Major Zenowicz jechał wijącą się między wąwozami drogą do Wavre, kiedy zza niedalekiej ściany lasu zaczęły dobiegać armatnie wystrzały. – Grouchy miał ruszyć za Prusakami – pomyślał, wjeżdżając między drzewa – ale coś go chyba zatrzymało.
Kiedy po kilkunastu minutach wyjechał z lasu na otwartą przestrzeń, zobaczył grupę fizylierów w niebieskich mundurach, z bagnetami nasadzonymi na lufy karabinów, szturmujących most nad wąską rzeką. Po drugiej stronie szereg żołnierzy w ciemnogranatowych mundurach, z przerzuconymi przez ramiona zrolowanymi płaszczami oddał salwę. Kilku atakujących padło na kamienie mostu, reszta wycofała się. Gesty dym poniósł się nad rzeką, przesłaniając obrońców.
– Powinni już dawno być w drodze do Waterloo – pomyślał Zenowicz i poczuł jak krew uderza mu do głowy – Napoleon bez nich przegra.
Spiął konia ostrogami i ruszył na poszukiwania marszałka zagubionego wśród belgijskich pól i lasów.
To nie spóźnienie Jerzego Zenowicza spowodowało, że Napoleon przegrał pod Waterloo. Podobnie jak i nie zgubione przez medyków pijawki, które nie mogły ulżyć jego bólom, spowodowanym hemoroidami. Ani też laudanum, pod którego wpływem rzekomo był Cesarz, kiedy opóźniał moment rozpoczęcia bitwy. Jak w wielu przypadkach, zdecydowała kumulacja kilku czynników, która ostatecznie doprowadziła do klęski.
Wielki powrót
Napoleon po ucieczce z Elby w marcu 1815 r. zaczął swoje panowanie w triumfalnym stylu. Marszałkowie, którzy niedawno bez skrupułów porzucili go dla Burbonów, teraz z powrotem przysięgali mu wierność. Prości żołnierze i oficerowie, zniechęceni próbami przywracania w armii przedrewolucyjnych porządków, masowo garnęli się pod sztandar cesarza i wyciągali ukryte orły pułkowe. Ludność zmęczona bezrobociem i szalejącymi cenami żywności z nadzieją przyjmowała pochód Napoleona na Paryż.
W Wiedniu obradował kongres, który miał określić ponapoleoński porządek w Europie. Część wojsk VI koalicji antynapoleońskiej nie została jeszcze rozpuszczona. Korpus marszałka Wellingtona i wojska pruskie pod dowództwem marszałka Blüchera ciągle stacjonowały w Niderlandach.
Napoleon wyruszył w kierunku Brukseli, chcąc pobić sojusznicze wojska, zanim zdążą się połączyć. Początek zapowiadał się dobrze. Po bitwie pod Qatre Bras stoczonej 16 czerwca, Wellington wycofywał się na Brukselę. W tym samym dniu Prusacy zostali zmuszeni do odwrotu w bitwie pod Ligny. Blücher, stratowany przez francuską kawalerię, ledwo uniknął francuskiej niewoli. Uratował go adiutant, zakrywając ordery i akselbanty marszałka żołnierskim płaszczem i wyprowadzając z pola bitwy. Jednak główne pruskie siły w porządku wycofały się w kierunku Wavre. Francuski generał Jean - Baptist d’Erlon zamiast je zniszczyć, cały dzień maszerował ze swoim korpusem pomiędzy Qatre Bras i Ligny, wykonując na zmianę sprzeczne rozkazy.
Dowodzący brytyjsko-niderlandzką koalicją Arthur Wellesley książę Wellington, postanowił oprzeć swoje pozycje obronne o skraj doliny, opadającej w kierunku, z którego nadchodził Napoleon. Nie wiedział, czy Cesarz skierował przeciw niemu swoje główne siły, ani co naprawdę stało się z Prusakami. Wiedział natomiast, że bez ich pomocy przegra bitwę i całą kampanię.
Brytyjski dowódca rozstawił większość swoich sił za grzbietem skarpy, wznoszącej się nad przyszłym polem bitwy, uniemożliwiając ich ostrzał przez francuską artylerię. Była to jego wypróbowana taktyka z wojny w Hiszpanii, gdzie ścierał się z Francuzami. Silne posterunki wystawił też na farmach znajdujących się na podejściach do grzbietu – w Hougoumont, La Haye Sainte i Pappelotte. Pole bitwy nie było duże, w porównaniu z liczbą żołnierzy mającą wziąć udział w starciu. Jego rozmiary utrudniały rozwijanie oddziałów do szyków bojowych i zmuszało Francuzów
do szturmowania pod górę.
Mimo tego z przyszłego miejsca bitwy zadowolony był też Napoleon. Za plecami Wellingtona rozciągał się gęsty Las Soigne, chroniący jego flankę, ale uniemożliwiający zorganizowany odwrót. Cesarz wysłał za Prusakami 35 tysięczny korpus generała Grouchy’ego. Miał ich powstrzymać przed połączeniem z koalicjantami, a po pokonaniu Wellingtona posłużyć jako „kowadło” na którym napoleński „młot” rozbije oddziały Blüchera. Cesarz miał czas. Szykował się jeden z najdłuższych dni w roku.
Wellington miał około 68 tys. żołnierzy. Część z nich to doskonałe i zaprawione w bojach brytyjskie piechota i równie sprawna w boju konnica. Podobny poziom prezentowały pododdziały z Królewskiego Legionu Niemieckiego. Ale około 35 tysięcy żołnierzy to słabo wyszkoleni i niedoświadczeni Niemcy z Hanoweru, Brunszwiku i Nassau, Holendrzy i francuskojęzyczni Belgowie, którym nie można było za bardzo ufać. Artyleria rozstawiona była na całej linii, między brygadami piechoty.
Napoleon swoje 73 tys. żołnierzy rozstawił naprzeciwko sił koalicji. W odwodzie zostawił 10 tys. weteranów ze Starej Gwardii, którzy mieli przesądzić o wyniku bitwy. Sam zajął pozycję w centrum, na farmie La Belle Alliance. Po swojej prawej, jak w wielu poprzednich bitwach, sformował też zgrupowanie 88 dział - wielką baterię.
Nocna ulewa
Kaprys pogody sprawił jednak, że całą noc poprzedzającą bitwę lał deszcz. Grunt rozmókł, uniemożliwiając użycie artylerii. Kule wystrzelone z dział grzęzły w błocie, tracąc morderczy impet. Bitwa rozpoczęła się 18 czerwca, dopiero około 11.30, kiedy ziemia już trochę obeschła. Atakiem na Hougoumont kierował Hieronim, brat Napoleona – wg jego słów – „prymitywny, tchórzliwy i zepsuty przez głupotę”. Natarcie, zaplanowane w celu związania sił prawego skrzydła Wellingtona i osłabienia jego centrum, przerodziło się w ciężką batalię, prowadzoną prawie do końca bitwy. Grube kamienne mury i takież wysokie ogrodzenie umożliwiały skuteczną obronę sześciu setkom obrońców, zamkniętych w środku. Hieronim źle zrozumiał intencję brata i rzucał do ataku na farmę coraz to nowe siły, wystawiając je na kontrataki sprzymierzonych i ostrzał ich artylerii.
Potem rozpoczęło się francuskie przygotowanie artyleryjskie. Ogień rozpoczęła wielka bateria. Jej zadaniem miało być osłabienie centrum koalicji, przed decydującym atakiem oddziałów marszałka Ney’a. Działa, w ciągu pół godziny poprzedzającej decydujący szturm na brytyjskie lewe skrzydło wystrzeliły około cztery tysiące kul i pocisków. Przeważnie na oślep – większość sił koalicji była skryta za przeciwskarpą. Brytyjska artyleria prażyła w tym czasie bez przeszkód do rozwijających szyki Francuzów.