Zbrodnia Zgierska. 20 marca 1942 roku Niemcy dokonali zbiorowej egzekucji na Placu Stodół w Zgierzu. Dziś miejsce to, na pamiątkę tamtych tragicznych wydarzeń, nazywa się Placem Stu Straconych.
Zbrodnia Zgierska
6 marca 1942 roku Józef Mierzyński, działacz polskiego podziemia zastrzelił dwóch funkcjonariuszy Gestapo. Mierzyński był przedwojennym wojskowym służącym w jednostce wojskowej znajdującej się w Zgierzu. Po wybuchu II wojny światowej związał się prawdopodobnie z Armią Krajową. Na jego trop wpadli Niemcy na początku 1942 roku.
Po zabiciu gestapowców Mierzyński zdołał uciec. Ukrywał się, lecz wkrótce został ponownie aresztowany i rozstrzelany w maju 1942 roku.
Zanim do ujęcia Mierzyńskiego doszło, władze niemieckie w Zgierzu, w odwecie za jego czyn, rozpoczęły w mieście falę łapanek. Zatrzymano około 600 osób. Mężczyzn przewieziono do obozu-więzienia na Radogoszczu w Łodzi, a kobiety do więzienia przy ulicy Gdańskiej (także w Łodzi). Nie był to jednak koniec represji. Niemcy zaczęli planować publiczną egzekucję, w czasie której obecni będą mieszkańcy Zgierza.
Sławomir Abramowicz z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi podkreśla, że Niemcy starannie dobierali osoby, które miały zostać zabite. Byli to przede wszystkim więźniowie z więzienia na Radogoszczu i działacze niepodległościowi z różnych części Polski, którzy z Mierzyńskim nie mieli zresztą nic wspólnego. Samych Zgierzan było niewielu – aresztowanych wcześniej ludzi trzymano w więzieniach jako „zakładników”.
Niemcy chcieli przede wszystkim nie tyle ukarać Mierzyńskiego czy lokalnych mieszkańców, co dokonać większej akcji odwetowej, która odstraszy kolejnych potencjalnych „zamachowców”.
Na miejsce kaźni wybrano miejskie wysypisko śmieci, zwane Placem Stodół. To miało dodatkowo upokorzyć ofiary. Niemcy wyznaczyli sto osób, które wkrótce miały zostać zamordowane.
Jeden Niemiec wart tyle, co 50 Polaków?
20 marca 1942 roku mieszkańcy Zgierza i okolicznych wsi zostali siłą spędzeni na Plac Stodół. W jednym miejscu na placu usypano wał, gdzie stali skazani. Z tłumu wyciągnięto stu mężczyzn, którzy mieli być zakładnikami. Gdyby Polacy podnieśli bunt, zakładnicy byliby rozstrzelani. Dookoła placu zgromadziły się setki uzbrojonych niemieckich żandarmów i członków organizacji paramilitarnych, którzy mieli spacyfikować nawet najmniejsze nieposłuszeństwo.
– Dziś za jednego Niemca śmierć poniesie 50 Polaków – powiedział prezes rejencji łódzkiej Friedrich Ubelchor do mieszkańców Zgierza chwilę przed egzekucją – Polacy! Jesteście pod ochroną niemiecką. Pan prezydent rejencji mówił od początku, że za naszego jednego człowieka padnie dwudziestu pięciu, a jeśli się to powtórzy – padnie stu. Polacy myśleli, że to frazes. Ponieważ jeden z waszych ośmielił się zabić naszych dwóch, pan prezydent słowa nie cofnie, w tej chwili padnie stu.
Obecna podczas egzekucji mieszkanka Zgierza Krystyna Rydel tak wspominała skazańców:
„Szli z gołymi, ogolonymi głowami, z gipsowymi bandażami na ustach”. Kobieta dodawała, że wielu z nich było ciężko pobitych, a jeden z mężczyzn zmarł w trakcie transportu do Zgierza.
Skazanych przywieziono z Łodzi czterema ciężarówkami. Prowadzono ich związanych jedną liną. Do każdego ze stu Polaków – 96 mężczyzn i 4 kobiet – strzelało dwóch Niemców. Jeden celował w serce, a drugi w głowę. Każdego „dla pewności” dobijano jeszcze strzałem z pistoletu. Była to największa publiczna egzekucja na terenie Kraju Warty i jedna z największych na terenie całego okupowanego przez Niemców obszaru Polski.
Jednym z zabitych był Władysław Dzierżyński – brat bardziej słynnego Feliksa Dzierżyńskiego. Władysław Dzierżyński był profesorem, lekarzem, wybitnym neurologiem. Został aresztowany 13 lutego 1942 roku.
Mogiły w lesie
Wyciągniętym wcześniej z tłumu mężczyznom rozkazano załadować martwe ciała na ciężarówki. Zwłoki wywieziono do znajdującego się kilka kilometrów dalej Lasu Lućmierskiego, gdzie miały zostać zakopane we wcześniej przygotowanych mogiłach.
Las Lućmierski przez całą okupację był wykorzystywany przez Niemców. Okupant zakopał tam, w bezimiennych mogiłach, ciała wielu zabitych Polaków, głównie z Łodzi i okolic. Pierwsze mogiły kopano już w jesienią 1939 roku. Wówczas, w ramach tzw. akcji Intelligenzaktion Niemcy wytypowali około 2 tysiące osób, które wywieźli do Lućmierza i zamordowali. Pod koniec wojny okupanci próbowali zatrzeć ślady swoich zbrodni – mogiły były otwierane, a zwłoki palone.
Z tego powodu identyfikacja ofiar niemieckich zbrodni, w tym Zbrodni Zgierskiej, jest niezwykle trudna. W Lesie Lućmierskim archeolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego oraz badacze z IPN i Muzeum Miasta Zgierza prowadzą badania od lat. Mogiłę ludzi zamordowanych na Placu Stodół zidentyfikowano w roku 2013.
Kilka lat temu, w 75. rocznicę Zbrodni Zgierskiej, udział w obchodach zorganizowanych przez Miasto Zgierz, udział wziął m.in. ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.
– Ten las to kolejny las ludobójstwa na narodzie polskim – świadczący o polskim dramacie, ale przede wszystkim świadczący o polskiej sile przetrwania. Sile walki o własną niepodległość. Sile walki o dążeniu do odbudowy państwa polskiego, sile walki o samodzielność, godność i wielkość narodu polskiego. Dzisiaj składamy ofiarom tamtej zbrodni hołd na cmentarzu przekształconym z dołów śmierci, w które byli wrzucani, które miały być też dołami zapomnienia. Ilu ich było? Tutaj mówimy o stu osobach. Słyszeliśmy, że zidentyfikowano co najmniej dwa tysiące ofiar tego ludobójstwa. Inne dane mówią, że można się w Lesie Lućmierskim doszukiwać nawet kilkudziesięciu tysięcy ofiar bestialstwa niemieckiego z tamtego czasu – mówił wówczas Antoni Macierewicz.
Czytaj też:
Las w miejsce mogił, palenie żywcem, burzone krematoria. Jak Niemcy tuszowali swoje zbrodnieCzytaj też:
Akcja "Wieniec". Perfekcyjna akcja Armii Krajowej rozwścieczyła Niemców
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.