Sprawę masakry w Gardelegen opisał w swojej książce „Od Stołpców po Kair” Melchior Wańkowicz. Początkowo nie dowierzał pogłoskom o zbrodni, jednak zgłosił się do niego Romuald Bąk, któremu udało się uciec z płonącej stodoły. Wobec zbliżających się aliantów Niemcy zmuszeni byli do ewakuacji więźniów z kolejnych obozów koncentracyjnych. Transport, w którym był Bąk, utknął na skutek zniszczenia torów. Wraz z innymi trafił on do koszar w centrum Gardelegen, gdzie czekał na nich tłum uzbrojonych Niemców. Więźniowie dostali jedzenie i zapewnienia o nadchodzących Amerykanach, co oznaczało koniec ich gehenny.
W międzyczasie Niemcy zarządzili wymarsz do nowego miejsca noclegu rzekomo z powodu braku miejsc w koszarach. Wśród więźniów panowała radość, perspektywa rychłego oswobodzenia powodowała podniecenie - mieli wyjść na wolność! Trafili oni do ogromnej murowanej stodoły za miastem. Spokój zmącił amerykański myśliwiec, na którego widok Niemcy zaczęli strzelać. Panikę zażegnano, a więźniowie zajęli miejsca w stodole.
Masakra
Świeża słoma zalatywała zapachem benzyny. Zamknęły się ogromne drzwi, które zaraz zatarasowali chłopcy z Hitlerjugend. W kilku miejscach wybuchł ogień, z którym poradzili sobie uwięzieni. Nikt nie miał wątpliwości, że Niemcy przystąpili do mordu. Po ostrzale z karabinów do stodoły wrzucili granaty zapalające. Zapanowało piekło.
Dookoła krzyki więźniów, wnętrze spowił dym, Romuald Bąk walczy o życie robiąc nożem dziurę między ziemią a drzwiami. Niemcy wciąż dorzucają granaty, od których naszego bohatera broni stos trupów. W stodole panuje ogromny hałas, jęki mieszają się z modlitwą, kolejni ludzie padają martwi. Bąk traci nadzieje na ratunek, gdy dziura w ziemi, która wykonał, zmniejsza się o połowę na skutek wybuchu granatu. Kolejny granat jednak obluzowuje drzwi, dzięki czemu można się przecisnąć na zewnątrz. Dwóch więźniów przypłaca to życiem, ale Romuald Bąk wykorzystuje sytuację i ucieka, jego sprzymierzeńcem jest ciemność. Kilkukrotnie natrafia na Niemców, jednak szczęśliwie wymyka się śmierci.
Niemcy całujący zwłoki
„Niemcy kaput” oznajmiają nazajutrz rozpromienieni Francuzi, którzy w Niemczech byli na robotach. Romuald Bąk udaje się na miejsce zbrodni, gdzie rozmawia z Polakiem z armii amerykańskiej, który mówi mu o rozstrzelaniu esesmanów. Schwytano również polskich volksdeutschów pomagających w zbrodni.
Amerykanie zaczynają dochodzenie, w którym zeznający Niemcy obarczają winą naczelnika powiatu Gardelegen. To on miał wysunąć pomysł spalenia więźniów i zmobilizować ludzi do wykonania masakry. Nigdy jednak go nie złapano, skazany został SS-Untersturmführer Erhart Brauny, który odpowiedział również za wcześniejsze zbrodnie. Do pochówku zabitych Amerykanie przyprowadzili poważanych obywateli miasta, którzy niosąc prześcieradła z ich domów zmierzali ku stodole w otoczeniu żandarmerii. Zmuszono ich do całowania trupów, które pogrzebano w prześcieradłach. Następnie powstał cmentarz, na którym spoczęło 1016 ofiar. Jedynie cztery osoby zidentyfikowano z nazwiska, a 301 z numeru obozowego.
Zapomniana zbrodnia
Niemiecka polityka historyczna od lat sukcesywnie odsuwa od Niemców odpowiedzialność za II wojnę światową. W tej sytuacji znamienne są słowa amerykańskiego pułkownika, który nad grobami ofiar zwrócił się do mieszkańców Gardenlegen słowami: „Niektórzy będą mówić, że to dzieło nazistów, inni wskazywać będą na Gestapo. Nieprawda. Odpowiedzialność ponoszą wszyscy Niemcy... Wasza tak zwana rasa panów pokazała, że panować może tylko w zbrodniach, okrucieństwach i sadyzmie. Sami pozbawiliście się szacunku cywilizowanego świata”.
Niestety, wiedza o zbrodni, w której w większości śmierć ponieśli Polacy jest znikoma. W internecie można znaleźć o niej kilka publikacji, jedynie paru historyków podjęło się tematu. Jest ona kolejnym kontrargumentem w dyskusji nad rzekomym „rycerskim” żołnierzem niemieckim. Co prawda zbrodni dokonała SS, ale otrzymała ona pomoc od spadochroniarzy, nastolatków z Hitlerjugend i uzbrojonych cywilów. W poszukiwaniu zbiegłych pomagali również zwykli Niemcy - starcy, kobiety i dzieci. Wszystko działo się w ostatnim stadium wojny i na chwilę od wkroczenia Amerykanów, co pokazuje jedynie perfidie morderców - niemiecka machina śmierci działała do samego końca.
Czytaj też:
Poparcie Niemców dla eksterminacji Polaków i Żydów było masowe nawet po wojnie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.