Warkocze pleciono już kilkadziesiąt tysięcy lat temu – o czym wiemy dzięki figurce Wenus z Willendorfu – jednak strzyżenie stało się możliwe dopiero po pojawieniu się ostrych narzędzi. I chociaż można było wykorzystać do tego obsydian czy zęby rekina, to w praktyce golenie i strzyżenie zaczyna się wraz z nadejściem epoki żelaza.
W naszym kręgu cywilizacyjnym żelazo pojawiło się mniej więcej 3 tys. lat temu. W Egipcie wcześniej, w Polsce później; bogatsi mieli do niego łatwiejszy dostęp, ubodzy trudniejszy. Istniały więc już i brzytwa, i nożyce – chociaż nieco innej konstrukcji niż współczesne – ale używanie ich do skracania włosów wymagało specjalistycznej wiedzy. Strzyżeniem i goleniem zajmowali się niemal wyłącznie specjaliści, więc ufryzowani byli właściwie tylko mężczyźni – dla dobrze urodzonej kobiety pójście do fryzjera (płci przeciwnej!) było nie do pomyślenia. Kobiety powszechnie nosiły więc długie – zakryte – włosy.
Mężczyźni również nosili długie włosy, natomiast ogoleni na łyso byli jedynie kapłani, różnych zresztą religii. Z jednej strony było to oznaką czystości, a z drugiej – wolnego czasu, który można było poświęcić na dbanie o fryzurę. Krótkie włosy starali się też nosić żołnierze. Oni również miewali dużo wolnego czasu, a na ogolonej głowie – a raczej na głowie ostrzyżonej krótko na jeża – lepiej trzyma się hełm, który od kilku tysięcy lat jest atrybutem męskości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
