Ta reakcja naszych rodaków sprzed niemal stu lat może zaskakiwać tylko pozornie: owszem, nie lubimy zamachów, kochamy święty spokój, ale krzywd nam wyrządzonych zapomnieć nie chcemy.
Oto 98 lat temu w Warszawie został zabity ambasador sowiecki Piotr Łazariewicz Wojkow. Zamachu dokonał „biały" Rosjanin Borys Kowerda.
Poseł – używając ówczesnej terminologii – Związku Sowieckiego w Polsce towarzysz Wojkow w Warszawie pełnił misję niespełna trzy lata. Z pochodzenia Ukrainiec, z wykształcenia- inżynier górnik. Od piętnastego roku życia zaangażowany był w ruch rewolucyjny. Ciekawe, że należał do „mienszewików", a nie „bolszewików" ale finalnie poszedł ze zwycięzcami. Podobnie jak Włodzimierz Illjicz Ulijanow, pseudonim Lenin był emigrantem politycznym w Szwajcarii. Skończył nawet studia w Genewie. Do Rosji wrócił trzy miesiące przed wybuchem tzw. rewolucji październikowej, która naprawdę przecież miała miejsce w listopadzie.
Zabójstwo ambasadora Wojkowa można by skwitować starym powiedzeniem „karma wraca". To właśnie on bowiem jako sowiecki komisarz na Uralu brutalnie egzekwował kontyngenty żywnościowe od rosyjskich chłopów. Poskutkowało to klęską głodu w rejonie Jekaterynburga i śmierć z tego powodu wielu osób. Co więcej, to właśnie on ma współodpowiadać za zamordowanie w lipcu 1918 roku w tymże Jekaterynburgu cara Mikołaja II i jego kilkunastoosobowej rodziny! Ba, to właśnie późniejszy ambasador ZSRS w Rzeczypospolitej miał być osobiście odpowiedzialny za najpierw poćwiartowanie ciał rodziny carskiej, a potem ich unicestwienie za pomocą kwasu siarkowego.
W sprawie mordu na rodzinie cara –mordu o którym pisano książki i nakręcano filmy – przeprowadzono dwa śledztwa. Najpierw, rok po morderstwie uczynili to „biali" Rosjanie, a po przeszło siedmiu dekadach ponownie zrobiono to już po upadku Związku Sowieckiego. Nie było twardych dowodów, że Wojkow uczestniczył w procesie decyzyjnym morderstwa na carze Mikołaju i jego rodzinie, ale udowodniono, że osobiście zatwierdził podanie o przyznanie 11 pudów kwasu siarkowego, którego potem użyto do zatarcia śladów po zwłokach cara, jego żony i dzieci.
Zanim został ambasadorem w Polsce Wojkow przez pięć lat odpowiadał za negocjacje z Rzeczypospolitą dotyczące zwrotu polskiego mienia do czego „czerwoną Rosję" zobowiązywał Traktat Ryski z 1921 roku. Zrobił wszystko, aby uniemożliwić, a przynajmniej utrudnić zwrot naszego mienia (skarby kultury, zbiory biblioteczne, tysiące... dzwonów kościelnych). Ten polski majątek związany z naszym dziedzictwem kulturowym „biała Rosja" kradła nam w okresie rozbiorów oraz w czasie I wojny światowej – ale „czerwona Rosja" zrobiła wszystko, aby Polska go nie odzyskała.
Ten, który zabił sowieckiego dyplomatę -Borys Safronowicz Kowerda to niespełna dwudziestoletni uczeń gimnazjum rosyjskiego w Wilnie,w którym się zresztą urodził. Był synem nauczyciela szkoły ludowej, a jego rodzina pochodziła ze wsi Kotły w powiecie Bielsk Podlaski. W Samarze, gdzie przebywał podczas rewolucji, widział na własne oczy eksterminację dokonywaną przez komunistów (zginął jego kuzyn oraz przyjaciel rodziny).
Kowerda zamach przygotowywał z eks-białogwardzistą Jakowlewem i antykomunistycznym dziennikarzem Pawlukiewiczem. Do zamachu doszło na Dworcu Głównym w Warszawie, gdzie sowiecki ambasador przyjechał, aby przeżyć kilkadziesiąt minut towarzyszyć wydalonemu z Londynu ambasadorowi ZSRS pochodzenia żydowskiego Arkadijowi Rozengolcowi. Zamachowiec wykorzystał godzinną przerwę w podróży "posła z Londynu".
Po zamachu Moskwa postawiła w stan gotowości Armię Czerwoną. Rząd RP podkreślał, że ambasador Wojkow odmówił, proponowanej mu przez polskie władze, ochrony. Sowieci zarzucali stronie polskiej udzielanie azylu „białym Rosjanom". Wojkowa pochowano przy murach Kremla jak innych najbardziej zasłużonych komunistów. Jego imieniem nazwano jedną ze stacji metra w Moskwie. Jesienią 2010 roku poseł partii Putina Jedna Rosja Władimir Miedinski w ramach oficjalnej polityki przywracania tradycji carskich w postkomunistycznym państwie zażądał od mera Moskwy zmiany nazwy metra „Wojkowskaja". Tak, to ten sam Miedinski, który teraz jest głównym negocjatorem ze strony Rosji w rozmowach pokojowych z Ukrainą.
A co stało się z Borysem Kowerdą? Broniło go czterech wybitnych polskich adwokatów. Podczas procesu opisał bolszewicka przemoc, którą widział jako dziecko. Mówił, że chciał jechać zwalczać władzę komunistyczną w Rosji, ale odmówiono mu wizy. Dostał wyrok dożywotnich robót. Potem zamieniono mu go na piętnaście lat więzienia. Wyszedł po dziesięciu i wyjechał do Jugosławii. Pod koniec II wojny światowej spodziewając się "wyzwolenia" jej przez komunistów wyjechał do Niemiec, a stamtąd do USA. Zmarł w wieku 80 lat w Waszyngtonie. Pochowano go na terenie prawosławnego klasztoru.
Niemal wiek po zamachu „białego" Rosjanina na ambasadora „czerwonej Rosji" moją sympatię wciąż budzi zamachowiec. Kat – a nie ofiara...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.