TOMASZ ZBIGNIEW ZAPERT: Autor powieści „Czterej pancerni i pies” powąchał prochu już we wrześniu 1939 r?
JAROSŁAW MOLENDA: Jak większość polskiej młodzieży chciał bronić ojczyzny. W autobiografii pisze: „Ojca ewakuowano z dyrekcją kolejową w rejon Kowla. Ja wyjechałem na rowerze, by szukać miejsca, gdzie umiejącemu strzelać junakowi Przysposobienia Wojskowego i harcerzowi orlemu dadzą karabin i naboje”. Wraz z wieloma innymi warszawiakami opuścił Warszawę rankiem 7 września 1939 r. Pedałując, dotarł do Brześcia i chyba zataił swój prawdziwy wiek (miał lat 17), ponieważ trafił do organizowanego tam Batalionu Pancernego. W walkach jednak nie uczestniczył, gdyż pododdział wycofywano na przedmoście rumuńskie i został rozbrojony przez Sowietów pod Tarnopolem. Przyszły pisarz dostał się do niewoli.
Represje sowieckie odczuł zatem na własnej skórze.
Niespecjalnie. Zrazu znalazł się w obozie tymczasowym, 30 km na wschód od Podwołoczysk. Po miesiącu przeprowadzono selekcję: podoficerów, którzy pochodzili z ziem na wschód od Bugu, puszczono do domów. Natomiast wywodzących się z miejscowości leżących za zachodnim brzegiem tej rzeki zatrzymano w obozach. Kiedy ze względu na młody wiek oraz brzeski adres zamieszkania, co oczywiście odbiegało od prawdy, odzyskał wolność, nie widział sensu powrotu do stolicy, skoro okupowali ją już Niemcy. U Sowietów obowiązywał jednak nakaz pracy. Przymanowskiego skierowano do kopalni bazaltu w Janowej Dolinie nad Horyniem. W połowie roku 1941 nadciągał tam front, toteż ewakuował się do Dnieprodzierżyńska, gdzie pracował przy budowie pieców martenowskich. Potem znalazł zatrudnienie – jako traktorzysta – w stanicy Karmalinówka; w kołchozie Czapajewa i w sowchozie Kamienobrodzkim.
A jak dostał się do sowieckiego wojska?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.