Właściciele Rosochowatej nie czekali, aż przyjdzie po nich żądne majątku, a może i krwi ukraińskie chłopstwo. „Pany utykajut. Łowy, łowy! Runęli, wyjąc z nieludzką mocą” – pisała Maria Dunin-Kozicka w „Burzy od Wschodu”. Uciekinierom udało się ujść pogoni. Na szczęście. Inaczej ich los byłby przesądzony. Ścigający dyszeli ciężko. „Baby biegły ku nim, z bezsilnego gniewu oszalałe jak furie, krzycząc wniebogłosy: Do dwora, do dwora! Do dwora – huknęli tamci w rozpętanym pragnieniu zemsty”. Kobiety krzyczały: „We dworze są książki, są krzesełka, jest wszystkiego dobra do woli. Ogień będzie pod samo niebo!”.
Zofia Kossak pisała, że to właśnie ukraińskie chłopki podniecały mężczyzn do rabunków. „Nikt tak chciwie nie pragnął wszystkiego, co dworskie, jak one. Żydzi prowadzili je, jak chcieli i dokąd chcieli, a one prowadziły ostrożniejszych i powściągliwszych od siebie mężów”.
Dzisiaj pogrom polskich pałaców i dworów jest niemal zapomniany. W książce „Pro memoria”, opisującej ziemiańskie siedziby, Antoni Urbański pisał: „Nieprzeliczone mrowie żołdactwa i chłopów, wyjąc i klnąc, wpada do domu i zaczyna się orgia, szalony zamęt, rujnacja. Wnet wszystkie pokoje są zapchane gawiedzią i tłuszczą. Rozlega się wycie drabów mohylnyków i straszny łomot wywracanych mebli, zbitego szkła. Pijany, cuchnący motłoch jedne rzeczy grabi, inne kłuje bagnetami i rąbie. Mrowie pastwi się nad pamiątkami. Wnet wszystko zdeptane i splugawione”. Urbański pisał o spalonych galeriach obrazów, archiwach, m.in. Sanguszków, Ostrogskich i Potockich, rozbitych na miazgę marmurowych rzeźbach, zrabowanych gobelinach.
Pisarz Jarosław Iwaszkiewicz, wówczas młodzieniec, był świadkiem tych wydarzeń. Wspominał, jak znane mu „Tymoszówka Szymanowskich, Ryżawka Iwańskich, Hajoworon Rzewuskich padały pod niszczycielską ręką. Fortepian Szymanowskiego spoczął w stawie, portret Balzaka u Rzewuskich spalono”.
Rizaty Lachiw!
Jak wspominała Zofia Kossak, krążyły po wsiach broszury i ulotne druki wzywające do wymordowania Polaków, nie tylko ziemian. Jeden z takich agitacyjnych tekstów głosił: „Hańba temu, kto by Lachom pomagał i z nimi się bratał, kto by rannemu Lachowi podał wodę albo przyjął pod swój dach. Nie ma zmiłowania dla tych ciemiężycieli, krwiopijców, paniczyków białorękich i cwanych. Rżnijcie ich wszystkich we śnie, niszczcie drogi przed nimi i nie miejcie litości dla żadnego, bo polska pijawka najgorsza ze wszystkich pijawek na świecie”.
Być może pogrom polskich pałaców i dworów nie zamienił się w rzeź ich właścicieli, gdyż zdołali uciec ze swoich domostw. A one zostały obrócone w perzynę. Maria Dunin-Kozicka wspominała: „Chłopstwo waliło w gruzy budowle, przypominające im istnienie krwiopijców, młóciło cepami saską porcelanę, wykłuwało oczy portretom dziedziców, tarzało się w cukrze wysypywanym z worów na podwórza fabryczne, topiło fortepiany i meble w stawach, mordowało z żalu, że tamci tyle lat panowali bezkarnie. Smert panam! Rizaty Lachiw! Podpalaj! Bij! Morduj!”.
Chłopi w Wołodarce mówili, że najpierw zabrali klatki ptaszkom, „a teper ptaszki poriżemo”, żeby nie mogły wrócić do klatek. Tragiczny los spotkał ziemianina Abramowicza z Hałajek. Obawiając się o swoje życie, wyjechał do Humania. Wkrótce do tego miasta przyjechała delegacja chłopów, prosząc, by nie wyrządzał im krzywdy i nie obrażał ich swoją nieufnością. Gwarantowali mu bezpieczeństwo. Wkrótce po powrocie do Hałajek Abramowicz został zamordowany wraz z 18-letnim bratankiem. Stefan Kamiński stwierdzał: „Systematyczne chłopskie bicie skazańca aż do śmierci lub zakopywanie żywcem – oto ulubione formy wyroków sądowych”. Maria Dunin-Kozicka pisała, że w Koszowatej chłopi schwytali dr. Grabowskiego i jego córkę. Pędzono ich nago do wsi Łuka, tam wyłupiono im oczy i żywcem, głową w dół, zakopano.
Obrońcy z III Korpusu
Fali grabieży i zbrodni usiłowały przeciwstawić się oddziały III Korpusu Polskiego formowanego na ziemiach ukraińskich. Zdumiewające jest, że nie tylko komunistyczni polscy historycy pisali – co oczywiste – o III Korpusie jako o reakcyjnej formacji. Krytykował go bowiem także piłsudczyk, Wacław Lipiński. W książce „Walka zbrojna o niepodległość Polski 1905–1918” stwierdzał, że ziemianie polscy omotali dowództwo III Korpusu po to, by rozlokowało oddziały w ich majątkach. A to spowodowało jeszcze większą nienawiść ukraińskich chłopów. Lipiński nie zadał sobie pytania, kto żywiłby polskich żołnierzy, gdyby nie polscy ziemianie. Nie chciał też zauważyć, że bronili oni przede wszystkim ich życia i mienia. Tadeusz Hołówko, piłsudczyk i socjalista, pisał z niesmakiem o polskich oficerach z III Korpusu, których spotkał w pałacu w Antoninach, gdyż przechwalali się krwawą, odwetową pacyfikacją ukraińskiej wioski. Przyznawał jednak, że nie były to karne ekspedycje przeciw bezbronnemu włościaństwu, lecz „ciężka walka wrogich oddziałów partyzanckich, prowadzona przez obie strony zawzięcie i okrutnie”.
Czytaj też:
Cerkiew pw. Lenina
Eugeniusz Małaczewski pisał w książce „Koń na wzgórzu” o wziętych do niewoli, rozebranych do naga polskich żołnierzach: „Najprzód na zewnętrznej stronie ich lędźwi zrobili nożami po dwa równoległe nadcięcia, idące od boków i łydek aż do kostek nogi. Po czym pas skóry, oznaczony krwawiącymi liniami nadcięć, zaczęto zdzierać od góry do dołu. […] Słyszałem, jak krzyczał człowiek żywcem obdzierany ze skóry. […] Widok krwi buchającej z nagiego ciała ułanów upoił motłoch jak gorzałka. Zwłaszcza kobiety odchodziły od zmysłów. […] Wyrywały z rąk oprawców nagich i skrwawionych ułanów. Zaczęły orać ich ciała paznokciami, gryźć jak rozżarte suki, rozrywać na szczątki, ciągnąc i szarpiąc za głowy, ręce, przyrodzenie”.
W 1918 r. ziemie ukraińskie były okupowane przez armię niemiecką. I to właśnie Niemcy zachęcali Ukraińców do krwawej rozprawy z Polakami. W kwietniu ukraińskie chłopskie oddziały zaatakowały pod Niemirowem polskich żołnierzy. Wziętych do niewoli barbarzyńsko zamęczono, przywiązawszy ich przedtem do drzew drutem kolczastym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.