To on był „ojcem” sadyzmu. Demon w głowie markiza de Sade

To on był „ojcem” sadyzmu. Demon w głowie markiza de Sade

Dodano: 

Wojna się skończyła – de Sade wrócił do Paryża. Dworak był z niego marny. Nienawidził schlebiać wyższym rangom, nawet nie przedstawił się w Wersalu. W 1763 r. uległ naciskom rodziny i ożenił się z Rene-Pelagią z rodu de Montreuil. Byli to bogaci nuworysze, dla których związek z rodową arystokracją był nie lada osiągnięciem. Od tego momentu z każdym rokiem de Sade robił wszystko, aby rozwiać nadzieje rodziców i teściów związane z jego osobą. Rozpoczęły się skandale. Najpierw de Sade poderwał… siostrę swojej żony, Anne-Prosperę. Żona ze spokojem tolerowała ów wybryk i cała trójka mieszkała w jednym zamku. Jakby tego było mało, de Sade wynajął willę pod Paryżem, gdzie nieustanie sprowadzał prostytutki. Jedną z nich przedstawiał publicznie jako swoją żonę. Teściowa, pani de Montreuil, załamywała ręce.

Pejcz i sodomia

Rozwiązłość obyczajów była wśród francuskiej arystokracji wieku rozpowszechniona. Wille, gdzie oddawano się orgiom, utrzymywał co drugi szlachcic. Wszyscy jednak obłudnie udawali przyzwoitych – de Sade zaś nie krył się ze swoimi coraz bardziej wybujałymi fantazjami. Zdarzało się, że prostytutki, które przecież z niejednego pieca chleb jadły, uciekały z jego „małego domku” w popłochu. Pierwszą ofiarą markiza padła Jeanne Testard. Donatien przyjął ją miło, po czym zaproponował biczowanie. I znowu – seanse flagellacyjne były wśród francuskich arystokratów modne, nikt nie wpadał jednak na pomysł, by traktować ciało prostytutki pejczem z metalowymi zakończeniami – tak przynajmniej zeznała na policji Testard. Śledczy wysłuchali jeszcze kilku interesujących rzeczy: De Sade miał grozić prostytutce śmiercią i co gorsza, proponował zakazany przez Kościół i prawo seks analny w połączeniu z lewatywą. Chociaż na ciele Testard nie znaleziono żadnych ran, jej zeznania, a także innych zszokowanych kurtyzan wystarczyły, by z polecenia króla Ludwika XV wsadzić markiza do zamku Vincennes. Okazał skruchę. I wyszedł, by skandalizować dalej. Paryskie prostytutki otrzymały policyjny zakaz zadawania się z de Sade’em – szukał więc na przedmieściach. Prostytutki lżył i straszył. Ich oraz swoje reakcje dokładnie notował z pasją badacza.

W 1768 r. de Sade trafił za kratki po raz drugi. Tym razem za sprawą niejakiej Róży Keller. Libertyn zaproponował, by została u niego „pokojówką”. W willi, z pełną galanterią, podał kobiecie jadło i napoje. To, co stało się później, różni się w opisach Keller i de Sade’a. Według kobiety markiz zmusił ja do rozebrania się, rzucił na łoże i przywiązał za ręce i nogi. Sam rozebrał się do naga. Zaczął chłostać kobietę, po czym scyzorykiem ciął jej pośladki i plecy. W rany lał zaś roztopiony lak. Ofiarę rozwiązał i zostawił w zamkniętym pokoju, skąd uciekła po związanych prześcieradłach. Rozdygotana Keller wpadła na ulicę, gdzie zaopiekowali się nią porządni mieszczanie. Po kilku dniach z całego Paryża zjeżdżali się ciekawscy, by porozmawiać z biedną ofiarą żądzy degenerata. Sprawą zajęła się policja. Na ciele Keller nie wykryto żadnych ran ani śladów mocnego krępowania. Przesłuchiwany Sade pytał zaś: „Jak to możliwe, aby porządna dziewczyna pojechała z obcym facetem do jego willi w charakterze pokojówki?”.

Czytaj też:
Paryska Sodoma i Gomora

Sprawa rozeszłaby się pewnie po kościach, gdyby nie fakt, że całe zajście miało miejsce w Niedzielę Wielkanocną, co osadziło sprawę w mrocznym, satanistycznym kontekście. „Sam cię wyspowiadam” miał lubieżnie stękać do swej ofiary de Sade. Ostatecznie pani de Montreuil bojąca się skandali jak ognia zapłaciła Keller sporą sumę za milczenie. Sade uniknął więzienia – miał jednak zakaz pokazywania się w Paryżu. Wyjechał więc do swojej ulubionej Prowansji, gdzie w 1772 r. wywołał kolejny skandal.

Cztery prostytutki zostały nakarmione przez markiza cukierkami zawierającymi silny afrodyzjak. Przedawkowały jednak i skończyło się na grupowej biegunce i wymiotach. Nie dość na tym: w czasie seksu z prostytutkami Sade miał być analnie pobudzany przez swojego lokaja. Sade’a oskarżono tym razem o sodomię i trucicielstwo. W ostatniej chwili czmychnął więc do sąsiedniej Sabaudii. Tam go jednak pojmano i osadzono w zamku. Dzięki pomocy żony (przypomnijmy, że jawnie zdradzał ją nie tylko z prostytutkami, ale z jej własną siostrą! Cóż za wierność!) uciekł i potajemnie przedostał się z powrotem do Francji. Pomieszkał trochę w La Coste, a gdy zaczęło się robić niebezpiecznie, zwiał do Włoch.

Po raz kolejny w La Coste pojawił się w 1777 r. Nie zamierzał oczywiście zrezygnować z życia libertyna – w zamku stworzył mały haremik składający się z kilku pięknych mieszczańskich córek wynajętych niby do pracy oraz młodziutkiego, gładkiego „sekretarzyka”. Jeden z rozwścieczonych ojców próbował zastrzelić markiza, choć latorośl zapierała się przed powrotem na wieś nogami i rękami. De Sade’a aresztowano po raz kolejny w 1778 r. Teraz przesiedzi już do samej rewolucji. Olbrzymia w tym zasługa pani de Montreuil, która nie zamierzała już płacić ofiarom wyuzdanej chuci zięcia.

Upadek skandalisty

Chociaż nie przepadał za rewolucjonistami, to właśnie dzięki nim de Sade wyszedł na wolność. Pozbawiony przez teściową większości majątku musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wystawianie sztuk teatralnych nie przynosiło profitów, został więc przewodniczącym Sekcji Pik – jednej z dzielnic Paryża. Utrzymał się do 1793 r., kiedy wyszło na jaw, że jego syn jest na liście emigrantów, a sam de Sade „zbyt łagodnie” wymierza kary. Oskarżony o „moderantyzm” byłby skończył na gilotynie, gdyby kochanka, Maria Konstancja, nie przekupiła strażnika, który zorganizował „zagubienie więźnia”. Gdy Robespierre’a obalili termidorianie i Sade stał się wolny, nawet żona nie chciała mieć z nim nic wspólnego. W 1801 r. dzieła markiza trafiły w ręce Napoleona. Wieść będzie jednak żywot nędzarza – jego dobra w La Coste zostały splądrowane. Konsul kazał je spalić, a skandalistę wtrącić do celi. W więzieniu, a potem w zakładzie dla obłąkanych przesiedział aż do śmierci w 1814 r.

Kim zatem był de Sade? Bluźnił, prowokował, szokował. Uprawiał zakazaną sodomię i straszył prostytutki torturami. Pobił dorożkarza i ubliżał bez przerwy strażnikom więziennym. Zdradzał żonę i stworzył system filozoficzny nie do przyjęcia dla większości ludzi. A jednak „starą kurwę” (czyli teściową) uratował od gilotyny. Życie zawdzięcza mu też sporo paryżan, jeden dezerter i kilkuletni obcy chłopczyk, którego de Sade w ostatniej chwili wyciągnął spod pędzącego powozu gdzieś na wsi. Dodajmy do tego prowansalskich chłopów, którzy markiza wspominali bardzo dobrze, i służbę, która nieraz kryła go przed policją.

„W jednym wszak aspekcie był sadystą: gdy przerywał igraszki z kobietami i biegł do kominka czynić zapiski na temat miłosnego aktu. Któraż kobieta spokojnie zniesie taki afront?” – komentował Bogdan Banasiak, polski badacz de Sade’a. Krwawy Fouché, kat z Lyonu, zaliczył najbardziej intratne stołki we wszystkich reżimach rewolucyjnej Francji – jakobińskiej, termidoriańskiej, napoleońskiej. Przez jakiś czas był nawet ministrem w okresie restauracji! Skandalista de Sade zaliczył więzienia wszystkich tych systemów.

Artykuł został opublikowany w 8/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.