów. W nocy z 20 na 21 maja 1945 r. placówka została zaatakowana przez oddział ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury”. Zaskoczeni bolszewicy zostali pokonani, a 600 Polaków oswobodzonych.
Trzy dni później w Lesie Stockim doszło do walnej bitwy między Armią Krajową a bandami UB, NKWD i MO. Komuniści, którzy dysponowali wielką przewagą liczebną i kilkoma pojazdami pancernymi, byli pewni, że zgniotą żołnierzy Mariana Bernaciaka „Orlika”. Polacy nie poszli jednak w rozsypkę i przywitali Sowietów ogniem. Załogi pojazdów pancernych zostały wysieczone ogniem karabinów maszynowych, a same pojazdy rozbite granatami.
W chaosie, który zapanował, „Orlik” wraz ze swoją obstawą wpadł na grupę kilkunastu ludzi w polskich i sowieckich mundurach. Przez pewien czas obie strony mierzyły się wzrokiem. Polacy zażądali hasła. Gdy w odpowiedzi usłyszeli: „Leningrad!”, wszystko stało się jasne. Grupa mężczyzn została natychmiast zastrzelona.
Okazało się, że było to dowództwo komunistycznej obławy. Wśród zabitych byli m.in. naczelnik Wydziału do walk z Bandytyzmem WUBP Lublin kpt. Henryk Deresiewicz oraz zastępca PUBP w Puławach por. Aleksander Ligęza ps. Armata. Po ich śmierci siły komunistyczne rzuciły się do ucieczki. Polacy jeszcze długo tropili i likwidowali grupki próbujących ujść z życiem NKWD-zistów.
Nieco wcześniej, pod Kuryłówkami na Rzeszowszczyźnie, partyzanci NZW rozbili w walnej bitwie oddział pościgowy NKWD. Ostrzelani z broni maszynowej i obrzuceni granatami bolszewicy wpadli w panikę. „Gdy podeszliśmy blisko pozycji zajmowanych przez Rosjan – relacjonował Zbigniew Bukojemski »Grom« – przerwali ogień i zaczęli się bezładnie wycofywać. Oddział »Wołyniaka« siedział im na karku, chcąc uniknąć okrążenia, Sowieci zaczęli na całej linii panicznie uciekać, niektórzy porzucając broń i amunicję, by było im lżej. Dopiero teraz zaczęło się na dobre polowanie”.
Według historyków w bitwie tej siły nieprzyjaciela poniosły bardzo wysokie straty. Zginęło około 70 NKWD-zistów. Partyzantów NZW zginęło tylko kilku, ale za to następnego dnia bolszewicy w akcie odwetu spalili wieś Kuryłówkę i zamordowali mieszkających w niej mężczyzn. Były to praktyki stosowane powszechnie przez „wyzwoliciela” ze Wschodu.
Na odwróconym stołku
Bardzo dotkliwe dla nowego okupanta były również akcje likwidacyjne. Oto relacja por. Zygmunta Błażejewicza z AK-AKO w Bielsku Podlaskim z zamachu na miejscowego dowódcę Smiersza, starszego lejtnanta Aleksandra Dokszyna: „Wszedłem do środka. Dokszyn podniósł kieliszek z wódką do ust. Na moje »ruki w wierch – my polskije partizany« rzucił kieliszek na ziemię i porwał za leżącą przed nim pepeszę. Ludzie siedzący za stołem upadli na ziemię. Na nieszczęście lampa stojąca na stole zgasła. Długo jeszcze strzelaliśmy na oślep. Na wszytej na piersiach Dokszyna legitymacji »Smiersz« były trzy dziury z mojej pepeszy. W skórzanej torbie były nazwiska i pseudonimy szpicli”.
To właśnie wówczas narodziły się legendy. Major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, kapitan Henryk Flame „Bartek”, porucznik Franciszek Jaskulski „Zagończyk”, kapitan Stanisław Sojczyński „Warszyc”, major Jan Tabortowski „Bruzda”, podpułkownik Andrzej Rzewuski „Hańcza”. Ludzie ci na stałe weszli do panteonu polskich bohaterów narodowych.
Choć początkowo Żołnierze Wyklęci osiągnęli spore sukcesy, walka, którą prowadzili, była walką straceńczą. Nie byli w stanie uratować swojej ojczyzny. Upragniona III wojna światowa nie wybuchła, Armia Czerwona nie opuszczała Polski, a komuniści stosowali wobec podziemia niepodległościowego niezwykle brutalne i bestialskie metody. Już 12 lipca 1945 r. szef bezpieki Stanisław Radkiewicz wydał okólnik numer 9 o przeprowadzeniu operacji likwidacji „band”.
Według pisma numer 002405 wydanego przez prokuraturę wojskową „władze bezpieczeństwa publicznego lub dowódcy jednostek wojskowych biorących udział w walce z bandytami są upoważnieni do rozstrzeliwania na miejscu bez sądu wszystkich dywersantów i bandytów złapanych z bronią w ręku”. Tajny okólnik PPR z 1945 r. głosił zaś, co następuje: „W razie przejawów większej, nieuchwytnej aktywności AK w danym terenie należy wykonać ogólną pacyfikację”.
Wytyczne te przez zbrodniarzy z UB – kierowanych przez „doradców”, a tak naprawdę przełożonych z NKWD – były wcielane w życie bez żadnych skrupułów. Zaczęła się martyrologia niezłomnych. Żołnierze podziemia niepodległościowego byli rozstrzeliwani w lasach i męczeni na śmierć w obozach. Tych, którzy byli poddani śledztwu przez UB, torturowano. Komuniści wprowadzili w okupowanej Polsce wszystkie praktyki znane z przesłuchań sowieckiej bezpieki.