Obraz „Wiano królewny” jest największym dziełem jakie wyszło spod pędzla Wojciecha Gersona. Ma ponad dwadzieścia metrów kwadratowych i można go porównać w zakresie wymiarów do wielu monumentalnych obrazów historycznych Jana Matejki. Płótno to jest własnością Muzeum Narodowego w Warszawie, jednak na co dzień jest eksponowane w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie, na stałej wystawie „Piastów malowane dzieje”. I myślę, że jest to właściwe miejsce dla tego akurat obrazu.
Jak zauważył malarz i krytyk sztuki E. Niewiadomski „Dzieje Polski jako motyw malarstwa w jednym tylko mieszczą się nazwisku – JANA MATEJKI”, gdyż dzieło jego „nie powstało z recept i wzorów szkoły historycznej, ale jest wyprutem z jego trzewiów, zrodzonem w męce ducha i w straszliwym napięciu twórczym”. Natomiast dzieło Wojciecha Gersona (mamy tu na myśli tylko jego malarstwo historyczne, a nie jego wybitne pejzaże) powstało właśnie przede wszystkim ze „wzorów szkoły historycznej”, a tworzył je wg Niewiadomskiego, „po części z apostolstwa, a także dla powagi i godności swego pędzla”. Dodajmy jeszcze, że malował obrazy historyczne z tylko dziejów Polski, gdyż uważał, że malarz oprócz obowiązków artystycznych ma także obowiązki wobec własnego narodu. Ta myśl przyświecała mu od czasu upadku powstania styczniowego i w poczuciu misji patriotycznej zaczął malować obrazy odnoszące się do ważnych wydarzeń z historii Polski. Pamiętajmy, że Rzeczpospolita była wówczas rozdarta przez trzech zaborców, a malarstwo historyczne miało przypomnieć rodakom nasze dzieje – czym Polska była kiedyś. Jego dydaktyczne malowidła historyczne uważa się obecnie powszechnie jako „statyczne i teatralizowane” oraz „grzeszące sztucznością póz i gestów”, tak jak to ma miejsce również w przypadku tego dzieła.Trzeba jednak się temu obrazowi bliżej przyjrzeć, gdyż „omawia” on bardzo ważny moment dziejów Polski.
Czytaj też:
Grobowiec Kazimierza Wielkiego - obraz Jana Matejki
A wszystko zaczęło się od Władysława Łokietka zwanego także czasami Władysławem Niezłomnym. Historycy bardzo różnie oceniają dokonania tego władcy. Wyłaniają się niejako dwa obrazy księcia brzesko-kujawskiego, późniejszego króla Polski. Marek Urbański zauważa, że zamiast skupić się na jednoczeniu kraju to „zachowywał się tak, jakby nic nie sprawiało mu większej radości niż rozkosz walki z własnymi poddanymi. Istotnie, oddał się jej duszą i ciałem, zapominając o całym Bożym świecie. Do tego stopnia, że zaatakowanego przez Brandenburczyków kasztelana gdańskiego Boguszę beztrosko odesłał po pomoc do Krzyżaków. Kosztowało go to wprawdzie utratę Pomorza, ale mógł za to bez przeszkód kontynuować konflikt z Małopolanami”.
Faktem jest, że za jego czasów straciliśmy Pomorze Gdańskie, Śląsk, Kujawy i Ziemię Dobrzyńską, a Mazowsze stało się lennem króla Czech, to przecież - jak zauważa Jan Baszkiewicz - „koszt społeczny zjednoczenia Polski był dużo mniejszy niż w niejednym innym kraju; jest w tym zasługa króla Władysława. Co zaś najważniejsze, dokonał się już przełom polityczny: Królestwo Polskie przywrócone zostało na trwałe. Zapewniona została mocna podstawa dla politycznej jedności kraju, w której mogła się uformować i rozwinąć polska narodowa tożsamość”.
I to trzeba najbardziej wydaje się docenić, nie zapominając przede wszystkim od czego książę Władysław zaczynał to zjednoczenie po powrocie z wygnania go z kraju przez króla Wacława II. Pisze J.I. Kraszewski: „Powracał tu po kilkuletniej niebytności, sam jeden, niemal wydziedziczony, bez przyjaciół, bez wojska, bez pieniędzy, bez sprzymierzeńców, zmuszony w początku, jak ścigany wywołaniec, kryć się po pieczarach, szukać schronienia u biednych jak on ludzi”. Myślę, że dlatego do naszych czasów postać tego władcy w odbiorze społecznym jest jak najbardziej pozytywna. Mały wzrostem, wielki duchem Władysław Łokietek Niezłomny, w roku 1320 koronuje się na króla Polski, a akt ten po raz pierwszy ma miejsce w Krakowie, w katedrze wawelskiej.
Sygnalizując tylko te dwa obrazy Łokietka jakie wyłaniają się z dociekań historyków, przejdźmy do tego co udało mu się wręcz genialnie i miało dla Królestwa Polskiego tak pozytywne następstwa, że później rozciągnęły się, jak wiemy, na wiele stuleci. Władysław Łokietek był ożeniony z Jadwigą, córką księcia Bolesława kaliskiego. Przeżył z nią w zgodzie i wierności lat czterdzieści. Z tego związku urodziło się sześcioro dzieci. Troje dożyło wieku dorosłego. Najstarsza córka Kunegunda wyszła za mąż za księcia świdnickiego i ważniejszej roli w historii Polski nie odegrała. Natomiast dla dwoje najmłodszych, Elżbiety i Kazimierza, postanowił monarcha znaleźć bardziej odpowiednie partie na rzecz ich małżeństw. Słaba była Polska, ale „słabemu przybywa sił przez sojusze roztropne”. Najpierw, już po swojej koronacji, Władysław wydaje królewnę Elżbietę za króla Węgier Karola Roberta. A to wówczas nie był byle król i takie sobie państewko więc podziwiać trzeba, że Łokietkowi udało się doprowadzić poprzez to małżeństwo do sojuszu z tak silnym państwem i to zaledwie w pół roku po przywdzianiu korony. „Dynastia andegaweńska - pisze Feliks Koneczny - łączyła w sobie świetność dwóch najbardziej cywilizowanych krajów europejskich: Francji i Włoch, i miała też z dawien dawna skarb pełny. Był to też pierwszy dwór w Europie i po papieskim największe ognisko cywilizacji, pełne wyższego wykształcenia, ogłady, a przy tym wielkich dostatków”.
Z tego związku rodzi się Ludwik Węgierski (na Węgrzech Ludwik Wielki), późniejszy król Polski, którego córka Jadwiga, a wnuczka Elżbiety Łokietkówny, jest po jego śmierci koronowana nie na królową, tylko na króla Polski i wychodzi za mąż za wnuka księcia litewskiego Giedymina, Jagiełłę. Od niego to rozpoczyna się wybitna dynastia Jagiellonów, która Koronę Polską podnosi do rangi mocarstwa, że drżyjcie narody. I to sprawił niezłomny Władysław I. I mało tego. Pięć lat później doprowadza do ślubu Kazimierza, zwanego później Wielkim, z córką wspomnianego wcześniej księcia Gedymina Aldoną i zawiązuje trwały sojusz z Litwą. Jak ktoś słusznie zauważył „politykę małżeńską Władysław opanował do perfekcji”. Prawdopodobnie bez tych związków małżeńskich niemożliwy byłby później ślub Jagiełły z Jadwigą, a w przyszłości i Grunwald, że o Unii Polsko-Litewskiej nie wspomnimy, aby za daleko nie uciekać od tematu tego szkicu. A jest nim wydarzenie, które przedstawił na swoim obrazie Wojciech Gerson. To jest ta druga, dalekosiężna myśl Łokietka - zwrócić oczy na wschód i wydać królewicza Kazimierza za córkę wielkiego księcia litewskiego Giedymina, a tym samym zawrzeć sojusz wymierzony przeciwko Krzyżakom, którzy zagrażali zarówno Polsce jak i Litwie.
Czytaj też:
Zagadka „Stańczyka”. Dlaczego Matejko „pomylił” tak ważną rzecz?
Jest wiosna 1325 roku. Wybranka królewicza, czy raczej króla Łokietka, przybywa do Polski. Aldona Giedyminówna, prawdopodobnie rówieśniczka królewicza Kazimierza, otoczona jest orszakiem swoich rycerzy ale na obrazie przede wszystkim widzimy masę ludzi obojga płci. To tytułowe, żywe „wiano królowej”. Zapisał Jan Długosz „Kniaź Litewski Giedymin (…) zezwolił pod warunkami obustronnie umówionemi na żądane powinowactwa związki; a oddawszy córkę swoją posłom królewskim, wszystkich brańców polskich, wszelakiego stanu, płci i wieku, uwolnił i do Polski, ojczystego ich kraju, zdrowo i bez szkody odesłał... Narzeczona, posażna zwrotem niewolników do Krakowa przybyła”... Mówiąc współcześnie - wiano, czyli posag jakie księżniczka Aldona wniosła do małżeństwa z królewiczem Kazimierzem, to wypuszczeni z niewoli litewskiej polscy brańcy pojmani przez Litwinów we wcześniejszych walkach, jakie toczyły się pomiędzy obydwoma krajami. Było ich ponoć aż dwadzieścia cztery tysiące. Królestwu Polskiemu tego dnia przybyło wiele rąk do pracy i zarazem wzmocniło zbrojną siłę państwa, choć zapewne wielu z nich po trudach niewoli, nielekkiej przecież wtedy, zapewne nie nadawało się ani do pracy, ani do walki.
Po prawej stronie obrazu widzimy jak królewicz wita narzeczoną, której wyjechał na spotkanie. Jednak większość dzieła zajmują uwolnieni jeńcy, którzy padają na kolana i całują ojczystą ziemię czy witają się ze swoimi rodzinami.To oni są głównymi bohaterami obrazu. Mężczyzna pod krzyżem zdaje się uosobić tych wszystkich, którzy walczyli wcześniej za wiarę chrześcijańską, a także w obronie ojczyzny przed najazdami litewskimi. Narzeczeni niejako są na obrazie mniej znaczący, gdyż malarz umieścił ich w „kącie” dzieła. Gerson, wybitny pejzażysta, skorzystał tu z okazji i oprócz dziesiątek ludzi umieścił na płótnie także fragment krajobrazu, z widocznymi murami zamczyska. To zdaje się być zamek w Ojcowie. Powstał on jednak dużo później, już za czasów panowania Kazimierza III Wielkiego, tego, który „zastał Polskę drewnianą, a pozostawił murowaną”. Wówczas nie było w Polsce budowanych z kamienia warowni. Artysta wybiega tu w przyszłość, tak samo jak w przypadku przyozdobienia głowy Aldony koroną. Koronacja księżniczki miała przecież miejsce kilka lat później, kiedy to stała się królową Polski Anną. Obraz „Wiano królewny” - jak pisał jeden z biografów artysty - „jest wielką panoramą, której istotnym bohaterem jest lud ukazany na tle rodzinnej ziemi. (…) Jest malowany szeroko i śmiało (…) oraz pełen światła i powietrza”.
Na zakończenie tego szkicu należy przypomnieć, że polska historiografia żonę Kazimierza Wielkiego zna pod imieniem Anna. Jako że była poganką, należało ją wcześniej ochrzcić. Uroczystość chrztu świętego księżniczki Aldony odbyła się 30 kwietnia i od tego czasu nosiła imię Anna. Następne pół roku poświęcono jej katechezie, która „miała usunąć ślady pogańskiego wychowania”. Ślub odbył się dopiero 16 października tego roku. Na królową Polski została koronowana wspólnie z Kazimierzem 25 kwietnia 1333 roku, w dzień św. Marka, w katedrze na Wawelu. Nie obyło się jednak to bez zgrzytów. Pisze Janko z Czarnkowa - „gdy ją zamierzał razem ze sobą koronować (Kazimierz Wielki – przy. mój), matka jego, córka niegdyś Bolesława, księcia kaliskiego, syna Władysława Odonicza, powiedziała, że to podług prawa dziać się nie powinno, ponieważ żyje ona, prawa królowa koronowana, za jej życia przeto innej na to samo królestwo koronować nie należy; wszelako, zgadzając się dobrotliwie na prośby syna, którego bardzo czule kochała, wstąpiła do klasztoru św. Klary w Starym Sączu”. Z tego związku urodziły się dwie córki, Elżbieta i Kunegunda, obie później dobrze wydane za mąż. A jak wiodło się jej w nowej ojczyźnie i nowej wierze? Teściowa, surowa i ascetyczna królowa Jadwiga do końca dni swoich uważała ją za pogankę. Litwinka - młoda, silna, wesoła i beztroska, lubiła śpiew i zabawy, rozmiłowana w konnych przejażdżkach, nie bardzo pasowała do wcześniejszego spartańskiego domu Łokietkowego. Ale wydaje się, że Kazimierz nic nie miał przeciwko temu, sam lubił jazdy konne i raczej ją szanował. Doprowadził przecież do jej koronacji pomimo knowań swojej matki. Czy ją kochał, trudno powiedzieć. Małżeństwa wówczas zawierało się nie z miłości tylko z potrzeb politycznych, a „młodzi” nie mieli nic do powiedzenia. Decydowali rodzice, monarchowie.
Królowa Anna-Aldona, pierwsza żona Kazimierza Wielkiego, zmarła w roku 1339 z przyczyn nam nieznanych, ale jak pisze Długosz „śmiercią osobliwą i straszną”.
Wojciech Gerson Wiano królewny (Powrót polskich jeńców z niewoli litewskiej) 1894 rok, olej/płótno; 325 x 630 cm, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie, na ekspozycji w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.