W czyim interesie jest „domykanie” sprawy reparacji należnych Polsce za zbrodnie popełnione na naszym narodzie przez Niemców w czasie II wojny światowej? To pytanie samo ciśnie się na usta, kiedy obserwuje się ostatnie działania rządu Donalda Tuska i przychylnych mu byłych dyplomatów.
Zabić polskość
Niemcy mieli w planach eksterminację narodu polskiego. Przygotowywali się do tego już przed rozpoczęciem wojny tworząc listy niebezpiecznych, ze swojej perspektywy, Polaków, których należało się pozbyć w pierwszej kolejności (Sonderfahndungsbuch Polen). Niemcy zamierzali zniszczyć wykształconą część społeczeństwa, czemu wyraz dali w zbrodnicznych planach takich jak Akcja Inteligencja (Intelligenzaktion) czy Akcja AB (Außerordentliche Befriedungsaktion). Wymordowanie polskich intelektualistów miało miejsce we Lwowie (4 lipca 1941). Profesorów krakowskich pozbyto się z terenów znajdujących się pod okupacją niemiecką już na samym początku, bo 6 listopada 1939 roku, w ramach akcji Sonderaktion Krakau. Systematyczne (a przy tym świetnie zaplanowane) zabijanie Polaków z okolic Warszawy miało miejsce od grudnia 1939 roku w Palmirach.
Niemcy aresztowali, zamykali w obozach koncentracyjnych i mordowali nie tylko ludzi wykształconych, naukowców, inżynierów, lekarzy, nauczycieli, prawników, księży, urzędników, ale też wszystkich, którzy w swoim środowisku cieszyli się szacunkiem i poważaniem. Ich celem było pozbawienie Polaków wszelkich „elementów” przywódczych, czyli ludzi, którzy mogliby stanąć na czele jakiegokolwiek buntu przeciwko nowym panom.
Zabijanie i więzienie polskich elit szło w parze z wymazywaniem polskiej historii, dokonań naukowych, z niszczeniem polskich zabytków, bibliotek, zbiorów. Polskość miała zostać starta z powierzchni ziemi. W jej miejsce wejść miała niemczyzna, która, jak uważano w Berlinie, powinna przesuwać się na wschód i tam szukać swojej przestrzeni życiowej (Lebensraum).
Polacy mieli być rugowani ze swojej ziemi i zamieniani w nieposiadających niczego, łącznie z tożsamością narodową, niewolników pracujących na niemieckich panów. Dzieci miały pracować dla okupanta (w Łodzi istniał nawet obóz koncentracyjny dla dzieci w wieku od kilku miesięcy do 16 lat), a jeżeli wyglądały wystarczajaco „aryjsko” odbierano je rodzicom i wywożono do Niemiec. Stosunkowo niewielu zniemczonym dzieciom udało się później wrócić do swoich prawdziwych rodzin. Wiele z nich nigdy nie poznało swoich korzeni. Najbardziej tragicznie akcja odbierania Polakom ziemi oraz wywożenia dzieci do Niemiec, miała miejsce na Zamojszczyźnie (Aktion Zamość).
Dzieła zniszczenia dopełnili Sowieci, kiedy 17 września 1939 roku zaatakowali Polskę od wschodu. Kolejne mordy, aresztowania. Tysiące zabitych polskich obywateli, eksterminacja polskich oficerów w Katyniu, niezliczone, dziesiątki tysięcy ludzi wywiezionych na daleki wschód, po których ślad dawno zaginął..
Trudno w jednym tekście wymienić wszystkie zbrodnie popełnione na Polakach i obywatelach Rzeczpospolitej przez Niemców i Sowietów tylko w trakcie II wojny światowej. Nie chodzi przy tym o łzawą martyrologięi rozrywanie szat, lecz o pamięć należną wszystkim ofiarom okupacji. Okupacji, która nie tylko pozbawiła życia sześć milionów polskich obywateli, ale także pozbawiła nas zabytków, miejsc pamięci i licznych zbiorów dzieł sztuki, które zostały zniszczone oraz zrabowane przez Niemców, a później Sowietów. Okupacji, która pozbawiła nas też infrastruktury, fabryk, dróg, a nawet całych miast. Która opóźniła nasz rozwój przynajmniej o kilkadziesiąt lat.
Odpowiedź?
W ostatnich latach Polska odniosła wiele sukcesów, głównie na polu odzyskiwania utraconych w czasie wojny dóbr kultury. Wiele ukradzionych przez Niemców dzieł sztuki wróciło do nas po latach, „objawiając” się czasem w bardzo nietypowych miejscach. To jednak wciąż tylko kropla w morzu strat.
Przez lata słyszeliśmy, że Niemcy wypłacili nam już zadośćuczynienie. Trzeba być jednak naiwnym, aby uznać wypłacone pojedynczym ofiarom niemieckiej zbrodniczej machiny odszkodowania, a także wypłacone Sowietom (w tym teoretycznie na poczet państwa polskiego) reparacje, uznać za wystarczającą rekompensatę. Polska z tych pieniędzy nie zobaczyła ani złotówki (marki, rubla?). No chyba, że Pałac Stalina, zwany Pałacem Kultury i Nauki, uznamy za sowiecki dar rekompensujący nam wielomilardowe straty z lat 1939-1945.
Sprawa reparacji wywołuje, jak wiemy, nie tylko irytację, ale też wesołość w niektórych kręgach III Rzeczpospolitej. Uważa się, że prawica znowu wywołuje demony, robi z siebie ofiarę i ciągle patrzy w przeszłość, zamiast z radością spoglądać w przyszłość i z uśmiechem na ustach pielęgnować relacje z Berlinem.
Rząd Donalda Tuska, który rządzić zaczął nomen omen, 13 grudnia 2023 roku, szybko wziął się za rewizję, jego zdaniem, niepoprawnych relacji polsko-niemieckich. Instytucje, które miały (lub mają – jeszcze) coś wspólnego z badaniem naszych dziejów, czy już, nie daj Boże, badaniem strat poniesionych przez Polskę, w czasie II wojny światowej, mają skorygować swój kurs. W ten sposób, jeszcze w grudniu 2023 roku, odwołano Radę Instytutu Zachodniego oraz Dyrektora, Wicedyrektora i Radę Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego.
W ostatnich dniach ponadto Centrum im. W. Brandta oraz Konferencja Ambasadorów RP, w skład której wchodzą byli polscy dyplomaci, opublikowali dokument, w którym nawołują, po pierwsze, do weryfikacji Raportu Strat Wojennych, który przygotował Instytut Strat Wojennych, ale także dążą do jego likwidacji, a w jego miejsce chcą powołania grupy naukowców pochodzących z różnych państw (!), którzy lepiej ocenią, jakie odszkodowania i czy w ogóle się Polsce należą.
„Partyjna »kampania reparacyjna« PiS, prowadzona przez funkcjonariusza tej partii A. Mularczyka, stanowiła ważny element strategii budowania pozycji politycznej tej partii w odwołaniu do resentymentów antyniemieckich i poszukiwania wroga. Celem tej »kampanii« była wprawdzie scena krajowa, niemniej obsesyjna kampania antyniemiecka wpisywała się w szersze działania nastawione na deprecjonowanie Unii Europejskiej”. – czytamy na stronie Konferencji Ambasadorów RP.
W dokumencie opublikowanym przez ten organ, można przeczytać, co prawda, iż Niemcy mogliby lepiej zadbać o żyjących, byłych więźniów obozów koncentracyjnych czy robotników przymusowych, a także, że należy zintensyfikować działania na rzecz powrotu polskich dóbr kultury do kraju. Z drugiej jednak strony, byli polscy dyplomaci apelują, aby starania w tej dziedzinie nie były podejmowane przez polski rząd jako taki, ale przez „renomowaną jednostkę naukową”, która uwzględni także straty, jakie Niemcy ponieśli w Polsce, np. opuszczając swoje domy na tzw. ziemiach odzyskanych.
Dotychczasowe działania (w tym podejmowane przez Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej pod kierownictwem Arkadiusza Mularczyka) Ambasadorzy określają jako partyjną, pisowską propagandę mającą na celu pogłębienie nastrojów antyniemieckich (cyt.: „Pamięć o tragedii ludzkiej wykorzystana została podczas tej kampanii przede wszystkim dla konsolidacji własnego elektoratu wokół podsycania resentymentów antyniemieckich”), zaś dokument opublikowany przez Instytut im. Karskiego określają jako bezwartościowy „raport”, który „nie może pozostać źródłem wiedzy o tym tragicznym rozdziale historii polsko-niemieckiej. Raport ten oparty został na zmanipulowanej metodologii. Zawiera fundamentalne błędy i niedopowiedzenia. Pozostaje on wyrazem partyjnej propagandy”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że postulat całkowitej likwidacji Instytutu Strat Wojennych im. Karskiego, o co Konferencja Ambasadorów RP także apeluje oraz przeniesienie środka ciężkości w sprawie już nie tyle reparacji, co dopiero ustalenia „faktycznych” polskich strat wojennych, na miedzynarodową instytucję, a w praktyce na Berlin, ma rozmyć sprawę odszkodowań należnych Rzeczpospolitej. Powtórzę: chyba tylko ktoś skrajnie naiwny może wierzyć, że Niemcom zależy, aby przypisać sobie rolę sprawców. Nie po to od lat pracują nad oddzieleniem historii Niemiec od historii III Rzeszy i Niemców od narodowych socjalistów, aby teraz wypłacać Polsce reparacje za zbrodnie popełnione przez nazistów.
Choć jako historyk czułam się zobowiązana, aby zasygnalizować Państwu istnienie dokumentu, który opublikowali znani byli polscy dyplomaci i który jest dla polskich interesów bardzo niebezpieczny, to zdaję sobie sprawę, że reparacje nie są najbardziej pilną na ten moment kwestią, którą powinna zająć się Polska. W tej chwili do najbardziej kluczowych, mających znaczenie cywilizacyjne dla naszego narodu spraw, należy budowa elektrowni atomowej, Centralnego Portu Komunikacyjnego oraz pogłębionego portu w Świnoujściu, gdzie moglibyśmy przyjmować największe kontenerowce świata. Traf (?) chce, że wszystkie te inwestycje stoją w poprzek niemieckich interesów i są przez Berlin po cichu torpedowane. Niestety liczne media w Polsce zdają się być głosem Berlina w polskich domach, uświadamiając, że budowa CPK czy elektrowni nie ma sensu, gdyż, albo lokalizacja zła, albo dotychczasowe prace zbyt kosztowne i na pewno ktoś w ich trakcie dokonał jakiś malwersacji. Postuluje się więc kolejne audyty, konsultacje społeczne, prosi o opinie ekologów, ekspertów. Tymczasem każdy miesiąc zwłoki w tych trzech kluczowych dla polskiego rozwoju inwestycjach, przynosi nam straty.
Choć wydaje się, że reparacje i polskie inwestycje infrastrukturalne nie mają wiele wspólnego, to, jeśli się nad tym zastanowimy, dostrzeżemy, że dochodzi tu do niezwykle wymownej koincydencji.
PS. Gdyby ktoś z Państwa zechciał pobrać „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939–1945” opracowany przez Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego można to zrobić (jeszcze!) pod linkiem: www.instytutstratwojennych.pl/strona/117-tom-i
Czytaj też:
Tusk odwołał członków rady Instytutu Strat Wojennych. To nie wszystkoCzytaj też:
Masakra więzienia w Łodzi. Niemcy spalili żywcem prawie 1,5 tys. ludziCzytaj też:
"Naród Goethego" masowo mordował chore dzieci. Akcja T4 i Chełm
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.