Tymoteusz Pawłowski
Dla Polaków II wojna światowa skończyła się wraz ze zdobyciem Berlina. Jednak na Dalekim Wschodzie zmagania aliantów z Japonią wciąż trwały, a przewidywania mówiły o milionach osób, które stracą życie. Nic dziwnego, że Amerykanie chcieli, aby w pokonaniu Japonii wziął również udział Związek Sowiecki. Przekonali ich do tego również łapówką w postaci dostaw niemal 150 okrętów...
Przez całą II wojnę światową pomiędzy Związkiem Sowieckim a Japonią panował pokój. 13 kwietnia 1941 r. podpisano nawet pakt o nieagresji, którego obie strony skrupulatnie przestrzegały. Sytuacja polityczna była dość paradoksalna, szczególnie że przez cały ten czas obok japońskich wysp płynęły do Związku Sowieckiego towary, dzięki którym Armia Czerwona dotarła do Berlina. Bez amerykańskich i brytyjskich dostaw zabrakłoby Armii Czerwonej uzbrojenia, sprzętu i jedzenia. Dzięki polityce lend-lease (pożyczka i dzierżawa) do Związku Sowieckiego dotarło ponad 12 tys. czołgów i 22 tys. samolotów. Rosjanie twierdzą, że był to tylko niewielki procent produkcji sprzętu wojennego. Być może, warto jednak zauważyć, że dostawy te przychodziły w kryzysowych momentach i stanowiły języczek u wagi w zmaganiach na froncie wschodnim.
W sowieckim wysiłku wojennym dużo ważniejsze niż czołgi i samoloty były dostawy mniej efektowne. Sprowadzono niemal pół miliona samochodów osobowych i ciężarowych, dzięki czemu Rosjanie nie musieli ich produkować. Dostarczono również blisko 2 tys. lokomotyw (w ZSRS wyprodukowano ich w tym czasie 20). A także 690 mln mkw. tkanin wełnianych, miliony ton bawełny, konserw, obrabiarek i podobnego asortymentu (w tym ponad 15 mln butów i blisko 2 mln kompletów pościeli). Większość tego bogactwa przepłynęła sobie spokojnie przez – nomen omen – Pacyfik, nie będąc zagrożona przez niemieckie U-Booty i samoloty Luftwaffe.
Z Ameryki na Syberię
Ruch statków pomiędzy Władywostokiem na Syberii a San Francisco w Kalifornii odbywał się nieprzerwanie przez całą wojnę. Niezależnie od tego, czy Japończycy zbombardowali Amerykanom pancerniki w Pearl Harbor, czy też Amerykanie zrzucili Japończykom bombę atomową na Hiroszimę. Ani Tokio, ani Moskwa nie uważały za konieczne solidaryzować się ze swoimi sojusznikami, więc konieczne były różne – czasem bardzo dziwne – manewry polityczne.
Czytaj też:
Potworny rachunek za zwycięstwo nad III Rzeszą. Te liczby porażają
Gdy w kwietniu 1942 r. na Syberii wylądował jeden z bombowców biorących udział w amerykańskim nalocie na Tokio – pilotowany przez Edwarda J. Yorka, syna Ignacego i Tekli Cichowskich – jego załoga opuściła Związek Sowiecki dopiero w maju następnego roku. Jednakże chociaż na Pacyfiku szalała amerykańsko-japońska wojna, to statki pod sowiecką banderą przewoziły amerykańską pomoc. Gdy okazało się, że sowieckich statków jest zbyt mało, Amerykanie od razu znaleźli rozwiązanie: podnieśli banderę z sierpem i młotem na 22 własnych transportowcach.
Oczywiście pływanie przez akweny, na których toczyła się wojna, było niebezpieczne: siedem sowieckich statków zostało zatopionych. Sześć z nich z całą pewnością stało się ofiarami torped... amerykańskich okrętów podwodnych prowadzących wojnę na japońskich wodach. Siódmy transportowiec został – być może – zatopiony przez Japończyków. Okręt podwodny, który miał to uczynić, nie powrócił jednak z patrolu, nie można więc mieć pewności. Czy siedem zatopionych okrętów to dużo? Niezbyt – podczas wojny do portu we Władywostoku statki wpływały 32 tys. razy.
Przewożenie takiej ilości towarów wymagało olbrzymiej rozbudowy infrastruktury na lądzie. Budowano rurociągi, porty, lotniska i drogi, w tym – liczącą 2,7 tys. km – ALCAN Highway, czyli autostradę Alaska – Kanada. Na tym terenie stacjonowało ponad 300 tys. żołnierzy amerykańskich i kanadyjskich, strzegąc go przed spodziewanym japońskim atakiem. Japończycy faktycznie okupowali kilka wysp w archipelagu Aleutów, będącym połączeniem pomiędzy Syberią a Alaską, ale zostali z nich wyparci latem 1943 r.
Sukces na Aleutach był wyjątkowo łatwym zwycięstwem aliantów nad Japończykami. W innych bitwach żołnierze cesarza się nie poddawali, a bitwy przeciwko nim były nad wyraz krwawe. Walka o Luzon – najważniejszą z wysp Filipin – kosztowała życie 8 tys. Amerykanów. I 200 tys. Japończyków. Zdobycie Okinawy – wyspy będącej częścią właściwej Japonii – kosztowało życie 7 tys. Amerykanów i ponad 250 tys. Japończyków. Na przełomie lat 1944 i 1945 generałowie US Army szacowali, że desant na Japonię przyniesie śmierć około 500 tys. amerykańskich żołnierzy oraz 10 mln Japończyków.
Do ataku na Japonię spróbowano więc wciągnąć Związek Sowiecki. Zgodnie z ustaleniami z końca 1943 r. z konferencji w Teheranie Sowieci mieli wypowiedzieć wojnę Japonii po zakończeniu wojny z Niemcami. Było to jednak zobowiązanie bardzo ogólnikowe. W grudniu 1944 r. w Waszyngtonie zaczął krystalizować się plan zachęcenia Sowietów do wystąpienia przeciwko Japonii. Zachętą miało być przekazanie 250 amerykańskich jednostek pływających czerwonej flocie i wyszkolenie 25 tys. rosyjskich marynarzy.
Rozmowy – toczone początkowo na niskim szczeblu – nabrały dynamiki po konferencji w Jałcie. Gdy Stalin z Rooseveltem dogadywali się w sprawie podziału Europy, ich dowódcy flot – admirałowie Nikołaj Kuzniecow oraz Ernest J. King – porozumiewali się w sprawie największego w dziejach świata programu przekazania uzbrojenia. W zamian za to ustalono datę wejścia Związku Sowieckiego do wojny przeciwko Japonii. Miało to nastąpić trzy miesiące po zakończeniu wojny w Europie.
Wielka łapówka
Ostatecznie strona sowiecka miała otrzymać 180 okrętów. Najważniejszych było 30 dużych barek desantowych zdolnych do przewożenia ku nieprzyjacielskiemu wybrzeżu 200 żołnierzy każda. 24 oceaniczne trałowce miały oczyścić z min trasę rejsu, a 36 nieco mniejszych – podejścia do brzegu, 56 ścigaczy okrętów podwodnych planowano zaś wykorzystać jako eskortę. Największymi jednostkami bojowymi było 30 fregat, a o kondycję okrętów miały dbać cztery duże statki warsztatowe. W sumie okręty miały wyporność 90 tys. ton.