Janina Lewandowska - lotniczka zamordowana w Katyniu
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski

Janina Lewandowska - lotniczka zamordowana w Katyniu

Dodano: 
Janina Lewandowska
Janina Lewandowska Źródło: Wikimedia Commons
Wśród zgładzonej przez sowiecki reżim elity armii była jedna kobieta – Janina Lewandowska, córka gen. Dowbora-Muśnickiego. Była lotniczką i pierwszą kobietą w Europie, która skoczyła ze spadochronem z wysokości 5000 metrów. Została zamordowana w Katyniu strzałem w tył głowy, dzień przed 32 urodzinami.

„Przede mną rozwarty dół, a w jego czeluści warstwami, ciasno, jak sardynki w pudełku, trupy. Mundury, płaszcze, mundury polskie, pasy, guziki, buty, zwichrzone włosy na czaszkach, usta poniektórych wpółotwarte. Właśnie przestał mżyć deszczyk i blady promień słońca jął się przepychać poprzez koronę sosny. »Tiń-tiń-tiń!« – zawołał ucieszony ptaszek. [...] Straszne. Ręce i nogi nawzajem splecione, wszystko uciśnięte jak walcem. Poszarzałe, martwe, szereg za szeregiem, setka za setką, niewinni, bezbronni żołnierze. [...] Tamten leży twarzą w dół. Ten jest jeszcze w czapce. Wyjątek. A tam dalej wszyscy w płaszczach i nie rozpoznać w tej lepkiej masie indywidualnych kształtów. Właśnie: masa, słowo tak ulubione w Sowietach. […] Wymowność tego munduru robi wrażenie zwłaszcza na Polaku. Odznaki, guziki, pasy, orły, ordery. Nie są to trupy anonimowe. Tu leży armia. Można by zaryzykować określenie – kwiat armii, oficerowie bojowi, niektórzy z trzech uprzednio przewalczonych wojen”. Taki obraz mogiły w Lesie Katyńskim, w której spoczęły ponad 4 tys. pomordowanych oficerów Wojska Polskiego, pozostawił literaturze polskiej Józef Mackiewicz.

Wojsko polskie w tamtych czasach było rzeczą męską. Jednak wśród tej zgładzonej przez sowiecki reżim elity armii była jedna kobieta – Janina Lewandowska.

Generalska córka

Urodziła się 22 kwietnia 1908 r. w Charkowie, w ówczesnej Rosji carskiej. Była córką Józefa Dowbora-Muśnickiego, oficera armii rosyjskiej, który później stał się jednym z najbardziej znanych polskich generałów. Po upadku monarchii rosyjskiej stanął on na czele I Korpusu Polskiego na Wschodzie, stacjonującego w rejonie Bobrujska na Białorusi, dokąd zmierzali Polacy z różnych stron upadłego imperium. Dowborczycy, jak nazywano żołnierzy generała, skutecznie przeciwstawili się bolszewikom, a gdy przewaga wroga zagroziła istnieniu Korpusu, poddali się Niemcom. Dzięki temu ocaleli, a kilka miesięcy później mogli wstąpić do odrodzonego Wojska Polskiego i wziąć udział w wojnie o granice Rzeczypospolitej. Sam gen. Dowbor-Muśnicki stanął na czele wojsk powstańczych w Wielkopolsce, które oswobodziły zbrojnie tę część Polski spod władzy Niemców zimą 1919 r.

Po zakończeniu walk powstańczych Wielkopolska stała się małą ojczyzną Dowborów-Muśnickich. To właśnie tam, w majątku ziemskim w Lusowie, generał osiadł z żoną i czwórką dzieci: Giedyminem, Janiną, Olgierdem i urodzoną w 1919 r. Agnieszką. Rodzinne szczęście nie trwało długo. W następnym roku na gruźlicę zmarła jego żona Agnieszka i odtąd wychowywał dzieci samotnie.

Janina uczęszczała do Państwowego Gimnazjum im. Generałowej Jadwigi Zamoyskiej w Poznaniu. Na wakacje wracała do Lusowa, gdzie z zamiłowaniem uprawiała sport – jeździła konno i na nartach. Po maturze studiowała w Konserwatorium Muzycznym, gdzie uczyła się gry na fortepianie i śpiewu. Marzyła, by zostać śpiewaczką. Zdarzało jej się występować w kabarecie oraz przed seansami filmowymi w poznańskim kinie Muza. Wysoka, smukła szatynka – zwracała uwagę. Jednak głos nie sprostał próbie i nie udało się jej kontynuować swej pasji.

Wkrótce po ukończeniu konserwatorium zamieszkała w Poznaniu, gdzie pracowała jako urzędniczka pocztowa. Wtedy też objawił się jej talent w zupełnie innej dziedzinie. Już jako uczennica gimnazjum obserwowała często pokazy lotnicze na lotnisku Ławica pod Poznaniem, dokąd zabierał ją młodszy brat Olgierd, zawodowy oficer WP, podporucznik lotnictwa, który zginął tragicznie rok przed wybuchem II wojny. Po maturze Janka zapisała się do Aeroklubu Poznańskiego. Ukończyła pierwsze szkolenia na szybowisku w Rzadkowie pod Piłą, a następnie uzyskała kategorię pilota szybowcowego (kurs odbywał się pod bieszczadzkim Leskiem). W 1935 r. zaczęła szkolenie lotnicze w Aeroklubie Poznańskim, rok później ukończyła Wyższą Szkołę Pilotażu w Ławicy i zdobyła licencję pilota sportowego.

Latała na samolotach RWD-8. Potem przyszły kolejne sukcesy, na czele z ukończeniem kursów pilotażu samolotów i spadochronowego. Chyba najbardziej spektakularnym jej wyczynem był skok spadochronowy z wysokości 5000 metrów. Dokonała tego jako pierwsza kobieta w Europie.

Wiosną 1939 r. przyszła miłość. Mieczysława Lewandowskiego, dzielącego jej pasję instruktora szybowcowego, Janka spotkała na pokazie w Tęgoborzu pod Nowym Sączem. Tam też w lipcu 1939 r. wzięli ślub. Wkrótce wyjechała do Poznania, by załatwić sprawy związane z przeprowadzką w Nowosądeckie, gdzie miała zamieszkać z mężem. Nigdy się już nie spotkali. Nie zdążyli się nawet pożegnać. Mieczysław Lewandowski przybył do Poznania zaraz po wybuchu wojny. Nie zastał tam już żony, a po zajęciu miasta przez Niemców został aresztowany i wysiedlony do Generalnego Gubernatorstwa. Stamtąd zdołał przedostać się na Zachód. Służył w lotnictwie myśliwskim i bombowym Polskich Sił Zbrojnych. Zmarł po wojnie na uchodźstwie w Wielkiej Brytanii. Nie dowiedział się nigdy, jakie były losy jego żony.

„Jest tu w obozie lotniczka – dzielna kobieta...”

Janina chciała bronić Polski przed agresją niemiecką, wykorzystując swoją umiejętność pilotażu. W pierwszych dniach wojny wraz z trzema innymi członkami Aeroklubu Poznańskiego wyjechała pociągiem towarowym z Poznania. Mieli zamiar wstąpić do wojska. W pobliżu Wrześni dołączyli do wycofującej się na wschód Bazy Lotniczej 3. Pułku Lotniczego z Poznania. Janina otrzymała mundur z dystynkcjami podporucznika, mimo że nie była oficerem. 8 września 1939 r. baza dotarła do Lublina, następnie do Trawnik. Stąd przewieziono jej personel pociągiem do Buczacza, a następnie do Kopyczyniec.

Tam nadeszła wiadomość o napaści sowieckiej na Polskę. Niektórzy natychmiast ruszyli w kierunku granicy rumuńskiej, jednak większość bazy poznańskiego pułku lotniczego została okrążona 22 września przez oddziały Armii Czerwonej w rejonie Husiatynia. Oporu nie stawiano. Jankę wraz z dowódcą bazy przewieziono do obozu w Ostaszkowie, a w pierwszych dniach grudnia 1939 r. z grupą blisko 80 oficerów – do Kozielska.

Nadal nosiła za duży mundur oficerski, który otrzymała w pierwszych dniach wojny. W Kozielsku uzyskała na to zgodę od gen. Bronisława Bohaterewicza, co pozwoliło jej uniknąć szykan sowieckiej straży obozowej. „Jest tu w obozie lotniczka – dzielna kobieta, już czwarty miesiąc znosi z nami wszelkie trudy i niewygody niewoli – a trzyma się wzorowo” – zanotował pod datą 7–8 lutego 1940 r. mjr dypl. Kazimierz Szczekowski. Często odwiedzała blok, w którym przebywali jej koledzy lotnicy, m.in. lekarz ppor. Michał Kulikowski z 5. Pułku Lotniczego w Lidzie. 26 marca – na zaproszenie Włodzimierza Wajdy – Janina gościła na obiedzie oficerskim. „Obiad był oczywiście tylko z nazwy – jak pisał Wajda w pamiętniku, który odnaleziono później w katyńskim dole śmierci – przyjęliśmy ją kawą, cukrem i chlebem”.

Janina zaangażowała się w obozowe życie religijne, które musiało mieć tajny charakter, gdyż Sowieci nie tolerowali praktyk religijnych w żadnej formie. „Leżymy na pryczach, głowy tylko wychylone, a oczy utkwione w jeden punkt, gdzie ołtarz Chrystusowy, taki niepozorny i prosty. Przy nim kapłan, oczywiście bez szat liturgicznych, trzyma kielich i kawałek obozowego chleba, który zastępował opłatek [...]. Wreszcie Komunia święta... Odrobina zwyczajnego chleba ze skromnych porcji obozowych, a jednak cały w niej Chrystus ze swoim Bóstwem i Człowieczeństwem, najskuteczniejsza podpora słabej ludzkiej woli” – wspominał kozielską mszę jeden z ocalonych, ks. Leon Musielak. Janka przygotowywała opłatek z chleba i uczestniczyła w mszach celebrowanych przez ks. Jana Ziółkowskiego. Wiadomość tę przekazał krewnym dzielnej lotniczki przebywający w obozie Rafał Adolf Bniński, przyjaciel rodziny Dowborów-Muśnickich. Bniński był jednym z nielicznych ocalonych z mordu katyńskiego. Przedostał się do rodzinnej Wielkopolski, jednak w lipcu 1941 r. został aresztowany przez Niemców i zamordowany.

Janina Lewandowska została wywieziona z obozu w Kozielsku 20 kwietnia 1940 r. Jeńców przewożono koleją do stacji Gniezdowo pod Smoleńskiem, a stamtąd autobusami więziennymi do ośrodka wypoczynkowego NKWD nad Dnieprem, w pobliżu Katynia, 24 km od Smoleńska. Po przywiezieniu do Lasu Katyńskiego byli mordowani strzałem w tył głowy, najprawdopodobniej w znajdującej się tam willi NKWD. Córka gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego zginęła zapewne 21 kwietnia 1940 r. – dzień przed swoimi 32. urodzinami.

Dwa miesiące później w Palmirach Niemcy zamordowali podczas masowej egzekucji jej młodziutką, 21-letnią siostrę Agnieszkę, nazywaną zdrobniale Gusią – studentkę, która działała w konspiracyjnej Organizacji Wojskowej Wilki.

„Moje dzieci winny pamiętać, że są Polakami...” – tak zaczynał się testament gen. Dowbora-Muśnickiego, który zmarł jesienią 1937 r. Jego wola spełniła się, choć z pewnością nie przypuszczał, że w tak dramatyczny sposób przyjdzie tego dowieść jego córkom.

Powrót do Lusowa

Zwłoki lotniczki zostały odnalezione jako jedne z pierwszych zimą 1943 r. Świadkiem tej ekshumacji, prowadzonej przez prof. Gerharda Buhtza, pracownika naukowego Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu w Breslau (we Wrocławiu), był Józef Mackiewicz. Niemcy nie potrafili wyjaśnić obecności jednej kobiety wśród tysięcy oficerów i nie upublicznili tego zdarzenia. W końcu wojny czaszka Janiny Lewandowskiej, wraz z sześcioma innymi czaszkami zamordowanych przez NKWD oficerów, została przewieziona przez Buhtza do Wrocławia. Po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną w maju 1945 r. czaszki odnalazł prof. Bolesław Popielski, naukowiec z Uniwersytetu Jana Kazimierza, wypędzony ze Lwowa przez Sowietów. Objął on funkcję kierownika Zakładu Medycyny Sądowej dopiero co powstałej we Wrocławiu Akademii Medycznej. Czaszki ukrywał przez dziesiątki lat, by nie wpadły w ręce NKWD, a później Służby Bezpieczeństwa. I chociaż uchylił rąbka tajemnicy swoim uczniom w drugiej połowie lat 80., a później pewnej kobiecie z Dolnośląskiej Rodziny Katyńskiej, to miejsce przechowywania czaszek wskazał dopiero krótko przed swoją śmiercią, w sierpniu 1997 r. Znajdowały się one w kierowanej przez prof. Popielskiego pracowni w Akademii Medycznej we Wrocławiu.

Spośród wszystkich odkrytych szczątków zidentyfikowano tylko te należące do córki dowódcy wielkopolskich powstańców. Stało się to w 2005 r., a pomyślna identyfikacja była możliwa dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych technik komputerowych – tzw. metody superprojekcji. Polegała ona na nałożeniu na siebie zdjęć czaszki oraz osoby, którą zamierzano zidentyfikować, a następnie sprawdzeniu zgodności występujących na głowie punktów antropometrycznych. Inicjatorem przeprowadzenia pomiaru był wrocławski naukowiec prof.. Andrzej Jagielski, który poznał przed wojną Jankę.

Przeszło 65 lat wcześniej Janina Lewandowska, z domu Dowbor-Muśnicka, opuściła rodzinny Lusów. 4 listopada 2005 r. z wojskowymi honorami pochowano jej czaszkę w grobie rodzinnym Dowborów-Muśnickich na Cmentarzu Lusowskim. Dwa lata później minister obrony narodowej mianował ją pośmiertnie porucznikiem. Był to jedyny raz, kiedy awans nastąpił z pominięciem jednego szczebla oficerskiego, w tym wypadku podporucznika. Wbrew legendzie Janina Lewandowska, ochotniczka, która zgłosiła się do wojska, by bronić Polski, nigdy nim nie była.

Artykuł został opublikowany w 2/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.