Sołżenicyn w wannie Wujców. Tak KOR podkopywał PRL
  • Agnieszka NiewińskaAutor:Agnieszka Niewińska

Sołżenicyn w wannie Wujców. Tak KOR podkopywał PRL

Dodano: 

– Najpierw zamknęli mnie na Żytniej na Woli – wspomina. – Potem przewieźli na Pragę na Cyryla i Metodego. Wtedy się zorientowałem, że to jest ich metoda. Z jednej komendy przewozili na drugą. Kiedy na Cyryla i Metodego już miałem wychodzić i odbierałem depozyt, nic nie dałem po sobie poznać, ale tak się staranne przygotowałem, że w momencie, kiedy mi go oddawali udając pokornego nagle rzuciłem się do biegu i uciekłem z tej komendy. Samochodem mnie ścigali, złapali za bluzę, ta bluza pękła. Myślałem, że mnie rozjadą, ale nie rozjechali. Wbiegłem gdzieś w bok, schowałem się w jakimś garażu i nieznany zupełnie mi człowiek schował mnie w swoim samochodzie. A oni biegali jak wściekli. Kiedy przestali biegać ten człowiek wywiózł mnie w bagażniku – oczywiście do mieszkania znajomych. Poszedłem do lekarza po zwolnienie i zszedłem do podziemia, a moi koledzy dalej siedzieli na dołku. W końcu i mnie złapali, kiedy zgłosiłem się do lekarza po przedłużenie zwolnienia. Czekali w przychodni. Dostałem od prokurator Detko-Jackowskiej trzymiesięczną sankcję, ale po kilku dniach nas wypuścili, bo zażądali tego strajkujący robotnicy w Gdańsku.

Ludwika Wujec w gorącym okresie sierpniowych strajków redagowała „Robotnika”, który wówczas rozchodził się w gigantycznych nakładach. W tamtym czasie szczególnie ważne było tworzenie kalendarium strajków, by pokazać jak duża jest solidarność ze strajkującymi na Wybrzeżu. „Robiliśmy makietę na ogromnej płachcie brystolu; rysowało się szpaltki i naklejało paseczki z wypisanymi na maszynie informacjami o kolejnych strajkach” – wspominała w „Wujcowie. Związki przyjacielskie”.

W karnawale Solidarności Ludwika Wujec współtworzyła pismo regionu Mazowsze „Niezależność”, w 1981 r. została zatrudniona w Agencji Prasowej „S” (AS). Henryk Wujec był doradcą Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Mazowsze, członkiem prezydium MKZ, delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ Solidarność i członkiem Komisji Krajowej.

Kiedy 13 grudnia po ogłoszeniu stanu wojennego milicja załomotała do drzwi Wujców, nikogo nie zastała. Ludwika Wujec nocowała u znajomych. – Siedziałam do późna w AS-ie, bo było cicho i można było trochę popracować. Zajrzał tam kolega Henryk Lipszyc i namówił mnie na wizytę u znajomych. Mój syn Pawełek nocował u mojej mamy, bo u nas akurat były zimne kaloryfery, więc poszłam i się zasiedziałam. Zwłaszcza, że u nich było przyjemnie ciepło. Namówili mnie, żebym przenocowała – opowiada nam Ludwika Wujec. Tym sposobem uniknęła zatrzymania 13 grudnia, ale następnego dnia wróciła do własnego mieszkania. – Wcale nie miałam przekonania, że będą chcieli mnie internować. Po pierwsze w siedzibie Regionu Mazowsze, gdzie tego dnia Pawełek z babcią mnie szukali, kręciło się sporo ludzi. Po drugie wiedziałam, że jak wchodzili do domów to zwykle zabierali męża, a żonę zostawiali. Poza tym był Pawełek, trzeba było się nim zając, położyć spać, więc wróciliśmy do siebie – wspomina. Bezpieka zapukała do niej w poniedziałek. Najpierw została internowana na Olszynce Grochowskiej, potem w Gołdapi.

Henryka Wujca zatrzymano w Sopocie w Grand Hotelu. Nocowała tam część działaczy „S”, którzy przyjechali na obrady Komisji Krajowej. W nocy z 12 na 13 grudnia hotel został otoczony. Z okien zamiast widoku na plaże widać było szpalery ZOMO-owców. Milicyjnymi sukami działacze „S” zostali wywiezieni do Strzebielinka koło Wejherowa. Wujec wspominał, że akcja była drobiazgowo przygotowana – zatrzymywał go esbek, który przyjechał z Warszawy. Chodziło o to, żeby nie było pomyłki, bo funkcjonariusze z Wybrzeża nie znali opozycjonistów z innych miast.

Czołgi T-55A w czasie stanu wojennego

W Strzebielinku Wujec nie miał żadnych informacji z zewnątrz. Nie miał pojęcia, co się stało z rodziną, czy żona także została internowana. – Żadne informacje do mnie nie dochodziły. Miejsce naszego internowania to był obóz pracy dla więźniów, w lesie. Więźniów gdzieś przeniesiono, a nas wsadzili do baraków, które wcześniej zajmowali. Tam internowana była tzw. ekstrema – ci, których władza uznała za szczególnie niebezpiecznych. Teren był otoczony drutami, pełna izolacja. Jedynie jeśli złapali kogoś nowego i wsadzali do celi, to można było się dowiedzieć co słychać na zewnątrz. Ale oni zwykle niewiele wiedzieli, bo to byli przeważnie miejscowi działacze. Wiadomości słuchaliśmy o godz. 19 z włączonego non stop głośnika zwanego betoniarą. Kiedy je nadawano, wszyscy z napięciem słuchali, co się dzieje w kraju. Choć oczywiście to były wiadomości przetworzone przez propagandę stanu wojennego. Dopiero po przewiezieniu części z nas helikopterem do Warszawy i osadzeniu w dwuosobowych celach w oddzielnym pawilonie śledczym na Białołęce wystąpiłem o widzenie. Przyszła mama żony i wtedy dowiedziałem się, że Ludka też została internowana – opowiada Henryk Wujec.

Ludwika Wujec z internowania zwolniona została w marcu 1982 r. – Chciałam się w coś zaangażować, ale Pawełek bardzo mnie wtedy pilnował, bał się żeby mnie znów nie zamknęli. Po wyjściu czułam się zresztą dość zagubiona. Nie byłam znowu taka bardzo odważna. Pamiętam jak wracałam z jakiś imienin i przekroczyłam godzinę policyjną. Samochodem przejeżdżał nawet jeden patrol. Strasznie się bałam, że mnie zatrzymają, ale nawet na mnie nie zwrócili uwagi – wspomina. – Strasznie się ucieszyłam jak Hanka Fedorowicz zaproponowała mi, żebym pomagała na Piwnej w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. Dlatego, że to było półlegalne i pożyteczne, bo realnie się pomagało potrzebującym – mówi. Po wyjściu z internowania współpracowała także z podziemnym „Tygodnikiem Mazowsze”, zbierała informacje z zakładów pracy. Do redagowania „Tygodnika” włączyła się dwa lata później, kiedy jej mąż wyszedł na wolność.

Henryk Wujec nie został wypuszczony tak jak inni internowani. Jemu, jak i 10 innym, m.in. Jackowi Kuroniowi, Adamowi Michnikowi, Zbigniewowi Romaszewskiemu, postawiono zarzut próby obalenia ustroju siłą. Zagrożony był karą od 5 lat więzienia do kary śmierci.

– Pierwszy zarzuty dostał Kuroń. Myśleliśmy, że wychodzi do domu. Pożegnaliśmy się z nim. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że dostał poważne zarzuty. Ja się tego nie spodziewałem, bo nie byłem szczególnym radykałem czy osobą bardzo wojowniczą. SB miało jednak dobre rozpoznanie, wiedziało że mam wiele kontaktów, więc zasłużyłem sobie na to, żeby mnie wsadzić. Kiedy wychodził Michnik już wiedzieliśmy, że czeka go to samo co Kuronia. Pożegnaliśmy się niemal z płaczem i wtedy strażnik powiedział do mnie: Panie Wujec, pan też się ubiera. Zmartwiałem. Wkrótce znalazłem się przed obliczem prokuratora Kubali, który poinformował mnie o sankcji prokuratorskiej i przeniesieniu na Rakowiecką – opowiada Henryk Wujec.

Jedenastkę z zarzutami władze próbowały rozmiękczać, zmusić do podpisania lojalki. Ściągnięty został nawet przedstawiciel ONZ, który proponował wyjazd zagraniczny na parę lat z całymi rodzinami. – Inną propozycją miała być nasza zgoda na zaniechanie jakiejkolwiek działalności publicznej, wówczas wyszlibyśmy na amnestię, a po nas reszta. Propozycje te przepadły w głosowaniu w willi SB-eckiej w Konstancinie, gdzie nas wywieźli. Na dziewięciu biorących udział pięciu było przeciw – opowiada Henryk Wujec.

Czytaj też:
Tak wyglądała zemsta SB za odrzucenie roli TW

Na proces czekał na Rakowieckiej. – Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to poważne zarzuty. Wtedy myślałem sobie, że kary śmierci raczej nie dostanę, że może 25 lat i wyjdę po 15. Powtarzałem sobie, że to jest do przeżycia. Potem zarzuty zmieniono. Z próby obalenia ustroju zostało przygotowanie do próby obalenia ustroju przemocą. I wtedy mi ulżyło. Proces, który trwał od czerwca skończył się totalną kompromitacją władzy, która nie miała żadnych dowodów. Ostatecznie wobec naszego sprzeciwu, by pójść na jakieś układy, władza zrobiła amnestię i wypuściła wszystkich. Wyszedłem jako jeden z ostatnich pod koniec sierpnia 1984 roku – mówi.

Okrągły Stół i III RP

Po wyjściu na wolność w 1984 r. Henryk Wujec pracował w Centralnym Ośrodku Badawczym Normalizacji. Na Rakowiecką wrócił jeszcze 1986 r. Aresztowano go w związku z zatrzymaniem Zbigniewa Bujaka (ukrywał się do maja 1986 r.) zwolniono go na mocy amnestii we wrześniu. Działał w podziemnych strukturach koordynujących prace zdelegalizowanej „S”, później był członkiem Komitetu Obywatelskiego „S”, uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. W latach 1989-2001 był posłem – wybranym z list najpierw Komitetu Obywatelskiego „S”, potem Unii Demokratycznej i Unii Wolności. W latach 1999-2000 pełnił funkcję wiceministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Od 2002 r. pracował w sektorze organizacji pozarządowych. W latach 2010-2015 był doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Ludwika Wujec w latach 1989-90 pracował w biurze KO „S”, została jego wicedyrektorem. Podczas obrad Okrągłego Stołu była asystentką Tadeusza Mazowieckiego. Działał w Ruchu Obywatelskim Akcja Demokratyczna, UD, UW, Partii Demokratycznej demokraci.pl. W latach 1995-2002 r. działał w samorządzie gminy Warszawa Centrum.

W 2006 r., w 30. rocznicę powołania KOR Henryk Wujec został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a Ludwika Wujec Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.