Prosto we wrota piekieł. Brytyjscy komandosi kontra „bestia Hitlera”
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Prosto we wrota piekieł. Brytyjscy komandosi kontra „bestia Hitlera”

Dodano: 

Kiedy konwój zbliżał się do Saint Nazaire, bombowce RAF-u zaczęły bombardować port. Ponad 60 maszyn przez godzinę zrzucało bomby z wysokości prawie 2 kilometrów. Nalot miał odwrócić uwagę stacji radiolokacyjnej na przylądku Le Croisic, zagłuszyć odgłosy nadpływających okrętów i spowodować zamieszanie wśród obrońców. Zamiast tego sprawił, że zwiększyli oni czujność, spodziewając się desantu spadochroniarzy.

Pół godziny po północy brytyjskie okręty wpłynęły na płytkie wody ujścia Loary. Campbeltown dwa razy zarył poszyciem o dno, ale płynął dalej. Dwadzieścia minut po pierwszej w nocy, nadbrzeżne reflektory oświetliły zbliżające się okręty. Niemcy aldisem zażądali identyfikacji. Z MGB 314 odpowiedział marynarz przebrany w mundur Kriegsmarine, używając przejętego niemieckiego kodu. Kilka niemieckich pocisków zdążyło już spaść na niszczyciel. W odpowiedzi ścigacz nadał sygnał „bratobójczy ogień”. Wymiana korespondencji opóźniła otwarcie ognia przez Niemców o około sześć minut. Niemieckie baterie otworzyły w końcu ogień, ale brytyjskie okręty były już poza zasięgiem najcięższych dział. Na Campbeltownie podniesiona została brytyjska bandera wojenna.

Okręty płynęły teraz pod bezpośrednim ogniem dział artylerii nadbrzeżnej i przeciwlotniczej, omiatane oślepiającym światłem reflektorów. Do wrót doku pozostało półtora kilometra. Pociski raz za razem trafiały w pędzący z prędkością 19 węzłów niszczyciel. Płk Newman wspominał później, że burty okrętu wyglądały, jakby płonęły żywym ogniem. Szybkostrzelne Oerlikony wypluwały setki pocisków z luf. Komandosi na pokładzie strzelali zza osłony ze swoich brenów. Pozbawione opancerzenia lekkie kutry po trafieniu w zbiorniki płonęły jak zapałki. Ropa rozlewała się po powierzchni wody tworząc ogniste pułapki, w których ginęli wyrzuceni za burtę komandosi i marynarze. Z niektórych kutrów ocalało zaledwie po kilku pasażerów. Około 23.00 porucznik Nigel Tibbits zszedł pod pokład i uzbroił bomby głębinowe, dla pewności w kilka różnych zapalników. Campbeltown, prowadzony przez kmdr. por. Stephena Beattie’go mimo nieustannego ognia, oślepiającego blasku reflektorów i pożaru na dziobie w końcu minął Stare Molo, przedarł się przez sieci przeciwtorpedowe i z impetem uderzył prosto we wrota doku, wbijając się wgłąb na 10 metrów. Beattie kiedy ochłonął, skomentował swój wyczyn słowami „W końcu jesteśmy na miejscu…. cztery minuty spóźnienia”.

Zdatni do walki komandosi po bambusowych drabinkach i linach zaczęli opuszczać pokład okrętu. Grupy rozbiegły się do swoich celów. Ładunki miały być podłożone w mniej niż 10 minut. Żołnierze wysadzili urządzenia w stacji pomp i w szybach wyciągowych. Nie udało im się dostać
do środka wrót, ani zniszczyć składów paliwa. Zdetonowali więc pozostałe ładunki wybuchowe przy wrotach i rozpoczęli ewakuację.

Rzeź komandosów i marynarzy

Komandosi płynący na kutrach nie mieli tyle szczęścia. Tylko ML 45 zdołał wysadzić desant przy Starym Molo, a ML 177 osiągnął śluzę przy starym wejściu do basenu. Do celu dopłynęły jeszcze tylko dwa kutry w tym ML 269, który na pełnej szybkości lawirował po rzece, starając ściągnąć na siebie ogień. Niektórzy komandosi skakali wprost do wody, starając się dopłynąć do brzegu. Reszta kutrów płonęła, albo uszkodzona wycofywała się na otwarte morze. Niemiecki ogień nie ustawał. Teraz prowadziły go stanowiska na dachu hangaru U-botów, na koszarach i na pływających po Loarze niemieckich okrętach. Nocne niebo rozświetlały flary. Płk Newman zszedł na ląd i zaczął kierować działaniami grup osłony. Zatrzymały one Niemców, coraz liczniej przybywających do portu i umożliwiło działanie grupom niszczącym. Po wykonaniu przez nie zadań, Newman zdał sobie sprawę, że ewakuacja drogą morską jest niemożliwa. Rejon Starego Mola, skąd miał nastąpić odwrót był zaciekle broniony przez Niemców. Wszystkie ścigacze i kutry leżały rozbite na brzegu, dopalały się na wodzie albo odpłynęły. Podpułkownik zebrał około 70 pozostałych komandosów. Po krótkiej, motywującej przemowie poprowadził ich biegiem, pod ciągłym ostrzałem przez most, przebijając się na ulice Saint Nazaire i rozpraszając na jego ulicach. Newman z kilkunastoma żołnierzami po 3 godzinach krążenia po podwórkach i ogrodach, przed świtem weszli do schronu przeciwlotniczego. Tam znaleźli ich Niemcy.

Ranni brytyjscy komandosi wzięci do niewoli po rajdzie na Saint-Nazaire

Komandor Ryder upewnił się, że Campbeltown wykonał swoje zadanie. Potem kazał storpedować wrota śluzy przy starym wejściu i odpłynął na pełne morze stawiając zasłonę dymną i zabierając po drodze rozbitków. W żaden sposób nie mógł już pomóc komandosom. Niemcy odbili stanowiska przy Starym Molo i wejściu do basenu. Wycofujące się pozostałości morskiego zespołu były dalej ostrzeliwane przez niemieckie działa i atakowane przez okręty, dopóki nie dotarły pod ochronę niszczycieli. Do brytyjskich brzegów dotarły tylko trzy kutry.

Brytyjskie niespodzianki

Nad ranem sytuacja wydawała się opanowana. Niemcy ścigali nielicznych komandosów po uliczkach Saint Nazaire, przeszukując dom po domu. Do suchego doku i na pokład Campbeltowna weszli technicy, którzy ocenili, że zniszczenia spowodowane przez komandosów w krótkim czasie będzie można naprawić, a okręt nie stanowi zagrożenia. Potem na pokład zaczęły wchodzić wycieczki oficerów – nierzadko z francuskimi kochankami, żołnierzy i cywilów, którzy oglądali zniszczenia albo starali się zabrać pamiątki z miejsca akcji. Około południa w porcie rozległ się ogłuszający huk. Z opóźnieniem eksplodowały materiały wybuchowe w ładowni. Okręt został rozerwany, a w powietrze wyleciały szczątki ludzi zmasakrowanych przez wybuch. Wrota doku przełamały się zmieniając w górę pogiętego żelastwa, a do środka wlały tysiące ton wody. W wyniku wybuchu zginęło około 360 ludzi, w tym 40 starszych oficerów.

Nie był to jeszcze koniec niespodzianek, które czekały na Niemców. Następnego dnia do usuwania zniszczeń i sprzątania zalegających w całym porcie ludzkich szczątków zaangażowano robotników z Organizacji Todta. Około 16.30 w wodzie eksplodowały torpedy, wystrzelone dla zniszczenia śluzy przy starym wejściu do portu. Robotnicy w panice zaczęli uciekać z portu. Ubrani w kombinezony khaki zostali wzięci przez niemieckich żołnierzy za atakujących ponownie komandosów. W strzelaninie zginęło kilkudziesięciu robotników.

Czytaj też:
Lepsi niż komandosi. Polscy grenadierzy mogli uczyć „specjalsów” z US Army

Uwięziony Tirpitz

Z 622 komandosów i marynarzy, którzy wyruszyli do akcji, do Anglii wróciło 238. Jedynie pięciu komandosów uniknęło niemieckiego pościgu i przez Hiszpanię i Gibraltar wróciło do ojczyzny. 105 marynarzy i 64 komandosów zostało zabitych w akcji, 215 wzięto do niewoli. Polegli żołnierze zostali przez Niemców pochowani z wojskowymi honorami na cmentarzu w Le Baule – Escoublac. 89 żołnierzy zostało wyróżnionych, 5 w tym Newman, Ryder i Beattie otrzymało Victoria Cross.

Hilter na wieść o rajdzie w ataku wściekłości zwolnił gen. płk. Carla Hilperta - szefa sztabu Kwatery Głównodowodzącego Wehrmachtu na Zachodzie. Dönitz w obawie przed atakiem komandosów przeniósł sztab dowodzenia okrętami podwodnymi z Lorient na wybrzeżu Bretanii
do Paryża. Na rozkaz Hitlera wybrzeże atlantyckie usiane zostało potężnymi betonowymi bunkrami i stanowiskami artylerii.

Zniszczenia spowodowane przez rajd spowodowały, że dok został przywrócony do użytku dopiero w latach 50-tych. Tirpitz został uwięziony w norweskich fiordach, skąd rzadko wyruszał na Atlantyk. Został zatopiony w listopadzie 1944 r. po bezpośrednim trafieniu dwiema bombami Tallboy o wadze 5,45 tony każda.