Pani Agnieszka miała wówczas 11 lat. Jej 22-letnia siostra Stanisława nosiła pseudonim Atma.
– Siostra była w czasie wojny w konspiracji, działała w AK. Była ładna, była duszą towarzystwa. Wiem, że w czasie wojny musiała uciekać do lasu do partyzantów. Za mała byłam, żeby wiedzieć wtedy dokładnie, co robiła. Stasia była w lesie do końca wojny – opowiada Agnieszka Lipińska.
Gdy jedna siostra pani Agnieszki działała w czasie wojny w AK, druga, urodzona w 1927 r. Wacława, była w tym czasie więźniarką obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Wacława przeżyła wojnę, ale w obozie straciła zdrowie – zmarła na wylew w wieku 42 lat.
– Stasia wróciła do nas z lasu, jak się tu wojna skończyła, zimą 1944/1945. Przywiozła ze sobą pistolet, schowała go na strychu, ale ja go widziałam – mówi Agnieszka Lipińska. – Po powrocie pracowała jako krawcowa, próbowała jakoś sobie życie ułożyć, nawet w teatrze występowała. Byłam raz na jej przedstawieniu. Tak wyglądało ostatnie pół roku jej życia.
Pani Agnieszka niewiele może powiedzieć o ludziach, którzy tamtego lipcowego dnia 1945 r. przyszli aresztować jej siostrę, poza jednym szczegółem: mieli na głowach wielkie okrągłe czapy.
– Siostra kręciła się nerwowo przy stole, obok niej stało dwóch młodych sowieckich żołdaków. Nie zwracali na mnie uwagi, jakby mnie tam w ogóle nie było. Stanęłam między nimi oboma, a siostra chodziła nerwowo po pokoju – opowiada pani Agnieszka. – Stasia miała na szyi medalik na łańcuszku. To był mój medalik, dostałam go od chrzestnego na komunię, ale to ona go nosiła. Ja nie miałam nic przeciwko temu. Jak już mieli ją wyprowadzić, to zdjęła ten medalik z szyi, powiedziała: „Lepiej, żeby ten Polak się na świat nie rodził” i położyła go na stole. Tak zapamiętałam jej ostatnie słowa.
Najwyraźniej „Atma” rozumiała, co się z nią stanie. W przeciwieństwie choćby do zbrodni katyńskiej podczas obławy augustowskiej Sowieci mordowali bez skrupułów także kobiety, i to bez względu na wiek.
– Wyprowadzili siostrę z domu, a ja – jak to dziecko, które niewiele rozumiało – poszłam za nimi. Przeszłam z nimi dróżką kilka kroków, ale siostra się nie obejrzała za siebie. Wsiedli we trójkę do auta terenowego pokrytego brezentem i odjechali. Od tego momentu Stasia przepadła jak kamień w wodę – mówi pani Agnieszka. – Niczego się nie mogliśmy dowiedzieć na jej temat. Tuż po wojnie rodzice nie mogli szukać jej na większą skalę, ponieważ była to niebezpieczna sprawa. Dopiero po śmierci Stalina ojciec zaczął szukać Stasi przez Polski Czerwony Krzyż oraz Szwedzki Czerwony Krzyż.
Czytaj też:
Najstraszniejszy przeciwnik Żołnierzy Wyklętych
Tak jak inne rodziny ofiar obławy augustowskiej również rodzina pani Agnieszki spędziła długie lata w niepewności, w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację o losach „Atmy”. Bez rezultatów.
Zupełnie niespodziewanie jednak w 2010 roku historia poszukiwań Stanisławy Gumieniak przybrała dramatyczny obrót.
– Wnuk przyszedł do mnie któregoś dnia i powiedział: „Babcia, twoja siostra chyba żyje”. Serce mi o mało nie stanęło z emocji – wspomina pani Agnieszka.
Jacek Sobiński, wnuk pani Agnieszki, przeszukiwał Internet w nadziei na znalezienie jakichkolwiek tropów w tej sprawie. W końcu udało mu się trafić na ślad, który wyglądał na przełom.
– U nas w rodzinie każdy próbował jakoś swoimi siła pomóc babci dojść do prawdy na temat losów jej siostry. Ja skupiłem się na przeglądaniu pod tym kątem Internetu – mówiJacek Sobiński. – Któregoś razu po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej danych Stanisławy w wynikach wyskoczyła mi lista pasażerów płynących w 1948 r. statkiem „Scythia” z Mombasy do Liverpoolu. Jedna z pasażerek nazywała się... Stanisława Gumieniak, jej wiek też mniej więcej się zgadzał. Jakby tego było mało, okazało się, że część pasażerów to byli ludzie, którzy trafili do Mombasy ze Związku Sowieckiego. Byłem niemal przekonany, że znaleźliśmy Stanisławę.
Nadzieje pani Agnieszki studziły jednak dwa pytania. Pierwsze: Jeżeli zaginiona Stanisława przeżyła i dostała się do Wielkiej Brytanii, to dlaczego nie skontaktowała się przez tyle lat ze swoją rodziną? Drufie: Kim była Katarzyna Gumieniak, o 20 lat starsza od Stanisławy, która widniała pod nią na liście pasażerów „Scythii”?
Pani Agnieszka szybko zamieściła prośbę o pomoc na stronie internetowej, na której wymieniały się swoimi doświadczeniami rodziny polskich uciekinierów z ZSRS: „Witam, poszukuję kontaktu ze Stanisławą Gumieniak (panieńskie nazwisko) lub jej rodziną – była ona na pokładzie statku SCYTHIA z Mombasy do Liverpoolu w 1948 r. Jestem jej siostrą – Agnieszka”.
Mijał miesiąc po miesiącu, ale na prośbę o pomoc nikt nie reagował. Dopiero po roku nerwowego oczekiwania na wieści w tej sprawie pewna Polka mieszkająca w Anglii napisała komentarz pod zapytaniem pani Agnieszki: „Stanisława Gumieniak wyszła za mąż za Stanisława Franciszka (Frank) Pawełka w Cirencester w 1949 r. Mieli dwoje dzieci: Frank i Elizabeth (obecnie Boakes). Rodziny Gumieńków i Pawełków mieszkają w Swindon, Gloucestershire”.
– Spać przez to nie mogłam. Powiedziałam nawet w emocjach sąsiadce: „Moja siostra jest w Wielkiej Brytanii!” – wspomina pani Agnieszka.
Tym sposobem udało się w końcu wyjaśnić zagadkę pasażerki „Scythii” o takim samym imieniu i nazwisku jak „Atma”.
– Okazało się, że tymi pasażerkami były córka i matka z Przemyśla. Ta pani – bardzo miła – powiedziała, że strasznie żałuje, iż przez zbieg okoliczności żyliśmy wszyscy w nadziei. Poprosiła też, że jak tylko dowiemy się w końcu czegoś o siostrze, to koniecznie mamy ją powiadomić – mówi siostra zamordowanej „Atmy”.
– To był wielki zawód. Naprawdę myśleliśmy, że odnaleźliśmy w końcu Stanisławę – wspomina wnuk.
– Ja już nie mam nadziei, teraz tylko zależy mi na tym, żeby Polacy pamiętali o ofiarach obławy augustowskiej i żeby w końcu kiedyś udało się odnaleźć szczątki mojej siostry – mówi pani Agnieszka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.