"Będziemy Polakami albo śmieciami"

"Będziemy Polakami albo śmieciami"

Dodano: 

K.O.: Zatem, czy my, dołączając do grupy państw i społeczeństw, które są przeciwne chrześcijaństwu w dużej lub w pewnej swojej części oczywiście (choć kluczowa jest rola pewnej elity, która ma wpływ na regulacje, na edukację, na kulturę, na sztukę), czy my jako Polacy możemy się w pozytywny sposób w niej odnaleźć i istnieć w niej jako naród ze wszystkimi naszymi dobrymi cechami?

E.T.: Polacy nie mają wyboru! Polacy są względnie niewielkim krajem, względnie słabym, w morzu ideologii i sił politycznych, które są polskiej ideologii, polskiemu patriotyzmowi wrogie. Tak że to nie jest kwestia tego, czy my się tam od najdziemy. Nie odnajdziemy się! Ale nie ma wszakże innej możliwości. Można teoretyzować na ten temat, można mówić „Nie, no my właściwie nie powinniśmy tam być”, ale jak to praktycznie uskutecznić? To jest niemożliwe. Trzeba myśleć o tym, w jaki sposób przeżyć w zasadniczo wrogim środowisku, co jest również jednym ze sposobów, w jaki kraje bardzo silne, takie jak Rosja czy Niemcy, dobiły się potęgi, bo one zawsze uważały wszystkich naokoło za wrogów i myślały tylko o tym, żeby siebie wzmocnić, a wrogów osłabić. Więc Polska musi zacząć myśleć w tym sensie o sobie w sposób troszeczkę podobny. Mianowicie, nie możemy zakładać, że jesteśmy otoczeni przyjaciółmi. Polska zawsze na to liczyła, że wszyscy ludzie postępują według pewnych reguł, tych samych reguł, tomistycznych, i że w ten sposób, jeżeli ja udowodnię, że mam rację, to druga strona powie: „A, tak, oczywiście, tak, proszę bardzo”. Czegoś takiego w polityce europejskiej nie ma i pewnie w innej też nie. Więc trzeba uczyć się powolutku żyć w tym środowisku, w którym właściwie nie ma się wokół siebie przyjaciół. No i oczywiście – o ile można, o ile są możliwości – trzeba zmieniać ten światopogląd swoich sąsiadów, ale nie zaczynać od tego, iż wierzymy, że wszyscy nasi sąsiedzi mają te same zasady co Polacy, szlachetności, uczciwości i tak dalej. W ten sposób Polacy myśleli bardzo często i zawsze na tym źle wychodzili.

K.O.: Pani Profesor, w Polsce coraz bardziej popularny staje się pogląd, znowu użyję tego słowa, marksistowski, o tym, że narody znikną i my jako Polacy też powinniśmy myśleć o tym, że rozpłyniemy się w jakimś anarodowym społeczeństwie. Podczas rozmowy powiedział mi, że tak powinno być, jeden z polskich przywódców, niby-demokratycznych. A to jest zupełnie marksistowski pogląd, bo o znikaniu narodów pisali Marks z Engelsem w Manifeście komunistycznym. Czy to jest prawda, że narody znikną, że będzie jakieś anarodowe społeczeństwo? Czy wszystkie narody znikną, czy tylko te naiwne lub z naiwnymi elitami?

E.T.: Absolutny nonsens! Świat jest podzielony naturalnie na narody, dlatego że ludzie grupują się w społecznościach. Najmniejszą grupą jest rodzina. Następnie kiedyś było plemię. W tej chwili jesteśmy już poza tego rodzaju taksonomią i uważamy, że jeżeli ktoś chce być członkiem naszej grupy, to czy jest zielony, czy czerwony, czy brązowy, czy biały, może się do tej grupy dołączyć, ale musi być prawdziwym członkiem tej grupy, w tym sensie, że musi się z nią identyfikować. Więc opowiadanie ludziom o tym, że idziemy w stronę jakiegoś społeczeństwa światowego bez narodów, jest bzdurą w najlepszym wypadku, a w najgorszym – a podejrzewam, że często w najgorszym jest właśnie w działaniu – sposobem ogłupienia tych mniejszych narodów i ułatwienia ich zniszczenia. I to właśnie w tej chwili moim zdaniem działa. Bo Niemcy na przykład mogą tego rodzaju teorie wykładać na uniwersytetach, ale jeśli się spojrzy na państwo niemieckie, to jest to państwo szowinistyczne w dalszym ciągu. Niemcy są narodem, który jest bardzo silnie, nie chcę użyć tego pięknego słowa, patriotycznym, ale jeżeli mam użyć, to patriotycznym do kwadratu. Niemcy myślą głównie o tym, w jaki sposób ekonomia czy polityka odbije się na sytuacji Niemiec, a nie na sytuacji Polski. Tak że mówienie o tym, iż świat idzie w stronę jakiejś wspólnoty bez istnienia narodów, jest historycznie bzdurne i całko wicie niezgodne z empirią. Przeciwnie, w tej chwili widzimy na świecie coraz bardziej ideę gromadzenia się w jakąś narodową wspólnotę jako coraz bardziej wyznawaną. Ta idea jest coraz bardziej wyznawana właściwie na wszystkich kontynentach. I wojny się toczą nie o jakieś abstrakcyjne rzeczy, tylko o to, czy moja wspólnota zwycięży, czy twoja wspólnota zwycięży. Więc jest wręcz przeciwnie. Były momenty w historii Europy, kiedy można było te rzeczy załagodzić, ale potem pojawili się protestanci i to był jeden z tych czynników, które umocniły narodowości. I dalej narodowości były bardzo wzmacniane przez różne ideologie i działania rządów. Więc – jak to się mówi – bottom line jest taka, że absolutnie nie! Wręcz przeciwnie, widzimy, że narodowość, grupowość są coraz bardziej uznawane we współczesnym świecie, na wet jeżeli nie mówi się o tym na zebraniach czy spotkaniach Komisji Europejskiej.

K.O.: Jestem tego samego zdania co Pani Profesor. Nie sądzę, żeby narody zniknęły, bowiem istnieją w różnej formie, nie takiej, w jakiej znamy je dziś, czyli powszechnego udziału, od początku pisanej historii ludzkości. Chciałabym teraz zapytać o to, jak mają się współcześnie imperializm i kolonializm. Jeden z tekstów Pani Profesor był dla mnie kluczowy, bowiem otworzył mi oczy w kwestii tego, że Polska jest państwem skolonizowanym, tego, że w 1989 roku przeszliśmy spod jednego hegemona pod innego hegemona, ponieważ tego potrzebują nasze elity, które nie potrafią wyjść poza myślenie w kategoriach bycia podległymi. I chciałam zapytać, jak jest teraz, jak mają się dziś imperializm i kolonializm, jak Polska się w tym odnajduje, jak nasze elity się w tym odnajdują?

E.T.: To też jest olbrzymie pytanie, nie wiem, czy dam radę na nie odpowiedzieć. A, więc to, że istnieje kolonializm, i to, że wciąż jest ta nierówność pomiędzy narodami, jest właśnie doskonałym dowodem na to, że narody są bardzo ważne. Bo wszystkie wojny, które się toczą obecnie i prawdopodobnie będą się toczyły w najbliższej przyszłości, są oparte na różnicy narodowości. Tak, to jest jeszcze jeden dowód na to, że narody są ważnym czynnikiem w stosunkach międzynarodowych. A jeżeli chodzi o kolonializm w Polsce, to jest to rzecz bardzo nieuchwytna. Jeżeli się jest kolonizowanym, że tak po wiem, jeśli można to w cudzysłowie napisać czy powiedzieć, nie odczuwa się tego jako jakiegoś ciężaru, to jest po prostu sposób myślenia, to jest sposób reagowania na polityczne wypadki, sposób tworzenia polityki. I tu jest niestety rzeczą bardzo jasną, że w Polsce mentalność, zwłaszcza tych postkomunistycznych elit, została ukształtowana właśnie przez to, że polskie elity były zależne albo od tego, albo od tamtego mocarstwa. I to ostatnie mocarstwo, które kolonizowało Polskę, to była Rosja Sowiecka. Naprawdę bardzo trudno to opisać w paru słowach i przekonać kogokolwiek, że ten problem istnieje. Otóż ten sposób myślenia, ten sposób reagowania na rzeczywistość, który kolonializm tworzy, jest bardzo widoczny w Polsce w wypowiedziach polityków, w wypowiedziach aktywistów i tak dalej. Może tutaj opiszę Pani historyjkę, która wydaje się niezbyt związana z tematem, ale w istocie jest. Teksas, w którym mieszkam, jest stanem, który szczyci się tym, że mieszkają tutaj ludzie, którzy naprawdę czują się u siebie w domu, ludzie, którzy są pewni siebie. Właściwie pewność siebie to jest coś, co niby wszyscy mamy, niby wszyscy posiadamy, ale w różnym stopniu. Niedawno byłam na wycieczce po prowincjonalnym Teksasie, poza miastem Houston, które jest olbrzymie i jak każde inne miasto właściwie trochę bez oblicza, ale tam właśnie na wsi, w małych miasteczkach, w wioskach, jeśli można je tak nazwać. Zatrzymaliśmy się w pewnym momencie przed supermarketem. Kierowca chciał coś kupić. Czekaliśmy w samochodzie. Ja obserwowałam ludzi, którzy wchodzili do tego supermarketu i z niego wychodzili. Wie Pani, nigdy w życiu nie widziałam ludzi tak pewnych siebie, jak ci względnie ubodzy wieśniacy z centralnego Teksasu. To byli ludzie, którzy naprawdę wiedzieli, gdzie jest ich miejsce na Ziemi, i czuli się bardzo, że tak powiem, silnie osadzeni w rzeczywistości. I tej pewności siebie brakuje polskim elitom. I to, jak mówię, bardzo trudno wytłumaczyć w paru słowach, ale ja widzę często wśród ludzi, którzy zajmują różne wysokie stanowiska w Polsce, ten jakiś strach, ten brak pewności, że nie zależnie od tego, co powiem, jak się zachowam, jakie słowa wypowiem, to nie zmieni sytuacji mojej ani moich najbliższych. Znowu tutaj ogromnie trudno mi to wytłumaczyć. Ta pewność siebie, która istnieje wśród ludzi wolnych, wśród ludzi, którzy nie są kolonizowani, jej właśnie nie widzę w tych postkomunistycznych elitach w Polsce. Ludzie, którzy tak reagowali na rzeczywistość jako ludzie wolni, zostali zdziesiątkowani jeszcze w II wojnie światowej i w dwóch pokoleniach komunizmu. I teraz bardzo trudno odbudować tę klasę ludzi, zwłaszcza w tych ekonomicznie trudnych warunkach, o których przedtem wspomniałam. Tak że kolonializm niszczy po czucie godności osobistej. I to jest chyba najgorsze z tego, co robi. Oczywiście wykorzystuje kraj ekonomicznie i pod każ dym innym względem. I to jest wciąż w Polsce widoczne, jeśli się patrzy na to z zagranicy.

Okładka książki Katarzyny Obłąkowskiej „Prawda wyzwolona”, wyd. Zona Zero

K.O.: Frantz Fanon w książce Wyklęty lud ziemi, która dotyczy de kolonizacji w Algierii, pisał o tym, że wyzwalając się ze stanu skolonizowania umysłu, człowiek skolonizowany, osoba, a właściwie nie osoba, tylko rzecz skolonizowana, staje się człowiekiem. W procesie wyzwalania się staje się człowiekiem. Tak, jak Pani Profesor mówi, tu chodzi o wzniecenie w sobie pewności siebie wolnego człowieka. Żeby wyjść z tego stanu skolonizowania, który jest w umyśle, musimy stanąć na nogi jako ludzie. Jest to rzeczywiście trudno opisać, a jednocześnie czujemy i jakoś wiemy, jaka jest różnica pomiędzy człowiekiem wolnym w pełnym poczuciu swojej godności a tym człowiekiem ze zgiętym karkiem, serwilistą.

E.T.: W Polsce oczywiście kwestia ekonomiczna bardzo pomaga temu, żeby to się nie zmieniło. Komuniści byli świetnymi psychologami. Dawali ludziom tyle pieniędzy, ile trzeba rozmowa było, żeby przeżyć, bo chleb zawsze był w piekarni, ale nie tyle, żeby zrobić z nich ludzi. Ja pamiętam te czasy, bo wtedy mieszkałam w Polsce jako małe dziecko, potem nastolatka. Pamiętam, że moja matka jako nauczycielka zarabiała trochę powyżej tysiąca złotych, co się wymieniało na czarnym rynku na dolary i otrzymywało się 12 czy 10 dolarów, zależnie od tego, w jakim miesiącu to się robiło. I tego rodzaju pensje wystarczały na chleb, bo chleb był 2 złote za kilogram. Ale to jest właśnie hodowanie niewolników, bo ludzie mają dość chleba, żeby nie umrzeć, ale nie dość pieniędzy, żeby stać się człowiekiem w normalnych warunkach. Bo jeśli ktoś jest wielkim bohaterem czy świętym, to może w każdych warunkach stać się człowiekiem, ale zwykły człowiek nie. Więc komuniści byli na tyle psychologicznie czujni, że wiedzieli, iż nie wolno ludności dać więcej niż tyle, żeby tylko ich utrzymać przy życiu i żeby pracowali. I ta nędza ekonomiczna z pewnością wpływała na to – i jeszcze obecnie na to wpływa – że tak wielu ludziom brakuje godności ludzi wolnych, nawet w elitach. Także obecnie już po otrzymaniu jakichś pieniędzy, choć mają w tej chwili więcej niż trzeba na chleb, ale wciąż mają w sobie tę służalczość, tę nie pewność człowieka, który jest niewolnikiem.

K.O.: Skoro mamy taką diagnozę, która jest w ogóle bardzo smutna, to jak przekonać młodego człowieka, młodego Polaka, do tego, żeby chciał dalej być Polakiem, ale chciał podnieść głowę i podnieść siebie do stanu, do godności człowieka wolnego i pewnego siebie, ale w Polsce?

E.T.: Tu trzeba kilku rzeczy. Po pierwsze, trzeba dać przykład. To jest bardzo ważne. Trzeba działać za pomocą przykładu. Trzeba dostarczyć temu człowiekowi pewnego minimum egzystencji, powyżej tego bochenka chleba, który był zawsze na podorędziu w okresie komunistycznym. Trochę więcej niż ten chleb, żeby ten człowiek mógł jakoś wokół siebie zbudować jakieś gniazdko. I niestety nie ma tutaj znowu recepty na szybką zmianę. Tu trzeba pracować one after another, to znaczy pojedynczo, zmienić tego człowieka, następnie przejść do tamtego człowieka i starać się wyperswadować tę służalczość, | to skolonizowanie. Nie ma na to jednej recepty, ale najlepszą jest przykład osobisty.

K.O.: Mam poczucie, że niektórzy młodzi ludzie współcześnie są gotowi porzucić polskość, być może właśnie nie czując tej wartości w sobie, tego, co wspaniale Pani Profesor nazwała, pewności siebie wolnego człowieka, bo ona rzeczywiście nie łączy się te raz z polskością, ale to nie z naszej winy. Więc oni mówią: to my będziemy Europejczykami.

E.T.: [śmiech] Nie ma takiej kategorii. Tylko w Polsce ona istnieje. Trzeba być niesłychanie naiwnym, naprawdę bardzo głupim, żeby sobie wyobrażać, że istnieje kategoria zwana Europejczyk. Jeżeli się powie Europejczyk, użyje się słowa Europejczyk albo we Francji, albo w Niemczech, albo na pewno w Wielkiej Brytanii, to wszyscy pytają: w jakim kontekście, o co Panu chodzi? Bo to słowo niczego nie oznacza. To jest zerowa treść. Tylko w Polsce to słowo znaczy, że jestem członkiem tej wspólnoty europejskiej. Tego nie ma, to nie istnieje, to jest fantazja. Ja bym powiedziała, że jeżeli można młodym ludziom wytłumaczyć, że to słowo nie jest używane w starej Europie w ten sposób, w jaki jest używane w nowej Europie, to już będzie wielki sukces. Ja bym powiedziała, że jeżeli chodzi o młodzież, jest w Polsce, było w Polsce, żyło w Polsce tylu wielkich ludzi, którzy poświęcali się za Polskę, którzy umierali za Polskę, i tylu wielkich pisarzy, którzy są zupełnie nie znani na tak zwanym Zachodzie. Te rzeczy trzeba młodym ja koś przekazać i z tego musi się urodzić duma, z tego musi się urodzić oddanie sprawie polskiej. Przykładowo, książka Ka mienie na szaniec, którą chyba wszyscy polscy patrioci czy tali, ta książka powinna być lekturą obowiązkową w szkołach i wycieczki na Powązki powinny być organizowane przez klasy, które czytają tę książkę. Trzeba dzieci uczyć historii. Ja wiem, że w tej chwili jest wręcz odwrotnie. Pani Nowacka zdecydowała, że należy przyjąć zupełnie inny model edukacji, który polega właściwie na tym, żeby nie edukować. Ale te rzeczy trzeba zmienić. To jest coś, co jest wielkim zadaniem obecnego pokolenia.

K.O.: Pani Profesor, czy pojęcie Europejczyk możemy nazwać taką bajką dla naiwnych, małych narodów, narodów tej nowej Europy, Europy Środkowej i Wschodniej, bo tak siebie przedziwnie postrzegamy, tak nas nauczono siebie postrzegać, bajką wpisującą się, znów użyję tego słowa, w ideologię marksizmu i wynaradawiania?

E.T.: Oczywiście, że tak. To jest jeden ze sposobów, ale wie Pani, ja tego słowa Europejczyk nie napotykam w języku francuskim czy angielskim, chyba że chodzi o politykę w sensie Europa robi to lub coś innego. Europejczyk jest, jak powiedziałam, terminem bez treści i tego terminu nie używają pisarze, dziennikarze czy politycy, chyba że mówią, starają się przekonać masy do czegoś, co nie jest prawdą. To jest termin, który tylko w Polsce ma jakąś treść. Ja bym powiedziała, że jednym z osiągnięć ludzi rozsądnych powinno być wyeliminowanie tego słowa z języka polskiego, dlatego że – jak po wiedział kiedyś Gombrowicz – można być członkiem Europy tylko wtedy, jeżeli samemu będzie się czymś oryginalnym, nie można dołączyć i być tacy jak oni, bo wtedy jest się śmieciem, wtedy jest się niewolnikiem. Trzeba być kimś oddzielnym, kimś, kto jest inny niż ci starzy Europejczycy. Gombrowicz powiedział to wiele lat temu i tego się trzeba trzymać, a nie myśleć o tym, że ja będę taki jak inni Europejczycy – [śmiech] to śmiechu jest warte, naprawdę, ja to odbieram, że tak po wiem, humorystycznie.

K.O.: Kontynuując, dlaczego właśnie Francuzi, Niemcy, Włosi, Amerykanie, Szwajcarzy i wiele innych narodów mogą odczuwać dumę narodową mówiąc o niej jako właśnie o patriotyzmie, a Polacy nie, dlaczego my uwierzyliśmy w to, że nasz patriotyzm to właśnie faszyzm, nazizm czy populizm? Nawet taka rzecz, że w Stanach Zjednoczonych dzieci w szkole codziennie rano składają przysięgę wierności fladze i republice, a my w Polsce, gdybyśmy powiedzieli, że też byśmy chcieli, żeby dzieci składały przysięgę wierności fladze, to by nam, no właśnie, prawdopodobnie cała stara Europa Zachodnia powiedziała, że w Polsce obudzili się faszyści.

E.T.: Na to trzeba absolutnie nie zwracać uwagi. Polacy są jak jakieś bardzo delikatne kwiaty – gdy się ich dotknie, to oni od razu się zamykają i więdną. Tak nie można. Trzeba robić to, co robi Orbán na Węgrzech, ignorować tego rodzaju sugestie. Z tego nic nie wynika. Jeśli ktoś Pani powie, że faszysta, to z tego plus, jak to się mówi, pięć dolarów, może sobie kupić filiżankę kawy, ale i bez tego za pięć dolarów można kupić. Innymi słowy to nie ma żadnej wartości, to nie ma żadnej siły i absolutnie nie trzeba zwracać na te wyrażenia uwagi. Bo je żeli przeciwnik zauważy, że ludzie nie zwracają na to uwagi, przestanie używać tych wyrażeń. Bo oni używają te wyrażenia po to właśnie, żeby jakoś ich przeciwnika, Polaka, zgnębić i poniżyć. Także broń Boże, nie zwracać na to uwagi. To jedno, a drugie, znów mnie to dziwi, Polacy nie widzą tego ogromnego szowinizmu czy to Francuzów, czy Niemców, czy nawet Włochów, czy innych narodów. Wszyscy są, że tak powiem, za swoim krajem, jak to się mówi my country, right or wrong, to znaczy mój kraj, czy ma rację, czy nie ma, zawsze stoję za nim murem. I to jest coś, co praktykują te inne kraje, które Pani wymieniła. Zaś tym krajom, które niektórzy by chcieli wyeliminować, jak Polska na przykład, im się mówi, że trzeba od nacjonalizmu odejść i budować jakieś społeczeństwo bez na rodów. To jest chwyt pedagogiczny. To jest kłamstwo! Bo nikt nigdy nie zbudował żadnego społeczeństwa bez narodowości. Stany Zjednoczone Ameryki są narodem składającym się z ludzi wielu ras i wielu religii, ale to jest naród. I tutaj nie ma wątpliwości. Gdyby Stany Zjednoczone przestały być narodem, toby w ogóle się rozleciały, bo byłyby walki wewnętrzne po między białymi i czarnymi i tak dalej. Także mówienie o tym, że nie ma narodowości, jest chwytem pedagogicznym, którego celem jest zniszczenie tych narodów, które ulegną tego rodzaju perswazji.

K.O.: Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Bardziej świadomi ludzie w Polsce obserwują krok za krokiem utratę suwerenności państwa polskiego na rzecz Unii Europejskiej. Chciałam zapytać o to, jak Pani Profesor to widzi, czy Unia Europejska podrządami aktualnej Komisji Europejskiej i w obliczu polityki, która jest rozmowa prowadzona od wielu lat, czy ona będzie w przyszłości Europą ojczyzn, czy też zmieni się, no właśnie, różnie to ludzie nazywają, w Stany Zjednoczone Europy, a może w Federalną Unię Europejską, a może w Związek Socjalistycznych Republik Europejskich?

E.T.: Wszystko jedno, jak to się będzie nazywać, ale zawsze będą narody rządzące takim związkiem i narody podporządkowane. To znaczy Niemcy będą rządzące tym związkiem, nawet jeśli się to nazwie unią. Natomiast Polska będzie krajem podporządkowanym i to osłabienie polskiej narodowości w Polsce będzie jedynie pomagało utwierdzeniu władzy tych silniejszych narodowości. Jeżeli jeden naród upada, zwykle drugi naród rośnie. I to jest niestety nieprzyjemna prawda. I należy tego rodzaju sugestię, że wszyscy wtopimy się w tę Unię Europejską, nie będziemy już Niemcami czy Francuzami, traktować jako bzdurę, to nigdy nie nastąpi. Bo to tak, jakby mówić, że ludzie przestaną chodzić na dwóch nogach, a zaczną chodzić na rękach. To się nie w stanie. To jest bzdura. To jest fantazja. Na świecie nigdy się coś takiego nie zdarzyło i wiadomo, że się nie zdarzy, bo to jest, jak to się mówi, self-evident.

K.O.: Chciałabym jeszcze porozmawiać o państwowości polskiej. Tak jak już powiedziałam, obserwujemy stopniową utratę suwerenności poprzez przekazywanie coraz większych kompetencji z państwa polskiego, z Rzeczypospolitej Polskiej ku Unii Europejskiej i Komisji Europejskiej, i chciałam zapytać, czy Polakom, szczególnie młodym Polakom, powinno zależeć na tym, żeby suwerenne państwo polskie istniało?

E.T.: Odpowiedź jest jasna. Jeżeli mieszka się w Polsce, jest się Polakiem w tym sensie, że używa się języka polskiego, identyfikuje się z tą historią i z tym terytorium – identyfikacja z terytorium jest bardzo ważna – to powinno człowiekowi z taką identyfikacją zależeć na tym, żeby to terytorium, ta kultura były niezależne od zachcianek innych, czyli żeby były suwerenne. To jest coś, co powinno być rzeczą naturalną, jeśli chodzi o młodych ludzi. I starszych też. Ja bym powiedziała, że w Polsce za mało jest poczucia, że można powiedzieć: „Nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi”. Polska powinna to po wiedzieć Unii Europejskiej wiele razy, ale nigdy nie powie działa, nawet przy rządzie PiS-u, bo ludzie się boją. Polacy są przyzwyczajeni do tego, że jeżeli się tupnie nogą, to wtedy zaczną w ciebie strzelać i koniec będzie twojej niezawisłości. Zatem zwykli ludzie się boją i politycy się boją. Ale trzeba się tego nauczyć. Orbán robi to nieustannie i wcale na tym źle nie wychodzi. Ja nie mówię, żeby być i postępować tak jak on, bo tam są inne interesy. Polska nie jest Węgrami, a Węgry nie są Polską. Jednak tego poczucia, że ja mogę powiedzieć „Nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi” jest za mało w Polsce i za mało używa się tego zwrotu w stosunku do Unii Europejskiej. I żeby młodzież wreszcie nauczyła się, że można tak po wiedzieć, że świat się nie zawali, że Polski nie wyrzucą z Unii Europejskiej. Bo gdyby Polska opuściła Unię Europejską, problem dla Unii byłby dość duży, bo wtedy różne inne kraje zaczęłyby o tym myśleć i byłby chaos i brak jedności w Europie. Polska ma tutaj duże możliwości, ale nie ma ludzi, którzy po trafią te rzeczy powiedzieć z tą pewnością siebie, którą właśnie mają ci teksańscy chłopi. Tego życzę polskim patriotom, zwłaszcza tym młodym.