Polscy jeźdźcy apokalipsy

Polscy jeźdźcy apokalipsy

Dodano: 
Lisowczycy - akwarela Juliusza Kossaka
Lisowczycy - akwarela Juliusza Kossaka Źródło: Wikimedia Commons
Nie znali litości w paleniu i łupieniu, ale Rzeczypospolitej oddali nieocenione zasługi.

PIOTR WŁOCZYK: Ponoć rosyjskie i niemieckie matki straszyły nimi dzieci jeszcze sto lat po ich wyczynach…

JACEK KOMUDA: Niestworzone historie opowiadano o nich długo po tym, jak przestali istnieć. Widać to w dawnej poezji, która zapamiętała ich nieokiełznanie i łupiestwa – wspominane w utworach, takich jak choćby „Lisy” Wacława Potockiego i „Nędza z biedą z Polski idą”. Równocześnie powstawały też panegiryki chwalące dzielność „żołnierzy lisowskich”, dzieła Wojciecha Dembołęckiego, „Wojownicy sarmaccy” Szymona Starowolskiego i „Żywot kozaków lisowskich” Józefa Bartłomieja Zimorowica. Im dalej zagłębiamy się w wiek XVII, tym więcej pojawia się pozytywnych opinii pokazujących męstwo i przewagi tych jeźdźców. W latach 20. i 30. XVII w. słowo „lisowczyk” lub „lis” budziło grozę, ale w połowie stulecia o Stefanie Czarnieckim, byłym lisowczyku, pisze z szacunkiem Jan Chryzostom Pasek. Do dziś pozostała po nich legenda, bo teren działania lisowczyków, zwanych elearami, był imponujący: od Morza Białego i Uralu aż do Renu. Od wojny z Moskwą (rok 1608) aż do wojny trzydziestoletniej.

(…)

Lisowczycy powstali formalnie dopiero w 1615 r., kiedy w czasie obrony Wielkiego Księstwa Litewskiego Jan Karol Chodkiewicz przyjął Lisowskiego – dawnego wroga – do siebie i dał mu zgodę na stworzenie pułku jazdy lekkiej. Zasady były proste: nie dostawali żołdu, walczyli jedynie za łupy. Chodkiewicz dał też Lisowskiemu prawo zaciągania wszelakich łotrów, banitów, hultajów i infamisów, a ten wydał 12 stycznia uniwersał do swawolników, grasujących na Litwie, aby skupili się pod jego rozkazami, inaczej uderzą na nich oddziały hetmana.

Dlaczego ci ludzie poszli do wojska, zamiast grasować bez jakichkolwiek ograniczeń?

Lisowczyk

Wojsko dawało możliwość ucieczki przed wyrokiem, pozwalało na rehabilitację. Czynem żołnierskim można było odpokutować winy i zmazać wyroki. Dzięki wojsku przechodziło się spod jurysdykcji sądów ziemskich i grodzkich pod jurysdykcję hetmana. Nie zapominajmy też o łupach. Do Lisowskiego zgłosiło się z całego Wielkiego Księstwa Litewskiego ok. 400–600 hultajów. Przy czym wciąż była to kolorowa zbieranina, w której znajdował się oddział Kozaków dońskich i bojarów. Trafiła się tam nawet spora grupa Niemców „ze 100 dobrych pachołków”, później dołączali nawet chłopi z Moskwy. Większość stanowili jednak Polacy, Litwini i Rusini.

Co stanowiło o ich wartości bojowej? Przecież ich niesamowita skuteczność w nękaniu wroga nie budzi żadnych wątpliwości.

Lisowczycy nie byli wojskiem do wygrywania bitew w polu. Nie brali udziału w bezpośrednich szarżach na wroga, tak jak np. husaria. Mieli siać w szeregach przeciwnika strach, palić, rabować, dokonywać dywersji, a wygrywać nie walnym bojem, ale podjazdami, fortelami, pozorowanymi odwrotami i, co ważne, odciągać duże siły z teatru operacyjnego. W Moskwie dobrze się ta taktyka sprawdzała. Wystarczy wspomnieć zagon, który przeprowadził Lisowski w 1615 r., bijąc wojska carskie pod Briańskiem, odnosząc porażkę pod Orłem, z której jednak otrząsnął się już po czterech dniach, paląc i łupiąc Biełow i Lichwin. Zajął też Peremyszl, pobił pod Rżewem kolejne oddziały moskiewskie i ruszył na północ – ku Morzu Lodowatemu, czyli Karskiemu. Wrócił w listopadzie pod Smoleńsk, przebywając tysiące kilometrów.

Dlaczego udział lisowczyków w obronie Smoleńska był tak kluczowy? Dlaczego polscy jeźdźcy zawędrowali na pola bitewne wojny trzydziestoletniej i jaką rolę odegrali w boju, który przeszedł do historii jako „Pierwsza odsiecz Wiednia”? Jak Rzeczpospolita „podziękowała” im za ich usługi?

O tym wszystkim w najnowszym numerze miesięcznika Historia Do Rzeczy. Już w kioskach!

Artykuł został opublikowany w 10/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.