Bitwa nad Antietam
Nocą 17 września padało. Co jakiś czas słychać było pojedyncze strzały pikiet. "Waleczny Joe" Hooker był zadowolony, że wreszcie nadchodzi rozstrzygnięcie, a on wyznaczony do przeprowadzenia pierwszego ataku, znajdzie się w epicentrum wydarzeń. Nie podzielał zachowawczości swojego dowódcy. Nie było tajemnicą, że miał aspiracje, by objąć jego stanowisko. Zadowolony był także generał Joseph Mansfield. Blisko 60-letni oficer wiele lat służył w armii, lecz nigdy nie dowodził w bitwie. Po reorganizacji armii przez McClellana objął XII korpus i wreszcie nadchodziło jego "pięć minut". Starszy od niego o pięć lat Sumner miał mniej "szczęścia". Liczył, że McClellan mianuje go dowódcą całego skrzydła. Na razie jednak czekał ze swoimi żołnierzami po wschodniej stronie Antietam jako rezerwa.
Po obu stronach spokojnego malowniczo położonego strumyka ubrani w szare i granatowe mundury Amerykanie w napięciu oczekiwali, co przyniesie dzień.
Lewe skrzydło
Bitwa rozpoczęła się od ataku wojsk Unii na lewą flankę sił Konfederacji. (Dokładna mapa bitwy na końcu tekstu).
Atak korpusu Hookera
Rankiem, krótko po godzinie piątej, korpus Hookera ruszył do walki. Dywizja Doubledaya uderzyła z północy na pozycje konfederatów w Lesie Zachodnim, dywizja Rickettsa wyłoniła się zaś z Lasu Wschodniego i nacierała na Pole Kukurydzy, na którego skraju przygotowana była silna obrona. Za nimi sunęła jako wsparcie dywizja Meade’a. Łącznie 8600 unionistów atakowało frontem szerokim na prawie kilometr niemal całą linię obronną Jacksona, rozciągniętą na 1,2 km.
Dywizje dowodzone przez generałów Lawtona i J.R. Jonesa przyjęły pierwszy atak, podczas gdy najmniej świeży po walkach poprzedniego dnia ludzie Hooda stanowili odwód. Obie strony łupnęły z dział szrapnelami oraz kartaczami. Pole częściowo zajął pożar i spowił gęsty dym, mocno utrudniając widoczność. Efekt spotęgował dym z karabinów, gdy na Polu Kukurydzy żołnierze Rickettsa znaleźli się pod straszliwym ostrzałem. Konfederaci poukrywani byli za każdym dostępnym płotem, głazem, czy wgłębieniem terenu. Jankesi także szybko zaczęli szukać schronienia, za czym tylko się dało. Lawton rzucił do kontrataku twardą brygadę "Tygrysów z Luizjany" sformowaną w znacznym stopniu z Irlandczyków i Francuzów, ale pułki z Nowego Jorku i Massachusetts stawiły im silny opór.
W wielu miejscach dym całkowicie zasłaniał pole widzenia, wywołując niekiedy chaos i zbliżenie się do wrogich jednostek na odległości znacznie krótsze, niż potrzebne były do oddania strzału. Potęgowało to efekt grozy, bo nierzadko żołnierze widzieli z bliska przeciwnika, co rzadko zdarzało się w poprzednich bitwach. Na dalszą odległość lokalizację oddziałów umożliwiały jedynie powiewające chorągwie. W ferworze szaleńczej walki niektóre pułki traciły orientację w terenie i żołnierze coraz częściej narażeni byli na ostrzał z niespodziewanych kierunków. Z biegiem czasu do akcji wkraczały kolejne brygady, ponosząc niewyobrażalne do tej pory straty. Bitwa przybrała formę ataków i kontrataków wychodzących z rozmaitych kierunków.
Tymczasem "Żelazna Brygada" Gibbona torowała drogę brygadom Patricka i Phelpsa z dywizji Doubledaya ’a ku pozycjom J.R. Jonesa. Żołnierze z Wisconsin i Indiany najpierw wpadli pod ostrzał artylerii konnej Jeba Stuarta ustawionej na pobliskim wzgórzu, żeby zetrzeć się z brygadą Grigsby’ego, spychając ją w głąb lasu. Jankesów zatrzymała brygada Starke’a, której odsiecz była tak dynamiczna, że odległość między walczącymi wyniosła w pewnym momencie niecałe 30 metrów, ale wpadła pod flankujący ogień pułku Strzelców Wyborowych USA i szybko musiała się cofnąć. Dywizja straciła blisko 30 proc. stanu, w tym rannego J.R. Jonesa i śmiertelnie postrzelonego Starke’a, który przejął po nim dowodzenie.
Kontratak Hooda
Około 7.00, gdy sytuacja stawała się coraz trudniejsza także na odcinku Lawtona, Jackson pchnął do ataku jedyną rezerwę, jaką dysponował, czyli 2300 żołnierzy Hooda. Tym razem przełamanie było szybkie i miażdżące. Konfederaci, mimo że natarli szerokim frontem, wyparli wymęczone dwugodzinną walką przerzedzone odziały Rickettsa. Batalia rozgorzała teraz na całym Polu Kukurydzy i rozlała się zarówno na Las Wschodni, jak i Zachodni. W pogoni za cofającymi się jankesami ludzie Hooda wysunęli się daleko za linie obronne, co spowodowało olbrzymie straty. Jej natarcie mocno odrzuciło federalnych, ale zostało ostatecznie powstrzymane na krańcu Pola Kukurydzy, gdzie zgromadzili się m.in. żołnierze Gibbona i część uruchomionej rezerwy z dywizji Meade’a. Dywizja Hooda w ciągu półgodzinnego szturmu straciła 60 proc. stanu. Ale zadanie wykonała. Atak Unii został zastopowany. Dywizja Rickettsa była kompletnie rozbita. Ledwie 300 z 3150 żołnierzy zajmowało pozycje po porannych starciach. Pozostali byli zabici, ranni, uciekli bądź się zgubili. Korpus Hookera stracił 1/3 stanu i musiał przerwać atak.
Generał Lee wysłał na lewe skrzydło część przybyłych właśnie pod Sharpsburg wojsk McLawsa (Formalnie wchodzących w skład korpusu Longstreeta). Zmęczeni całonocnym marszem żołnierze nie mogli prezentować wysokiej wartości bojowej, ale sytuacja była zbyt poważna, aby mogli odpocząć dłużej niż chwilę. Jackson wykorzystał już wszystkie odwody, podczas gdy do ataku na jego skrzydło szykowały się dwa nietknięte unijne korpusy: Mansfielda i Sumnera. W centrum i na prawej flance południowców wciąż nic się nie działo. Dlatego na zagrożony front pomaszerowała też jedna z brygad dywizji D.H. Hilla, ze środkowego odcinka umocnień.
Atak korpusu Mansfielda
Poważny błąd McClellana polegał na tym, że zgromadziwszy trzy korpusy (31 tys. ludzi) naprzeciwko konfederackiej lewej strony, wysłał je do ataku po kolei, zamiast uderzyć jednocześnie choćby dwoma z nich. Nie wykorzystał tym samym atutu zdecydowanej przewagi liczebnej. Po Hookerze nadszedł czas na Mansfielda. Kiedy Mansfield ruszał, około 7.30, Sumner dostał dopiero rozkaz przejścia przez Antietam.
Mansfield rozstawił 7200 żołnierzy w zwartym szyku i ruszył osobiście prowadząc jedną z brygad. Nie zgodził się z żądaniami doświadczonych oficerów, żeby rozluźnić linie celem zmniejszenia skutków ostrzału artyleryjskiego. Niektórzy dowódcy pułków poluzowali linie na własną odpowiedzialność. Konfederackie działa w istocie mocno poraziły żółtodziobów z Pensylwanii, Maine i Nowego Jorku. Ponad połowę korpusu sunącego teraz przez pełne trupów Pole Kukurydzy tworzyły pułki, które nigdy wcześniej nie brały udziału w bitwie. Resztki dywizji Hooda musiały się wycofywać z pozycji, które zdobyły kontratakiem, ale D.H. Hill przybył wraz z brygadą Ripleya, ustawił się na dobrze osłoniętej pozycji na skraju Lasu Wschodniego i rozpoczął morderczy ostrzał. W pewnym momencie Mansfield, nie zdając sobie sprawy, jak blisko są konfederaci, podjechał do regimentu znajdującego się na pierwszej linii. Strzelcy szybko dostrzegli oficera na koniu, śmiertelnie go raniąc. Chwilę później niedoświadczeni jankesi 128 pułku z Pensylwanii zostali zmasakrowani na skraju Pola Kukurydzy i Lasu Wschodniego.
Walki na Polu Kukurydzy i w Lesie ponownie rozgorzały na dobre. Posiłki południowców w sile ok. dwóch tysięcy wyrównały nieco szanse, ale dywizja, którą dowodził doświadczony 60-letni gen. Greene z XII korpusu, narobiła sporo zamieszania w szeregach brygady McRae’a. Jej część uciekła z pola walki, omyłkowo biorąc jeden z pułków za całą brygadę. Greene dotarł ze swoimi ludźmi z Ohio daleko, aż pod Las Zachodni w okolicę kościoła Dunkersów, wypychając konfederackie pułki z Teksasu, Alabamy i Georgii, które trzymały się twardo, ale zaczęła im się kończyć amunicja. Konfederackie działa na tym odcinku znalazły się w zagrożeniu i również musiały zostać cofnięte. Dostrzegł to Hooker i kazał dwóm bateriom unijnej artylerii zbliżyć się do luki i wesprzeć dalsze natarcie. W pewnym momencie „Waleczny Joe” wjechał na zdobyty przez Greene’ego teren i chwilę później został zniesiony z pola walki wraz z kulą umieszczoną w jego nodze prawdopodobnie przez strzelca wyborowego. Dowodzenie I korpusem przejął gen. Meade. W tym czasie w Gibbon ze swoją przetrzebioną "Żelazną Brygadą" wycofał się z przyczółku po drugiej stronie Lasu Zachodniego nieco na północ, a w Lesie została jeszcze brygada Patricka. Były to jedyne oddziały I korpusu, pozostające na polu bitwy. Tymczasem XII korpus zdołał opanować Pole Kukurydzy i Las Wschodni, po czym jego natarcie osłabło i około 9.00 walki na krótki czas ustały.
Jackson był zmuszony skrócić swoją linię obronną. Przesunął bliżej jej środka artylerię Stuarta i brygadę Jubala Early’ego, która wraz z pozostałościami dywizji J.R. Jonesa dowodzonymi teraz przez Grigsby’ego, stanowiła ostatni punkt oporu na lewym skrzydle. Około 1400 ludzi. Rozporoszonych po poprzednich walkach żołnierzy, konfederaccy dowódcy próbowali formować w jakieś zdatne do dalszego boju jednostki. Na miejsce przyjechał gen. Lee i zapewnił, że lada moment zjawi się dywizja McLawsa. Sytuacja była gorsza niż Jackson i Lee sądzili. Podczas gdy szykowali się do odparcia drugiego ataku XII korpusu, na horyzoncie pojawiła się nowa granatowa kolumna szybko zmierzająca w ich kierunku. To II korpus Sumnera włączał się do bitwy.
Atak korpusu Sumnera
Sumner przejął dowodzenie nad całym skrzydłem. Przyjął raport od kierującego teraz XII korpusem gen. Alpheusa S. Williamsa oraz instrukcje od McClellana. Obaj zalecali ostrożność. Sumner słusznie ocenił, a potwierdzali zwiadowcy, że południowcy są mocno pokiereszowani i by nie dać im czasu na odetchnięcie i przegrupowanie, postanowił uderzyć od razu. Z jego trzech dywizji (Frencha, Richardsona i Sedgwicka) w punkcie wyjściowym do ataku znajdowała się tylko ta trzecia. Pozostałe były jeszcze w marszu. Sumer podzielił ją na trzy części i rozstawił w klasyczne szyki: linie w dwóch rzędach, każda długa na niemal 500 metrów. Ustawienie tak długich linii wiązało się z założeniem udanego ataku frontalnego, ale wykluczało ewentualny zwrot w lewo lub w prawo, gdyby któraś z flank została zaatakowana. Parę minut po 9.00 doświadczona dywizja Sedgwicka w liczbie 5400 żołnierzy pomaszerowała w podręcznikowym szyku, a Sumner osobiście poprowadził jeden z pułków.
W tym krytycznym dla Konfederacji momencie nastąpił kolejny zwrot akcji. Dzięki dotarciu na skrzydło piechoty McLawsa Jackson, który natychmiast uświadomił sobie, jaką szasnę dał mu przeciwnik, odsłaniając swoje flanki, mógł rzucić nowe jednostki do oskrzydlenia Sumnera, zanim ten dojdzie do jego pozycji. Runęły one na lewą stronę zaskoczonych jankesów, a chwile później ostrzał rozpoczęli konfederaci ukryci w Lesie Zachodnim za kłodami drzew, wzniesieniami i wapiennymi parapetami. Wykorzystując warunki terenowe i artylerię szybko zrobili potężne wyrwy w szeregach nadciągających jankesów. Z kolei brygada Barksdale’a z Missisipi i Wirgińczycy Early’ego obeszły atakujących od północy i zaatakowali unijne brygady idące na prawym skrzydle i na tyłach.
Gdy Sumner zrozumiał, co się dzieje, dywizja była atakowana z trzech stron i częściowo od tyłu. Natychmiast zarządzony odwrót przerodził się w niektórych miejscach w paniczną ucieczkę. Całe pułki nie zdążyły oddać ani jednego strzału, ponieważ wpadli na nich uciekający z kotła koledzy. Część oddziałów prowadziła wymianę ognia, ale pozwoliło to jedynie nieco uporządkować odwrót. Ten fragment bitwy przeszedł do historii pod nazwą "masakra w Lesie Zachodnim". 2300 żołnierzy zostało wyeliminowanych z walki, w tym ranny Sedgwick. Po odepchnięciu Sumnera południowcy rozpoczęli własny atak przez Pole Kukurydzy, ale zrezygnowali, gdy rozstawione po drugiej federalne działa poczęstowały ich gradem żelaza. Zatrzymali się i cofnęli na skraj Lasu Zachodniego. Przed 10.00 Sumner otrzymał niewielkie posiłki z XII korpusu, ale zostały one powstrzymane przez przybyłą akurat z prawego skrzydła brygadę z dywizji Walkera. Inna konfederacka brygada natarła na pozycje Greene’ego, po czym została odparta z ciężkimi stratami.
Tym akcentem zakończyły się walki na lewym skrzydle Armii Północnej Wirginii. Linia Jacksona przetrwała dzięki umiejętnemu wykorzystaniu posiłków, żelaznej woli walki żołnierzy oraz braku odpowiedniej koordynacji działań po stronie Unii. Straty obu stron wynosiły ponad 12 tysięcy, a zajmowane pozycje były niemal identyczne, jak o świcie. Pole Kukurydzy przechodziło z rąk do rąk kilkanaście razy. "Każda łodyga kukurydzy w północnej części pola została ścięta niczym nożem. Zabici leżeli pokotem. Nigdy nie miałem okazji oglądać równie krwawego, potwornego pola bitwy" – wspomniał później Joe Hooker.
Centrum
Tymczasem bitwa przechodziła w drugą fazę, której areną stał się środkowy odcinek linii Południa. Około 9.30 na pole walki dotarła druga dywizja z korpusu Sumnera pod dowództwem gen. Frencha. Ta, na którą Sumner nie poczekał, rozpoczynając atak dywizją Sedgwicka. French miał pod komendą 5700 żołnierzy, przy czym z dziesięciu pułków jedynie trzy miały jakiekolwiek doświadczenie bojowe.
French ustawił swoje trzy brygady po lewej stronie resztek dywizji Greene’ego. Naprzeciwko czekało 2500 konfederatów skomasowanych na ledwie 800 metrach. Kryli się za umocnieniami w głębocznicy, tzn. drogi, która była tak mocno rozjechana kołami wozów i zmyta deszczami, że znajdowała się poniżej poziomu terenu, tworząc dogodną pozycję defensywną. Rebeliantów chroniły też belki płotów i prowizoryczne zasieki. Przewagę liczebną federalnych niwelował fakt, że stanowiące trzon obrony brygady George’a Andersona i Roberta Rodesa były już obyte w trwającej wojnie, a za ich plecami stało kilka baterii artylerii. Odcinkiem dowodził gen. D.H. Hill. Na miejsce przybyli Longstreet i Lee.
Nie były to najszczęśliwsze okoliczności na debiut, ale żółtodzioby w granatowych mundurach twardo ruszyły w swój bojowy chrzest. Najpierw wystrzeliły konfederackie działa, a następnie kolejne salwy położyły pierwsze linie jankesów. W ciągu pięciu pierwszych minut prowadząca atak brygada Webera straciła 450 ludzi. Federalni położyli się na ziemię i zaczęli odpowiadać ogniem. Zaraz dołączyła brygada Morrisa, ale gdy została wzięta na cel zapanował taki chaos, że jeden z pułków chcąc się bronić, ostrzelał omyłkowo inny pułk z brygady Webera. Ostatnia do walki weszła doświadczona brygada Kimballa i również została powstrzymana.
Krwawa Aleja
Około 10.30 obie strony otrzymały posiłki. Lee ściągnął z prawego skrzydła dywizję Richarda Andersona, 3400 żołnierzy. Z kole do Frencha dołączyła trzecia dywizja z II korpusu pod wodzą doświadczonego gen. Israela Richardsona. Jako pierwsza uderzyła zahartowana "Brygada Irlandzka" z Nowego Jorku. Chcąc spożytkować przewagę liczebną, Irlandczycy ruszyli szarżą "na bagnety", ale wobec olbrzymich strat szybko zrezygnowali i rozpoczęli ostrzał z pozycji leżącej. Richardson osobiście poprowadził do boju kolejną świeżą brygadę, wycofując zdziesiątkowaną "Brygadę Irlandzką". Dwa pułki opanowały przyczółek na wzniesieniu po prawej stronie konfederatów, co umożliwiło im uruchomienie ognia wzdłuż ich okopów.
Powoli dawała też o sobie znać różnica liczebna między granatowymi a szarymi. Ponadto Anderson został ranny, a zastępujący go gen. Pryor nie potrafił odpowiednio szybko włączyć do walki całości dywizji. Kiedy już to zrobił, to na tyle nieudolnie, że w głębocznicy zapanował zamęt. Gdy Rodes, który kawałek dalej kierował swoim odcinkiem, dostrzegł, co się stało, było już za późno, by opanować sytuację. Próbował zacieśniać linię, ale także w jego oddziałach jeden z dowódców mylnie zinterpretował rozkaz oskrzydlenia unionistów i rozpoczął wycofywanie całej brygady. Linia Rodesa stanowiąca skraj konfederackich pozycji w głębocznicy niebawem również uległa załamaniu. Jankesi zdołali podejść dostatecznie blisko, żeby zarzucić gradem kul uciekających w bezładzie przeciwników. Głębocznica z solidnie umocnionej pozycji przemieniła się w śmiertelną pułapkę. Stąd jej późniejsza nazwa "Krwawa Aleja".
Pozycje południowców w centrum zostały przełamane. Widząc to, Richardson rzucił do ataku wszystkie zdolne do walki jednostki z dywizji Frencha i swojej. Longstreet, który wcześniej wyprowadził skuteczny atak na żołnierzy Greene’ego, teraz wrócił na przełamany odcinek. W ostatniej chwili zdążył przesunąć artylerię i Richardson ponownie wpadł pod zmasowany ostrzał. Bateria kpt. Millera z elitarnej artylerii Waszyngtona z Nowego Orleanu ładowała do luf podwójne porcje kartaczy. Z kolei D.H. osobiście wyprowadził niewielkimi siłami śmiały kontratak, i choć szybko musiał się cofnąć, to Longstreet zyskał dodatkowy czas na uformowanie nowej linii obrony. Tymczasem Richardson nie mógł się doprosić od McClellana podciągnięcia dział, mimo że stały niedaleko na jego frontem. Ostatecznie z uwagi na wysokie straty (3 tys. ludzi) około 13.00 wycofał się na bezpieczną odległość. (Konfederację walka w centrum kosztowała 2600 straconych żołnierzy).
Niewykorzystana okazja
Inicjatywa dalej leżała jednak po stronie Unii. Wypchnięci z głębocznicy rebelianci utworzyli wprawdzie nową linię obrony bliżej Sharpsburga, ale przewaga jankesów stała się przytłaczająca. Nad Antietam właśnie dotarł korpus Franklina. (W niepełnym składzie, bo jedna z dywizji kompletnie pomyliła drogę). W rezerwie stał korpus Portera. Do wykorzystania była też kawaleria Pleasontona. Razem ponad 25 tys. żołnierzy, którzy tego dnia jeszcze nie walczyli. Idąc za ciosem w centrum, Armia Potomaku miała możliwość przecięcia Armii Lee na dwie części. Gdyby tak się stało, zgrupowanie Jacksona miałoby z trzech wojska Unii, a za plecami wielką rzekę (Potomak). Richardson przegrupowywał swoich żołnierzy z zamiarem ponowienia ataku, ale pech chciał, że został ranny w nogę i zabrany na tyły. Tymczasem McClellan odbył naradę z Franklinem, Sumnerem i Porterem. O ile ten pierwszy rwał się do walki, to dwaj pozostali zalecali zachowanie rezerwy w razie potencjalnego natarcia konfederatów. (Co ciekawe, obawy Sumnera nie były całkowicie oderwane od rzeczywistości, bo Lee, chcąc odciążyć centrum, naprawdę rozważał wypad na jego odcinek, dopóki Jackson i Stuart nie odwiedli go od tego pomysłu). McClellan zdecydował, że na razie korpusy Franklina i Portera pozostaną w rezerwie. Dywizja Richardsona, dowodzona teraz przez gen. Winfielda Hancocka – który z waleczności zasłynie na późniejszym etapie wojny – również miała zaniechać ataku.
Prawe skrzydło
Na południe od Sharpsburga, czyli na prawym skrzydle Konfederacji, pozycje obu stron rozdzielał Antietam, a przeprawę stanowił wspomniany Most Dolny. Po jego zachodniej stronie trzy tysiące żołnierzy D.R. Jonesa dysponujących jedynie 12 działami obstawiało długi na 1,5 km. odcinek. Ta szczupłość sił wynikała z konieczności przerzucenia części z nich na zaatakowane kierunki. Po wschodniej stronie potoku był 12,5-tysięczny korpus Burnside’a z 50 działami. Burnside już na starcie popełnił błąd niosący za sobą daleko idące skutki. Otóż powziąwszy 16 września wiadomość, że gdzieś niedaleko na zachód znajduje się bród, którym mógłby przerzucić część żołnierzy i oskrzydlić konfederatów, nie przeprowadził odpowiedniego rozpoznania. W efekcie, gdy następnego dnia dostał rozkaz ataku, wciąż nie miał żadnego alternatywnego przejścia niż obsadzony przez wroga Most Dolny.
Most Dolny
Był to odizolowany od reszty, najbardziej wysunięty punkt pozycji D.R. Jonesa. Most miał ledwie 38 metrów długości, ale tuż za jego zakończeniem po konfederackiej stronie znajdowało się wysokie, strome, gęsto porośnięte wzgórze, na którym ulokowało się 400 doświadczonych strzelców z Georgii. Obroną dowodził gen. Robert Toombs – jeden z czołowych polityków Południa. W 1861 roku przegrał z Jeffersonem Davisem rywalizację o prezydenturę Stanów Skonfederowanych. Potem krótko był sekretarzem stanu w jego gabinecie, po czym wstąpił do armii. Tzw. generałowie polityczni rzadko kiedy sprawdzali się w roli dowódców na polu bitwy, ale nad Antietam Toombs spisał się znakomicie.
Działania rozpoczęły się około 10.00, kiedy kurier od McClellana dostarczył Burnside’owi rozkaz przekroczenia mostu. Głównodowodzący chciał w ten sposób skoordynować atak na prawe skrzydło południowców z uderzeniem na centrum. Burnside dopiero wtedy wysłał dywizję Rodmana wzdłuż potoku w poszukiwanie brodu. Część jednostek została potraktowana ogniem, gdyż okazało się, że w zaroślach po drugiej stronie czaiło się kolejnych kilkuset południowców. Tymczasem unioniści próbowali przełamać obronę Toombsa w jej najsilniejszym punkcie. Najpierw natarła brygada Croocka, następnie Nagle’a. Oczywiście próba przebycia potoku wpław przy ostrzale byłaby już kompletnie destrukcyjna, toteż nacierali przez Most Dolny. Jedna z kompanii spróbowała przejść przez wodę, ale nie skończyło się to dla niej dobrze. Mimo odważnej postawy żołnierzy, obie brygady zostały odparte, ponosząc dotkliwe straty.
McClellan słał do Burnside’a kolejnych kurierów z ponagleniami. W centrum trwała zażarta walka, a on wciąż nawet nie zbliżył się do głównych pozycji Konfederacji na prawym skrzydle. Około 12.00 federalni urządzili nawałę artyleryjską i na most natarła kolejna brygada. I tym razem morderczy ogień zza drzew w zastraszającym tempie ścinał ich z nóg, ale schody zaczynały się także dla obrońców. Raz – kończyła się amunicja, dwa – nadeszła wiadomość, że jankesi maszerują na ich skrzydło. Trzy kilometry dalej żołnierze Rodmana odnaleźli "zaginiony" bród. Wreszcie dwa doświadczone pułki z Nowego Jorku i Pensylwanii zerwały się i pędem przebiegły przez most pod gradobiciem konfederackich karabinów, ustanawiając po zachodniej stronie potoku mały przyczółek. Kiedy już związały walką przeciwnika, na moście zaroiło się niebieskich mundurów. Nie mając innego wyjścia, Toombs rozpoczął odwrót na północ ku Sharpsburgowi, by dołączyć do pozycji D.R. Jonesa. Zdobycie mostu – nazwanego później Mostem Burnside’a – kosztowało jankesów 500 rannych i zabitych, Południe straciło 160 żołnierzy.
Atak korpusu Burnside’a
Po raz trzeci tego dnia Armii Północnej Wirginii groziło olbrzymie niebezpieczeństwo. Zwinięcie jej prawego skrzydła automatycznie oznaczałoby utratę jedynej drogi odwrotu – przez bród Botelera na Potomaku. Korpus Burnside’a przechodził przez most, ale ponownie dały o sobie znać kłopoty organizacyjne skutkujące opóźnieniem akcji. Coraz mocniej zirytowany McClellan zagroził Burnside’owi odebraniem dowodzenia, jeżeli natychmiast nie ruszy całym korpusem do ataku. Poślizg wynikał z wyczerpania żołnierzy i braków w amunicji brygad, które walczyły o most. Oficerowie korpusu nie zadbali o dostarczenie na czas uzupełnienia. Okazało się zaś, że ustawionej na tyłach, wyznaczonej do poprowadzenia dalszego natarcia świeżej dywizji Wilcoxa dotarcie na most zajęło prawie godzinę.
Wszystko to dało południowcom dodatkowy czas. Cała piechota ze środkowego odcinka była zaangażowana w walkę, ale udało się przynajmniej sprowadzić trochę dodatkowych dział. R.D. Jones rozstawił swoich 2800 żołnierzy w dwóch zgrupowaniach pod samym Sharpsburgiem. Brygady Garnetta i J. Walkera były bliżej centralnej części frontu, przez co musiałby być przygotowane nie tylko na atak Burnside’a, ale także z kierunku Mostu Środkowego. Dalej, na południe, brygady Draytona, Kempera, i na skraju skrzydła Toombs.
O 15.00 prawie trzy dywizje, 8800 żołnierzy, wreszcie wznowiły natarcie. Zgrupowanie Wilcoxa skierowało się na Sharpsburg, a dywizja Rodmana w kierunku drogi na bród Botelera celem zamknięcia konfederatom drogi ucieczki. Doświadczeni żołnierze Rodmana wpadli pod ogień dział, ale na swoje szczęście, mogli chociaż na chwilę zejść artylerzystom z pola widzenia, chroniąc się w miejscu, w którym było zapadnięcie terenu. Dotarli tam ze znacznymi stratami, przegrupowali się i wynurzyli ponownie, tym razem biegiem. Artylerzyści zdążyli wycofać się do Sharpsburga, a na drodze unionistów wyrośli strzelcy Kempera i Draytona. Po zaciętej wymianie ognia twardzi Wirgińczycy również musieli ustąpić pola. Jankeska brygada, która prowadziła atak, straciła 445 z 940 żołnierzy, ale za nią szły kolejne jednostki. Tymczasem na drugim odcinku Wilcox również zepchnął Garnetta i J. Walkera z zajmowanych pozycji i podchodził pod Sharpsburg. Walki przeniosły się pod obrzeża miasta, a setki cofających się konfederatów wypełniły ulice. Korpus Burnside’a opanował prawie cały teren na południowy wschód od Sharpsburga.
Odsiecz A.P. Hilla
Kiedy klęska prawego skrzydła Konfederacji wydawała się przesądzona, nastąpił kolejny zwrot akcji. Po ośmiogodzinnym marszu z Harper’s Ferry na pole bitwy nadciągnęła dywizja A.P. Hilla. Gdyby McClellan operował kawalerią na flankach, miałby szansę dowiedzieć się o tym ruchu i uwzględnić go w swoich planach. Gdy Burnside dowiedział się o nowych jednostkach wroga, jego brygady były już rozwinięte w kolumny uderzeniowe, a A.P. Hill szedł wprost na ich lewe skrzydło. Wcześniej był w stałym kontakcie z Lee poprzez kurierów, dzięki czemu wiedział, gdzie skierować swoich 3300 żołnierzy, by nie zmarnować ani chwili.
Po 15.30 trzy brygady Hilla runęły na zaskoczonych żołnierzy Rodmana. Dwie kolejne zabezpieczały skrzydło atakujących po ich prawej stronie. Po lewej zaś do natarcia dołączyła brygada Toombsa. Unioniści, jako że byli rozwinięci w innym kierunku, wpadli pod straszliwy ostrzał. Rodman poległ. Jego dwie brygady podjęły morderczą walkę. By je wspomóc, do kontry zerwała się brygada z dywizji Scammona stanowiąca odwód unijnego ataku. Jej szybka porażka została przypieczętowana, gdy czołowe pułki wstrzymały ogień na widok granatowego tłumu. Wtedy konfederaci ubrani w mundury unijnej załogi z Harper’s Ferry powalili ich zabójczą salwą. Rebelianci stopniowo zepchnęli całą dywizję Rodmana w związku z czym Wilcox, któremu przy dalszym niekorzystnym rozwoju wydarzeń mogłoby grozić nawet okrążenie, także dostał rozkaz wycofana się. Do 16.30 cała jankeska linia była w odwrocie. Zatrzymała się ostatecznie na wzgórzu, z którego wcześniej bronił się Toombs. Korpus Burnside’a stracił 20 proc. stanu, ale wciąż liczył 10 tys. ludzi – ponad dwa razy więcej niż przeciwnicy. Połączone siły R.D. Jonesa i A.P. Hilla uformowały długą linię obrony, zasłaniając zarówno Sharpsburg, jak i drogę na bród Botelera. Prawe skrzydło Armii Północnej Wirginii zostało utrzymane.
17 września żadna strona nie wznowiła ofensywy, nie licząc incydentalnego starcia na centralnym odcinku. Tym samym bitwa dobiegła końca.
Najkrwawszy dzień w historii Ameryki
Armia Potomaku straciła 12 407 żołnierzy (2108 zabitych, 9549 rannych i 750 zaginionych). Straty Armii Północnej Wirginii wyniosły 10 118 żołnierzy (1546 zabitych, 7752 rannych i 1020 zaginionych).
Wliczając kawalerię, Lee miał rankiem do dyspozycji 30 tys. zdanych do walki żołnierzy. Prawie wszyscy poprzedniego dnia brali udział w walkach. Tymczasem tylko świeże siły, które dołączyły do McClellana (ostatnia dywizja z korpusu Franklina i posiłki z Waszyngtonu) liczyły łącznie 26 tys. żołnierzy. Do tego cztery korpusy zaangażowane 17 września mogły wystawić część sił, a dwa stanowiące rezerwę (Porter i Franklin) przedstawiały pełną wartość bojową. McClellan postanowił jednak przeczekać 18 września.
Generał Lee wiedział od zwiadowców o przybyciu kolejnych żołnierzy Unii, ale nawet bez tego był świadom, że stan jego wojsk nie pozwala na kontynuowanie kampanii. Przeczekał zatem dzień, trzymając 6-kilometrowa linię i pod osłoną nocy armia wycofała się przez bród Botelera do Wirginii.
Bitwa nad Antietam zakończyła kampanię Południa w Maryland, a zatem Armia Potomaku odniosła strategiczne zwycięstwo. Na poziomie stricte taktycznym sprawa nie była tak oczywista. Będąc przyparta do rzeki, Armia Północnej Wirginii zastopowała ataki ponad dwukrotnie liczniejszego przeciwnika, zadając mu ciężkie straty, po czym nienękana wycofała się na jego oczach na bezpieczniejszy teren.
McClellan w znacznej mierze sam zawalił ułożony plan bitwy. Trzy korpusy skoncentrowane na lewym skrzydle "Stonewalla" Jacksona stwarzały przytłaczającą przewagę liczebną. Wysłanie ich w bój nie razem, tylko po kolei wyrównało szanse. W centrum, w krytycznym dla D.H. Hilla momencie przełamania jego linii, nie poszedł za ciosem, jakim byłoby uruchomienie zgromadzonej za Mostem Środkowym rezerwy w postaci korpusu Portera. Jeśli chodzi o prawą stronę, sprawę pokpił Burnside. McClellan późno, bo dopiero o 9.00 wysłał mu rozkaz do ataku, ale to Burnside wiedząc o istnieniu innego przejścia przez potok, nie poprzedził działań rekonesansem, co w rezultacie zatrzymało go na kilka godzin przy Moście Dolnym.
Ten brak koordynacji umożliwił Lee kilkukrotne przerzucanie jednostek pomiędzy zagrożonymi odcinkami. Za każdym razem przesunięte jednostki zdołały uratować sytuację. Lee zachował zimną krew także w momencie, kiedy żołnierze Burnside’a odcinali jego armii jedyną drogę odwrotu. Nie mając już kogo wysłać na odsiecz wątłej prawej flance, nie zrezygnował z utrzymania lewego skrzydła i centrum, i doczekał nadejścia A.P. Hilla, który odepchnął wroga. Przebieg wydarzeń potwierdził przekonanie "Szarego Lisa", że "Młody Napoleon" poprowadzi bitwę z zachowaniem dużej ostrożności.
Politycznym następstwem zakończonej kampanii było ogłoszenie przez Lincolna 22 września projektu proklamacji emancypacyjnej. (Niecałe dwa miesiące po bitwie McClellan stracił swoje stanowisko. Hooker musiał jeszcze poczekać na swoją szasnę. Nowym dowódcą został Burnside).
Amerykanie z Armii Potomaku i Armii Północnej Wirginii spotykali się jeszcze wielokrotnie, niestety nie jako przyjaciele czy to z jednego, czy z dwóch oddzielnych państw, lecz jako wrogowie.
Opracowania podstawowe: Groblewski Piotr, Antietam 1862, McPherson James, Battle Cry of Freedom; Korusewicz Leon, Wojna secesyjna; Maurice Frederick, Robert E. Lee – żołnierz, Stephen W Sears, George McClellan: The Young Napoleon.
Czytaj też:
Początek wojny secesyjnej. Tak Lincoln rozegrał Południe
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.