Antykomunistyczna krucjata w Korei

Antykomunistyczna krucjata w Korei

Dodano: 

Sukces możliwy był dzięki indywidualnemu poświęceniu żołnierzy. Jednym z nich był szeregowiec Wayne Robert Mitchell, który obsługując karabin maszynowy Bren, pomimo rany klatki piersiowej, nadal bronił pozycji 6. Plutonu kompanii B. Nawet odniesienie drugiej rany nie przerwało jego udziału w boju. Dopiero poważny upływ krwi spowodował, że dał się ewakuować helikopterem do szpitala. W uznaniu jego postawy odznaczony został Medalem za Wyjątkowe Zasługi (Distinguished Conduct Medal). Determinacja Mitchella i jemu podobnych pozwoliła Kanadyjczykom przy relatywnie niewielkich stratach 10 zabitych i 13 rannych powstrzymać chińską ofensywę. W tym samym czasie nad rzeką Imjdzin falowe ataki ochotników Mao próbowali zatrzymać żołnierze 29. Brygady Wspólnoty Brytyjskiej Piechoty brygadiera Toma Brodiego. Główny ciężar walk spoczął na żołnierzach z 1. Batalionu Gloucestershire Regiment oraz Belgach i Luksemburczykach z 700-osobowego Corps Volontaires Corea, nazywanych też od koloru nakryć głowy brązowymi beretami. Niestety już w pierwszej fazie walk obie jednostki zostały odcięte od głównych sił. Do pomocy w przebiciu dowództwo brygady wysłało batalion Ulsterskich Strzelców Irlandzkich wspieranych ogniem centurionów z 8. Królewskiego Irlandzkiego Pułku Huzarów. Pomimo intensywnego ostrzału cało z opresji udało się wyjść jedynie ochotnikom z Beneluksu. „Glosterczycy” tkwili do końca na wzgórzu. Tylko 39 przedarło się do swoich, reszta zginęła lub po wyczerpaniu amunicji oddała się do niewoli. W bitwie śmierć poniosło 141 Brytyjczyków i 12 Belgów.

Nawet Etiopczycy...

Na koreańskich wzgórzach nie zabrakło również wiarusów spod trójkolorowego sztandaru. Bataillon français de l'ONU w czasie bitwy pod Wonju dał przykład niezwykłego hartu ducha, kiedy to jego pododdziały ruszyły na wroga atakiem na bagnety. Szybkość i siła uderzenia były tak duże, że komuniści nie wytrzymali psychicznie i się wycofali. Wyczyn ten dostrzegł i pochwalił dowódca 8. Armii gen. Matthew Ridgway, nakazując informację o tym zdarzeniu rozpowszechnić wśród żołnierzy koalicji. Niewątpliwy wpływ na wolę walki francuskiego batalionu miał fakt dowodzenia nim przez wielokrotnie odznaczanego oficera Legii Cudzoziemskiej, gen. Ralpha Monclara (Charles Magrin-Vernerey), 17-krotnie rannego weterana spod Verdun (1916) i Narwiku (1940). Oficer ten, aby objąć dowodzenie batalionem, zrezygnował ze swego dotyczasowego stopnia generalskiego, zadowalając się szarżą podpułkownika.

Amerykański śmigłowiec z USS Sicily u wybrzeży Korei. 1952 r.

Podobnie utytułowanym oficerem był gen. Tashin Yazici – dowódca Tureckiej Brygady, której 741. żołnierzy spoczęło na zawsze w koreańskiej ziemi. Turcy stanowili nasłabszą pod względem umiejętności wojskowych część kontyngentu ONZ. 26 listopada 1950 r., po zajęciu miescowości Wawon, bez rozpoznania zatakowali chińskie oddziały. Jak się okazało, rzekomi Chińczycy okazali się południowymi Koreańczykami. Nie dość, że wielu z nich zabito w walce, to jeszcze co najmniej kilkudziesięciu dalszych zakłutych zostało bagnetami po wzięciu do niewoli.

Rząd w Hadze wysłał z portu Soerabaya w Indonezji niszczyciel Evertsen, który znalazł się w składzie brytyjskiej Floty Dalekowschodniej, i początkowo nie zamierzał wysyłać do Korei wojsk lądowych. Jednak powszechne poparcie dla interwencji spowodowało zmianę nastawienia holenderskich decydentów. Do biur werbunkowych zgłosiło się 1217 ochotników, z których wyselekcjonowano 636 żołnierzy. Podczas ceremonii pożegnania przemaszerowali oni ulicami Hagi, a następnie stanęli do przeglądu przed ratuszem. Dwa dni później na statku transportowym „Zuiderkruis” wyruszyli do Korei. Po wylądowaniu batalion wzmocniono 100 koreańskimi ochotnikami. Wzięli oni wraz z Holendrami udział w bitwie pod Hoegsong. W jej trakcie doszło do bardzo dramatycznych wydarzeń, w momencie gdy na tyły holenderskiego batalionu przeniknęły, udając południowych Koreańczyków, oddziały chińskie i zaatakowały sztab jednostki. W czasie walki poległ od wybuchu granatu, jako jedyny z dowódców zagranicznych kontyngentów, ppłk Marius den Queden. Wraz z nim śmierć ponieśli kapelan jednostki oraz czterech oficerów sztabu.

Dość niezwykle w szeregach sił ONZ w Korei prezentował się batalion etiopski. Decyzja władz w Addis Abebie o wysłaniu żołnierzy na koreański półwysep wiązała się zapewne w dużej mierze z osobistymi doświadczeniami cesarza Hajle Sellasje. „Zwycięski Lew Plemienia Judy”, jak go często tytułowano, pamiętał o osamotnieniu, w jakim znalazła się Etiopia, kiedy zaatakowały ją w 1935 r. wojska Italii. Dlatego gdy o wsparcie dla Korei Południowej w walce z komunistami zwróciło się ONZ, Hajle Sellasje odpowiedział na ów apel pozytywnie, choć cesarstwo miało zaledwie 10 słabo wyszkolonych i wyposażonych batalionów armijnych. Dlatego postanowiono ochotników rekrutować tylko z szeregów Przybocznej Gwardii Cesarskiej. Tą misją obarczony został brygadier Bulugeta Bulli, a gwardziści masowo zgłaszali się do nowej jednostki. Jej dowódcą wyznaczono ppłk. Tashome Irgetu. Batalion otrzymał nazwę Kagnew od konia generała etiopskiego Rasa Makonnyna, który odniósł wraz z cesarzem Malikiem II zwycięstwo w bitwie z Włochami pod Aduą w 1896 r. Po zakończeniu naboru jednostkę skierowano na ośmiomiesięczne szkolenie pod okiem brytyjskich instruktorów. Dzień po urządzonej 13 kwietnia 1951 r. ceremonii pożegnania batalion wyruszył z Dżibuti do dalekiej Korei, by po 21 dniach podróży dotrzeć do Pusan. W porcie powitali ich sam prezydent Korei Syngman Rhee oraz ambasador USA. Podczas wojny koreańskiej śmierć w walce poniosło 121 Etiopczyków. Nie zdarzyło się, by choć jeden żołnierz etiopski oddał się do komunistycznej niewoli.

Czytaj też:
Larry Thorne - superżołnierz Waffen-SS trafił do US Army

O tym, że nie warto było się poddawać, przekonali się na własnej skórze żołnierze US Army, których komuniści często mordowali tuż po wzięciu do niewoli, np. w tunelu Sunch'ŏn (należy zaznaczyć, że zbrodnie przeciwko jeńcom i cywilom zdarzało się popełniać również wojskom ONZ). Mając świadomość okrutnego losu, jaki czekał żołnierzy w przypadku dostania się w ręce komunistów, amerykańscy dowódcy za wszelką cenę starali się nie dopuścić do kapitulacji odciętych od zasadniczych sił oddziałów wojskowych. Za pomoc w ewakuacji jednostek marines z Hagaru-ri specjalne podziękowania greckim pilotom z 13. Eskadry Transportowej złożył prezydent Truman. Siedem dakot C-47 pilotowanych przez Greków wykonało w sumie 2916 misji, dostarczając walczącym na froncie żołnierzom koalicji ONZ zaopatrzenie oraz ewakuując rannych. Grecja poza siłami lotniczymi przysłała również do Korei tzw. Batalion Sparta. Za bohaterskie czyny dokonane na polu walki 110 Greków odznaczono Orderem Brązowej Gwiazdy, a 12 Orderem Srebrnej Gwiazdy. Można uznać, że udział mieszkańców słonecznej Hellady w wojnie koreańskiej był formą podziękowania za wsparcie, jakiego Królestwu Grecji zaledwie kilka lat wcześniej udzielili Brytyjczycy i Amerykanie. Dzięki nim udało się rządowi w Atenach po trzech latach krwawych zmagań stłumić komunistyczną guerrillę.

Wsparcia z powietrza wojskom ONZ udzielało również 49 pilotów ze Związku Południowoafrykańskiego oraz 157 członków personelu naziemnego. Lotnicy ci tworzyli 2. Dywizjon Myśliwski działający w ramach 18. Grupy Myśliwsko-Bombowej USAF w Korei. Nazywano ich nieoficjalnie Flying Cheetah, czyli Latającymi Gepardami. Na ich wyposażeniu znajdowały się początkowo maszyny typu F-51 Mustang. Dopiero pod koniec wojny, w marcu 1953 r., południowi Afrykanie mogli zasiąść za sterami nowoczesnych sabre'ów F-86F. Z podniebnych misji nie wróciło 34 pilotów ZPA. Warto jest dziś o nich i o wszystkich poległych pod sztandarem antykomunizmu w tej zapomnianej dziś przez świat wojnie pamiętać.

Artykuł został opublikowany w 10/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.