Wśród wielu środowisk społecznych, które wzywały do obrony Polski przed bolszewikami w pamiętnym 1920 r., nie zabrakło także organizacji i stowarzyszeń żydowskich. W odezwie zarządu warszawskiej Gminy Żydowskiej apelującej o aktywny udział w obronie kraju, wydanej 12 lipca 1920 r., pisano: „Wybiła ciężka godzina. Wróg wschodni, którego dłoń ciężką Polska odczuwała w ciągu stu z górą lat, znów stanął u wierzei kraju, chcąc je wywalić i ziemię naszą zwyczajem swoim zniszczyć w ogniu i utopić we krwi. W ciężkiej tej godzinie świętym nakazem dla wszystkich nas jest wziąć broń do ręki i oddać się pod rozkazy naczelnego wodza. Tak czyniliśmy ongi w ziemi obiecanej, tak czynili na ziemi tej w latach powstań przodkowie nasi, tak uczynili bracia nasi w krajach koalicji, tak uczynimy dziś i my – młodzi i starzy! Precz z urazami, kiedy nad krajem zawisa groza, wszak idziemy bronić nie naszych wrogów wewnętrznych, tylko ziemi, której nikt z nas kochać nie przestanie. Czynem wspólnym, da Bóg ciemiężcę wschodniego odeprzemy. Do broni!”.
Wspomnijmy kilku oficerów Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, którzy polegli, uczestnicząc w odparciu bolszewickiego najazdu.
„Murzyn” z Legionów
W czasie agresji bolszewickiej w WP służyła przeważająca większość tych Żydów, którzy wcześniej bili się o niepodległość w Legionach Polskich. Niektórzy za okazane męstwo otrzymali Krzyż Virtuti Militari, inni – Krzyż Walecznych. Ich wysiłek miarodajnie oddaje opinia płk. Tadeusza Filipowicza, który pisał o jednym z tych żołnierzy – legioniście, obrońcy Lwowa w listopadzie 1918 r. i uczestniku zmagań z Armią Czerwoną: „Stwierdzam, że p. Tadeusz Wereszycki odznaczał się dużym patriotyzmem, wybitną odwagą i poświęceniem. Zaliczałem Go do najlepszych oficerów dyonu [artylerii], którym dowodziłem”.
Na taką opinię zasłużył niewątpliwie także por. Zygmunt Bronisław Goldschlag. Pochodzący z Kołomyi, był siostrzeńcem Leopolda Gottlieba, oficera Legionów Polskich i chyba jednego z najwybitniejszych malarzy dokumentujących walkę Legionów i służących w tej formacji żołnierzy, od Józefa Piłsudskiego począwszy, na szeregowych legionistach skończywszy.
Jako uczeń gimnazjalny Goldschlag działał w Związku Strzeleckim i w pierwszych dniach sierpnia 1914 r. z oddziałem strzelców z Jasła dołączył do formujących się w Krakowie Legionów. Mianowany sierżantem, pod pseudonimem „Murzyn” służył w 1. Pułku Piechoty Pierwszej Brygady, a rok później przeniósł się do ułanów płk. Władysława Beliny-Prażmowskiego. Uczestniczył we wszystkich bojach. Po rozwiązaniu Legionów uniknął wcielenia do armii austriackiej i zaczął studia chemiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim.
W listopadzie 1918 r. wspólnie z kpt. Bolesławem Zajączkowskim zorganizował w Jaśle oddział, który wyruszył z pomocą obrońcom Lwowa. Nie minęło kilka tygodni, kiedy mundur Goldschlaga ozdobił Order Virtuti Militari. Mając pod komendą ledwie dziewięciu żołnierzy, udanym kontratakiem zajął Krzywczyce pod Lwowem, o które stale toczyły się ciężkie walki z Ukraińcami, wziął do niewoli jeńców i zdobył sztandar ukraiński. Mianowany podporucznikiem, walczył dalej. Ciężko raniony w kwietniu 1919 r. pod Czartowską Skałą, wrócił do Krakowa. Kontynuował przerwane studia, a po wyleczeniu ran został przydzielony do laboratorium arsenału wojskowego w Wilnie. Nie musiał już służyć na froncie, lecz w chwili ofensywy bolszewickiej w czerwcu 1920 r., wbrew naleganiom swoich przełożonych z Wilna, wrócił do czynnej służby wojskowej. Został przydzielony do 1. Kompanii Czołgów i wziął udział w walkach pod Białymstokiem i Łapami. Następnie służył w 201. pp. Poległ 29 lipca 1920 r. pod Surażem. Pośmiertnie został mianowany kapitanem.
Postrach Budionnego
Przeważająca liczba Żydów służących w WP nie wywodziła się, rzecz jasna, z nielicznych ochotniczych Legionów Polskich, lecz tak jak większość polskich oficerów służyła wcześniej w armiach zaborczych – przeważnie w armii austriackiej. Niektórzy słabo znali język polski. Jednym z takich oficerów był ppor. Walter Munk, rodem z Żywca.
Jego przodek, Szymon Munk, założył w latach 40. XIX w. w tym mieście pierwszą na ziemiach polskich, które znalazły się pod zaborem austriackim, Fabrykę Parową Mydła i Świec, w końcu tegoż stulecia kierowaną przez ojca Waltera Munka. W czasie I wojny światowej Munk służył w artylerii górskiej armii austriackiej na froncie włoskim, został mianowany podporucznikiem, był ranny. Po rozpadzie Austrii przebywał w niewoli włoskiej w obozie Pontecchio pod Bolonią. W listopadzie 1919 r. wrócił do Polski. W następnym miesiącu zgłosił się do WP i, w stopniu podporucznika, został przydzielony do baterii zapasowej 13. Pułku Artylerii Ciężkiej we Włodzimierzu Wołyńskim. Później uczestniczył w akcji plebiscytowej na Śląsku Cieszyńskim, a po jej zakończeniu, w końcu lipca 1920 r., przybył do Stacji Zbornej w Warszawie dla zdemobilizowanych Polaków z Cieszyńskiego.
W sierpniu Ministerstwo Spraw Wojskowych na wniosek por. Władysława Szymańskiego, który służył z Munkiem w tym samym pułku artylerii w armii austriackiej i wraz z nim przebywał w niewoli włoskiej, wszczęto postępowanie o zwolnienie go z WP bez zaliczenia do oficerów rezerwy. Według Szymańskiego Munk nie uważał się za Polaka i słabo znał język polski, czego dowodzić miało izolowanie się od Polaków i zwrócenie się do włoskich władz wojskowych o skierowanie go do niemieckiej grupy jeńców. Pierwsze było o tyle prawdą, że Munk w swoich dokumentach wojskowych podawał częściej narodowość żydowską niż polską, język polski zaś znał, jak stwierdzał, słabo i jedynie w mowie, płynnie posługując się tylko niemieckim.
Czytaj też:
Pożoga 1917. Zagłada polskich dworów
Niemniej w jego dokumentach służbowych brak jest informacji przełożonych potwierdzających opinię Szymańskiego, jakoby nie czuł się Polakiem, brak też informacji, jakoby nieznajomość języka polskiego miała wpływ na wypełnianie przezeń obowiązków służbowych. Mimo to wniosek Szymańskiego został zatwierdzony 13 września, a pismo polecające natychmiastowe odesłanie Munka do Centralnej Stacji Zbornej w Warszawie w celu zwolnienia go z WP wysłano 19 września 1920 r. Pominięto najwyraźniej opinię polskiego komendanta obozu w Pontecchio z 15 października 1919 r., który uważał Munka za bardzo dobrego oficera: „Skromny, otwarty i wesoły – na wskroś uczciwy. W pracy pilny, uczciwy, wzorowy w obejściu z ludźmi […]. Zachowanie poza służbą wzorowe”.