Czerwone małżeństwo Joliot-Curie. Zięć polskiej uczonej był niebezpiecznym komunistą

Czerwone małżeństwo Joliot-Curie. Zięć polskiej uczonej był niebezpiecznym komunistą

Dodano: 

Nominacja do tego gremium stała się kolejnym powodem wielkiego zaniepokojenia wśród Anglosasów. Problemem było to, że prof. Joliot-Curie kierował francuską Komisją do spraw Energii Atomowej i posiadał wielką wiedzę w tym delikatnym temacie, którą jako komunista mógł podzielić się z wrogiem, czyli z Rosją sowiecką. Na reakcję służb w sprawie członkostwa małżeństwa Joliot-Curie w Rosyjskiej Akademii Nauk nie trzeba było długo czekać. W połowie marca 1948 r. Irena Joliot-Curie przybyła do USA samolotem z Paryża. Po wylądowaniu na lotnisku La Guardia w Nowym Jorku zdołała przejść jedynie przez wymaganą prawem kontrolę dopełnienia formalności celnych. Została zatrzymana przez urzędników Immigration dokonujących kontroli paszportowych.

Po pewnym czasie pod eskortą uzbrojonego strażnika opuściła lotnisko i została przetransportowana do ośrodka zatrzymań mieszczącego się na Ellis Island. Umieszczono ją w budynku przeznaczonym na kwarantannę osób niepożądanych. Wśród oczekujących na Irenę Joliot-Curie był m.in. dr Barsky, przewodniczący komitetu wspierającego antyfaszystowskich uciekinierów z Europy. Pani Curie, na zaproszenie tego komitetu, miała wygłosić przemówienie do Amerykanów, informujące o zakresie i charakterze potrzeb hiszpańskich republikanów szukających azylu we Francji. Przyjęcie zaproszenia od tej organizacji było do pewnego stopnia oznaką odwagi, ponieważ znajdowała się ona na liście sporządzonej przez prokuratora generalnego USA, Toma Clarka, która obejmowała podmioty prawne określane jako nielojalne i wywrotowe. Dodatkowo sam dr Barsky został postawiony w stan oskarżenia za odmowę wydania oficjalnej dokumentacji kierowanej przez niego organizacji celem zbadania jej przez uprawnionych przedstawicieli powołanego przez Kongres komitetu do spraw działalności antyamerykańskiej. Trudno zaprzeczyć, że decyzja o zatrzymaniu pani Ireny Joliot-Curie miała podłoże polityczne związane z działalnością jej męża, członka partii komunistycznej, jako szefa francuskiej Komisji do spraw Energii Atomowej.

Frederic Joliot-Curie w Berlinie, 1952 r.

Po gromkich protestach wielu liczących się w świecie naukowców, ludzi kultury, związków zawodowych, ostrych artykułach w prasie francuskiej (komunistyczna gazeta „Le Soir” zatrzymanie wybitnej uczonej nazwała „obrazą kobiety, nauki i Francji”, a prawicowa „Paris-Presse” sposób jej potraktowania przez amerykańskie władze określiła jako „kompletny brak elementarnej kurtuazji”) pani Irena Joliot-Curie została zwolniona warunkowo z ośrodka zatrzymań. Od tej pory zobligowana była do każdorazowego zgłaszania organom policyjnym planowanych zmian miejsc pobytu. Do Francji powróciła bez przeszkód. W sierpniu tego samego roku przebywała w Polsce, biorąc udział w Kongresie Pokoju odbywającym się we Wrocławiu. W trakcie obrad uzgodniono m.in. powołanie stałego Komitetu Pokoju z siedzibą w Paryżu. Wśród znanych światowych intelektualistów do niego wybranych znalazła się także Irena Joliot-Curie. Polskę miał reprezentować Jerzy Borejsza. Ciekawym elementem opisywanym w dokumentach dotyczących Kongresu Pokoju we Wrocławiu była informacja, że po jego zakończeniu wszyscy delegaci specjalnymi nocnymi pociągami zostali przewiezieni do Warszawy, gdzie oprócz udziału w przyjęciu wydanym przez premiera Józefa Cyrankiewicza mieli okazję naocznie zapoznać się z ogromem wojennych zniszczeń polskiej stolicy.

Wierny ZSRS

W jednym z przemówień prof. Joliot-Curie – przy szczególnym aplauzie zebranych – stwierdził, że „jest absolutnie przekonany o tym, iż dziesiątki milionów Amerykanów gorliwie życzą sobie pokoju”. Katolicki deputowany do parlamentu francuskiego, Auguste Viatte, oskarżył Joliot-Curie o zdradę i zażądał jego szybkiego usunięcia z kierowania Komisją do spraw Energii Atomowej. Mimo że ziemia zaczęła się usuwać spod jego nóg, nie zmieniał swojego stylu pracy. W listopadzie 1949 r. przybył do Moskwy. Przyjęty został z honorami. W trakcie krótkiego wywiadu udzielonego korespondentowi Agence France Presse stwierdził, że francuscy naukowcy byli zainteresowani jedynie pokojowym wykorzystywaniem energii jądrowej i że w ciągu siedmiu–ośmiu lat firmy tego kraju będą mogły wykorzystywać tego typu energię dla celów przemysłowych. Dwa tygodnie później wykazał się wielką dozą naiwności lub nieszczerości, oświadczając przedstawicielowi węgierskiej agencji prasowej MTI, że osiągnięcia sowieckich naukowców przekraczają wszelkie oczekiwania. Dodawał, że Sowieci koncentrują się na pokojowym wykorzystywaniu energii jądrowej. Dalej profesor stwierdzał, że Mołotow w 1947 r. oznajmił, iż sekrety atomowe nie są już dla Sowietów tajemnicą, a „naród sowiecki wie, że wszystko, co mówią ich przywódcy, jest prawdą. Dokładnie odwrotnie do tego, co ma miejsce na Zachodzie”. Wydaje się, że to po tym oświadczeniu profesor stracił większość swoich obrońców wśród klasy politycznej Francji. Oczywiście poza komunistami. Zdążył jeszcze w końcu roku 1949 pojechać wraz z żoną Ireną na kongres naukowy do Indii, gdzie był przyjmowany z nadzwyczajną kurtuazją. Hindusi najwyraźniej przygotowywali już grunt pod złożenie mu oferty przeniesienia się do pracy w ich kraju i energicznego poprowadzenia programu atomowego.

Czytaj też:
Bomba atomowa nad Sowietami

1 stycznia 1950 r. w Warszawie przekazano wiadomość, że fakultet naukowy i Senat Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie zdecydował o nagrodzeniu doktoratem honoris causa prof. Joliot-Curie i jego żony Ireny, w uznaniu osiągnięć w prowadzeniu badań naukowych nad energią atomową dla celów pokojowych. Krótko potem do kolekcji otrzymał stalinowską nagrodę pokoju.

Kwiecień 1950 r. był decydujący w jego dalszej karierze. Prawica przeszła do ataku i stanowczo zażądała od rządu usunięcia komunistycznego szefa Komisji do spraw Energii Atomowej. Pomimo protestów lewicy, niektórych środowisk naukowych i części najbliższych współpracowników Jolie-Curie został zwolniony z pełnionej funkcji. Decyzję tę ogłosił 28 kwietnia 1950 r. premier Francji, Georges-Augustin Bidault. Jako powód dymisji wskazano udzielenie poparcia przez profesora rezolucjom przyjętym przez marcowy kongres partii komunistycznej. W jego trakcie profesor stwierdził m.in., że„postępowi naukowcy-komuniści nigdy nie przekażą elementów swojej wiedzy dla celów przygotowań wojny przeciwko Rosji sowieckiej”.Tego, znajdujący się pod silnymi, uzasadnionymi naciskami Amerykanów i Brytyjczyków, francuski rząd nie mógł dalej tolerować. Ameryka przyjęła tę wiadomość z wielką ulgą i zapowiedziała szybki powrót do współpracy z Francją na polu badań naukowych.

Brytyjscy analitycy obserwujący bacznie wydarzenia toczące się wokół osoby profesora wysunęli ciekawą hipotezę. Otóż doszli oni do wniosku, że partia komunistyczna wiedząc, iż kadencja Joliot-Curie dobiega końca i nie będzie odnowiona, nakazała mu wygłaszać coraz to bardziej prowokacyjne oświadczenia celem zagwarantowania dymisji i dostarczenia tą drogą okazji do zaprezentowania go jako męczennika imperializmu amerykańskiego. Reakcja komunistycznego dziennika francuskiego „L’Humanité”, który opublikował listę protestów w związku z dymisją, potwierdza brytyjską ocenę wydarzeń.

Profesor Joliot-Curie powrócił do pracy dydaktycznej, w tym także na Sorbonie. W marcu 1956 r. zmarła wyniszczona gruźlicą i białaczką jego żona, Irena, a dwa lata później – w sierpniu 1958 r. – odszedł i on.

Zastanawiając się nad postawą wielu ówczesnych intelektualistów, trzeba stwierdzić, że w sposób naiwny, ale często zgodny z ich wewnętrzną naturą w dążeniu do zbudowania świata idealnego intensywnie poszukiwali idealnego wzorca, którego nie ma i nie będzie. Naiwność naukowców była skrzętnie wykorzystywana i stymulowana przez służby rosyjskie.

Artykuł został opublikowany w 12/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.