Dzieciobójstwo demokracji

Dzieciobójstwo demokracji

Dodano: 
Bolszewicy stoją nad ciałami zabitych przez siebie żołnierzy Korpusu Czechosłowackiego. Wojna domowa w Rosji
Bolszewicy stoją nad ciałami zabitych przez siebie żołnierzy Korpusu Czechosłowackiego. Wojna domowa w Rosji Źródło:Wikimedia Commons
Feliks Dzierżyński zabójstwa i tortury pozostawiał innym. Całkowicie nieprzekupny, umartwiał ciało czystością postawy wobec wszelkich form przywilejów (...). Oprócz słabości do papierosów Dzierżyński miał też feblika do poezji. Dla czekistów uromantycznienie przemocy połączonej z samopoświęceniem było czymś fascynującym.

Rozkaz Lenina nakazujący generałowi Duchoninowi rozpoczęcie negocjacji z Niemcami spowodował, że z frontu odpłynęła kolejna fala żołnierzy, którzy uznali, że czas najwyższy wracać do domu. Skoro miał nastać pokój, żaden chłop nie chciał być stratny na podziale ziemi przejmowanej od właścicieli ziemskich i Kościoła.

Niniejszy tekst to fragment książki Antony'ego Beevora pt. „Rosja. Rewolucja i wojna domowa 1917-1921”, wyd. Znak Horyzont

„Armia wracających z frontu żołnierzy przetaczała się wzdłuż przecinających Rosję linii kolejowych, dokonując na swej drodze bezmyślnych aktów wandalizmu. Wszystko, co można było zabrać lub zniszczyć w pociągach, zostało zabrane lub zniszczone. Z dachów wagonów zrywano arkusze blachy. Na placu Sucharewskim [w Moskwie – przyp. tłum.] handlowano umywalkami, lustrami i kawałkami czerwonego aksamitu zerwanego z siedzeń”. Zawiadowcy stacji uciekali, gdy tylko pojawiała się żołnierska tłuszcza „ze swoimi bandyckimi wrzaskami, muzyką akordeonową i terkotem karabinów maszynowych”. Trocki usprawiedliwiał tych, którzy zrywali aksamitną tapicerkę z siedzeń w wagonach dawnej pierwszej klasy, by robić sobie z niej onuce, mówiąc, że oni też zasłużyli na odrobinę luksusu w życiu.

„Twórczy” chaos i „bunt” kadr

Lenin z kolei z zadowoleniem przyjmował niszczenie dla samego niszczenia. Od dawna zdawał sobie sprawę, że jedyną szansą bolszewików na przejęcie władzy na całym obszarze Rosji, i co ważniejsze jej utrzymanie, będzie osiągnięcie efektu „niezapisanej karty”, całkowite wymazanie przeszłości, tak by nie było już do czego wracać. We wrześniu Lenin napisał, że „wojna domowa jest najostrzejszą formą walki klas”. Argumentował, że „proletariat był bardzo bliski rozpoczęcia wojny domowej” podczas dni lipcowych, ale dopiero bunt Korniłowa okazał się „spiskiem, dzięki któremu burżuazja faktycznie rozpętała wojnę domową”. Bolszewicka propaganda musiała oczywiście twierdzić, że konflikt rozpętali reakcjoniści. Lenin doskonale się orientował, że „rewolucyjny proletariat jest nieporównywalnie silniejszy w walce pozaparlamentarnej niż parlamentarnej, jeśli chodzi o wpływanie na masy i wciąganie ich do walki. Jest to bardzo ważne spostrzeżenie w odniesieniu do wojny domowej”. Lenin miał świadomość, że bolszewikom może się nie udać zdobyć władzy w wyborach do Zgromadzenia Ustawodawczego, ale wiedział, że „siła, którą wojna domowa pozwoli im zbudować”, będzie nieporównywalnie większa. Od samego początku wojna domowa stanowiła dla niego kontynuację polityki za pomocą innych środków. Nie odważył się jednak odwołać wyborów do Konstytuanty, ponieważ zjednoczyłoby to wszystkie partie socjalistyczne przeciwko bolszewikom. Z rozwiązaniem Zgromadzenia Ustawodawczego należało poczekać do momentu, gdy bolszewicy będą już mocno siedzieć w siodle.

Antony Beevor, „Rosja. Rewolucja i wojna domowa 1917-1921”, wyd. Znak Horyzont

W listopadzie zaraz po przejęciu przez bolszewików władzy w Piotrogrodzie Lenin zaczął przekierowywać nienawiść i przemoc na „wrogów klasowych”, definiowanych już jako „wrogowie ludu”. Był to początek jego dobrze przekalkulowanej strategii „masowego terroru”. Jak to ujęto w jednym z francuskich opracowań: „O wiele bardziej niż zwykłe ukierunkowywanie przemocy społecznej «masowy terror» rozprzestrzeniał się i rozwijał jako zdecydowana, sformalizowana i ugruntowana polityka, bez żadnych zahamowań, jako akt regeneracji całego organizmu społecznego”.

Lenin wpadał w szał, gdy tylko ktoś mu się sprzeciwiał. Widział w tym zdradę lub sabotaż. 29 października wściekł się na wieść, że urzędnicy państwowi ogłosili strajk generalny w proteście przeciwko przejęciu władzy przez bolszewików. We wszystkich ministerstwach szafy z dokumentami zostały zamknięte, a klucze do nich schowane. Co gorsza, Bank Państwowy i Skarb Państwa, jak również banki prywatne, odmówiły emisji pieniędzy i uznania władzy Sownarkomu. Przez półtora miesiąca bolszewicy nie mogli nic zrobić. W końcu sięgnięto po Czerwoną Gwardię, która zajęła siedziby wszystkich banków. Jeszcze tego samego popołudnia ogłoszono ich nacjonalizację. Następnego dnia powołano Najwyższą Radę Gospodarki Narodowej. Trocki jako ludowy komisarz spraw zagranicznych pojawił się w swoim ministerstwie dopiero 9 listopada. Wezwawszy wszystkich urzędników, oznajmił im: „Jestem Trocki, nowy minister spraw zagranicznych”. Zostało to skwitowane ironicznymi uśmiechami. Gdy kazał pracownikom ministerstwa natychmiast wrócić do obowiązków, ci poszli do domu. Podobnie jak w innych ministerstwach, do pracy wrócili tylko portierzy, gońcy i niektórzy urzędnicy niższego szczebla. Trocki wysłał następnie depeszę w języku francuskim do wszystkich rosyjskich ambasad za granicą, domagając się od personelu dyplomatycznego potwierdzenia gotowości do wypełniania poleceń nowego reżimu. „Każdy, kto nie zgadza się z polityką nowych władz, musi opuścić swoje stanowisko pracy, przekazując wszystkie dokumenty i materiały podwładnym, którzy zgodzili się stosować do instrukcji Sownarkomu”. Depeszę podpisano: Commissaire du peuple pour affaires étrangères, Trotzky.

Niewielu wysokich rangą dyplomatów zdecydowało się pozostać na swoich stanowiskach. W końcu bolszewicy poczuli się zmuszeni wprowadzić własnych komisarzy do każdego ministerstwa i ważniejszego urzędu państwowego. Pracownicy służby cywilnej musieli wznowić pracę, podpisując deklarację lojalności wobec Sownarkomu, lub stanąć przed trybunałem rewolucyjnym. Wyżsi urzędnicy, którzy służyli carskiemu reżimowi, zostali zastąpieni młodszymi karierowiczami lub ambitnymi przybyszami z zewnątrz, którzy często byli ignorantami i nie mieli odpowiednich kwalifikacji lub wykształcenia. Pojawienie się tego problemu nie było dla Lenina zaskoczeniem, ale nawet on był wstrząśnięty chaosem i korupcją, które z tego wynikły. Oportuniści często okazywali się bardzo skutecznymi administratorami, ale nie byli lojalni wobec reżimu, któremu służyli. „Wiesz – wyznał Radek w rozmowie z jednym z takich potajemnych antyreżimowców – wszyscy moi podwładni są niepewni. Sami prawicowcy, ale trzymam ich garści”.

Lenin stanowczo odrzucał wszelkie wezwania, nawet ze strony członków Komitetu Centralnego Partii, do kompromisu polegającego na stworzeniu rządu koalicyjnego, czego domagał się związek zawodowy kolejarzy Wikżel. Bolszewicki przywódca całkowicie zdominował posiedzenia prezydium Sownarkomu i nie krył się z zamiarem odsunięcia na boczny tor Komitetu Wykonawczego Rady, mimo iż dokonał przewrotu pod hasłem „Cała władza w ręce Rad”. Kamieniew, jako jego przewodniczący, na znak protestu podał się do dymisji, ale nie miało to żadnego znaczenia. Lenin parł do przodu jak buldożer. Po prostu zastąpił Kamieniewa Jakowem Swierdłowem, który stanowił gwarancję, że Rada pozostanie tylko pieczątką zatwierdzającą decyzje Sownarkomu.

Wszystkie niebolszewickie gazety zostały zdelegalizowane. Po tygodniu powracały pod nowym szyldem po to, by za chwilę znów zostać zdelegalizowane. Jedynym wyjątkiem była „Nowaja żyzń”, która pomimo ostrych ataków Gorkiego na Lenina i dyktaturę bolszewicką jakoś przetrwała do lipca roku następnego, kiedy to Lenin w końcu kazał ją zamknąć, uzasadniając to tym, że nie można dłużej pozwalać na „inteligencki pesymizm”, gdy wokół toczy się wojna domowa.

Wybory

12 listopada rozpoczęło się głosowanie w wyborach do Zgromadzenia Ustawodawczego, które nawet Lenin w warstwie deklaratywnej popierał. Bolszewicy często atakowali Rząd Tymczasowy za zwlekanie z powołaniem do życia Konstytuanty, a wielu bardziej umiarkowanych członków partii bolszewickiej szczerze w nią wierzyło. Dla opozycji wybory były ostatnią szansą na powstrzymanie rozwoju czegoś, co miało stać się pierwszym państwem jednopartyjnym, kierowanym przez przywódcę jeszcze bardziej autokratycznego niż Mikołaj II. To właśnie przeciwnik Marksa Michaił Bakunin ostrzegał, że „nawet najbardziej żarliwy rewolucjonista, jeśli powierzy mu się władzę absolutną, w ciągu roku stanie się gorszy od samego cara”.

Próba zabójstwa, zamach na Włodzimierza Lenina

Głosowanie trwało długo ze względu na ogromne odległości pomiędzy europejską częścią Rosji a wschodnią Syberią. Było to wydarzenie bezprecedensowe również z tego względu, że po raz pierwszy dopuszczono do głosowania kobiety. Jednakże w niektórych rejonach reakcyjni księża, a także skrajna lewica nadal próbowali manipulować wyborami. W kraju wojska dońskiego Filipp Mironow, kozacki podpułkownik, ale i lewicowy eserowiec, 15 listopada poszedł do swojego lokalu wyborczego. „Oczywiście na przewodniczącego wyznaczono popa – wspominał Mironow. – Siedział z tymi swoimi rozpuszczonymi długimi włosami obok urny i namawiał wszystkich do głosowania na listę nr 4 (którą oczywiście ułożył generał Kaledin i jego poplecznicy). Ja powiedziałem: «Głosujcie na listę nr 2, na której są eserowcy», a cała ta hałastra zaczęła ryczeć na mnie jak jakieś bestie. Tak ich zastraszyły te kudłate darmozjady [duchowni prawosławni]. Teraz mają mnie za bolszewika!”.

Te bezprecedensowe wybory nie mogły obyć się bez nieprawidłowości i wypaczeń, aczkolwiek nie było ich wiele. Wyniki do dziś pozostają jednakże przedmiotem dyskusji. Bolszewicy, mimo że poparcie dla nich gwałtownie rosło, z przerażeniem stwierdzili, że otrzymali tylko 10 milionów głosów, czyli niespełna jedną czwartą wszystkich oddanych. Największa partia, socjaliści-rewolucjoniści, otrzymała około 16 milionów głosów (38%). Wynik ten był jednak mylący, ponieważ nie uwzględniał niedawnego rozłamu w tej partii na dwa wzajemnie się zwalczające skrzydła: lewe i prawe, co nie znalazło odzwierciedlenia na kartach do głosowania z wyjątkiem jednego czy dwóch miejsc na mapie wyborczej. Jako że wielu lewicowych eserowców gotowych było w tym czasie współpracować z bolszewikami, nie był to dokładny obraz układu sił politycznych. Jedyną rzeczą, którą wybory ujawniły, było to, że wyjąwszy uprzemysłowione miasta na północy kraju, bolszewicy nie cieszyli się takim poparciem, na jakie się powoływali.

Ku irytacji Lenina kadeci osiągnęli wynik lepszy od oczekiwanego, zwłaszcza w Piotrogrodzie i Moskwie. Poparcia udzieliły im nie tylko klasy średnie, ale także wielu uboższych wyborców zbulwersowanych zamętem i wzrostem przestępczości. „Wielu ludzi, nawet tych prostych, tęskni za carem i porządkiem – pisała Jelena Lakier w Odessie na trzy dni przed wyborami. – Co noc słychać strzały, ale tak się już do tego przyzwyczailiśmy, że po prostu przewracamy się na drugi bok i zasypiamy […]. Przesuwam się coraz bardziej na prawo. Być może wkrótce stanę się monarchistką. Teraz jestem czystej krwi kadetką, a jeszcze niedawno byłam eserówką. Nasza pokojówka i kucharka mówią, ze zagłosują na listę wyborczą kadetów. Są przekonane, że to jedyny sposób na przywrócenie porządku”.

Polityczna polaryzacja sprawiła, że poparcie dla mienszewików i innych umiarkowanych partii lewicowych drastycznie spadło, ale wynikało to również z ich niejasnego przekazu wyborczego. „Mało kto miał w miarę jasne pojęcie, co zamierzają robić poszczególne partie socjalistyczne – pisał Głobaczow, były szef ochrany. – Rosyjskie masy były całkowicie nieświadome”.

Bolszewicy natychmiast zaczęli kwestionować te wyniki i domagać się rozpisania nowych wyborów. Domagali się prawa do odwołania poszczególnych deputowanych, a jednocześnie zaczęli wysyłać wyraźne sygnały, że zamierzają sabotować samo Zgromadzenie Konstytucyjne. 20 listopada Sownarkom ogłosił opóźnienie oficjalnego rozpoczęcia obrad. Następnie 23 listopada bolszewiccy członkowie Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego aresztowali trzech komisarzy wyborczych podczas zebrania w Pałacu Taurydzkim. Przewieziono ich do Instytutu Smolnego, a Sownarkom wyznaczył na ich miejsce bolszewika Moisieja Urickiego, przyszłego szefa piotrogrodzkiej czerezwyczajki.

Tak bezczelne działania sprowokowały partie opozycyjne do zorganizowania demonstracji przed Pałacem Taurydzkim, którą bolszewicy nazwali czynem kontrrewolucyjnym. Kierując oskarżenia pod adresem Partii Konstytucyjno-Demokratycznej, zdelegalizowali ją, a jej liderów jako „wrogów ludu” uwięzili w Twierdzy Pietropawłowskiej. Lenin próbował również obwinić burżuazyjnych spekulantów za dotkliwe braki chleba w większości miast, gdzie jego przydział skurczył się do ćwierć funta na osobę. Zdaniem wielu to w ogóle nie był chleb. „Zaczęli robić okropny chleb ze słomą i otrębami – pisała Jelena Lakier. – Skórka jest tak twarda, że z trudem daje się kroić nożem. Potem kawałki słomy wbijają się między zęby”13. Lenin wiedział, że rząd, który nie potrafi wyżywić miast, nie przetrwa, zwłaszcza taki, który opierał się na robotnikach miejskich. 4 grudnia, zabarykadowany w swoim gabinecie w Instytucie Smolnym i pilnie strzeżony przez łotewskich strzelców, Lenin gorzko żalił się Feliksowi Dzierżyńskiemu na problem burżuazyjnego sabotażu.

Towarzysz Feliks i inni

Już następnego dnia w miejsce Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego powołano bolszewicką tajną policję zwaną Czeka – Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją, Spekulacją i Sabotażem. Instrukcja Lenina skierowana do Dzierżyńskiego, który miał stanąć na jej czele, zaczynała się od słów: Burżuazja jest gotowa dopuścić się najgorszych przestępstw; przekupuje wyrzutki społeczeństwa i elementy zdemoralizowane, rozpijając je po to, by użyć ich w pogromach. Zwolennicy burżuazji, zwłaszcza wśród wyższych urzędników, pośród biurokratów bankowych itp., sabotują pracę, organizują strajki, aby storpedować posunięcia rządu zmierzające do realizacji przeobrażeń socjalistycznych. Dochodzi nawet do sabotowania dystrybucji żywności, co grozi głodem milionom ludzi.

Co prawda nie wyjaśniono, w jaki dokładnie sposób burżuazji udawało się sabotować dystrybucję żywności, ale jeszcze w tym samym miesiącu Lenin osobiście wypowiedział jej wojnę, formułując hasło: „Wojna na śmierć i życie przeciwko bogaczom i ich poplecznikom, burżuazyjnym intelektualistom”. Dehumanizując ich jako „wszy”, „pchły”, „robactwo” i „pasożyty”, de facto nawoływał do klasowego ludobójstwa.

Adm. Kołczak podczas przeglądu swoich wojsk. Wojna domowa w Rosji

Feliks Dzierżyński, wysoki, wychudzony Polak pochodzący ze zubożałej szlachty, miał bladą ascetyczną twarz, jakby żywcem wziętą z obrazu El Greca, kozią bródkę i przenikliwe oczy spoglądające spod ciężkich powiek. Był prawdziwym fanatykiem, oddanym sprawie, dla której był skłonny poświęcić wszystko, nawet własne zdrowie fizyczne i psychiczne. Starsi bolszewicy z mieszaniną dumy, strachu i podziwu mawiali, że „Feliks w imię rewolucji nie oszczędziłby nawet własnej matki”. Podobnie jak jego przyszły sojusznik Stalin, Dzierżyński w młodości chciał zostać księdzem, lecz z czasem zwrócił się przeciwko religii chrześcijańskiej. Jego determinacja, by zdemaskować każdego wroga i zdrajcę, była bezwzględna i obsesyjna, a jednak nie był on opętany żądzą krwi jak niektórzy z jego następców. Zabójstwa i tortury pozostawiał innym. Całkowicie nieprzekupny, umartwiał ciało czystością postawy wobec wszelkich form przywilejów. Jadał skromnie, a jego gabinet, w którym spał na podłodze okryty płaszczem, był nieogrzewany na jego wyraźne życzenie.

Oprócz słabości do papierosów Dzierżyński miał też feblika do poezji. Powszechnie wiadomo, że w słowiańskiej wyobraźni od zawsze uchodziła ona za najwyższą formę sztuki, niemniej wzajemna fascynacja, która błyskawicznie zrodziła się między czekistami i poetami takimi jak Siergiej Jesienin, Władimir Majakowski i Aleksandr Błok była – jak zauważa Donald Rayfield – zaiste uderzająca. Dla czekistów uromantycznienie przemocy połączonej z samopoświęceniem było czymś fascynującym. W antologii opublikowanej przez Czekę znalazły się takie oto wersy autorstwa jednego z bolszewickich katów:

Nie ma większej radości, nie ma piękniejszej muzyki
Niż chrzęst łamanych istnień i kości.
Dlatego też, gdy z oczu przebija zmęczenie
I pasja burzą w piersi wzbiera,
Chciałbym napisać na waszym wyroku
Zdecydowane słowa: „Pod ścianę! Rozstrzelać!”.

Czeka uważała się za „miecz i płomień rewolucji”. Słowa te doskonale podsumowują podszytą idealizmem bezwzględność bolszewików, wynoszącą ich sprawę ponad poczucie sprawiedliwości czy poszanowanie życia. Dzierżyński miał nadzieję, że uda mu się zwerbować osoby o podobnej jak u niego czystości ducha i stworzyć z nich bolszewicką elitę. Wydał nawet swoim ludziom czarne skórzane kurtki lotnicze, dostarczone przez Brytyjczyków dla raczkujących carskich sił powietrznych. Odzież skórzana miała tę dodatkową zaletę, że nie lęgły się w niej wszy przenoszące tyfus.

Według Dzierżyńskiego idealny czekista powinien mieć „gorące serce, chłodną głowę i czyste ręce”. Lenin wiedział jednak aż za dobrze, że Czeka przyciągała również kryminalistów, morderców i psychopatów. Niektórzy z nich ulegli brutalizacji w okopach, innym rewolucja skróciła pobyt w więzieniu, większość z nich nie była etnicznymi Rosjanami. Byli wśród nich mieszkańcy Kaukazu – Azerowie, Ormianie i Gruzini – a także Polacy, Łotysze i Żydzi. Łotyszami byli dwaj bliscy współpracownicy Dzierżyńskiego: Jakow Peters (Jēkabs Peterss) i Martin Łacis (Mārtiņš Lācis). Peters, który przed I wojną światową znalazł schronienie w Londynie, po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę w 1911 roku w związku z zabójstwem trzech policjantów i oblężeniem przy Sidney Street.

W kluczowym okresie po przewrocie bolszewickim Łotysze odegrali ważną rolę jako gwardia pretoriańska Lenina. W sierpniu 1915 roku, podczas wojny z Niemcami, Stawka nakazała sformowanie ośmiu batalionów strzeleckich złożonych z Łotyszy ewakuowanych z Kurlandii. Zostali oni wykorzystani do obrony Rygi i linii Dźwiny, gdzie wykazali się wielkim męstwem, ponosząc przy tym ciężkie straty. Jednakże sposób, w jaki strzelcy łotewscy traktowani byli przez rosyjskich dowódców sprawił, że większość szeregowców i podoficerów, a nawet część oficerów poparła bolszewików późnym latem 1917 roku, gdy rozpadała się armia carska. Postępy niemieckiej 8 Armii, która jesienią tego samego roku zajęła Łotwę, a następnie Estonię, zmusiły ich do powrotu do Piotrogrodu, gdzie okazali się dla bolszewików, jakkolwiek dziwnie do zabrzmi, istnym darem z nieba. Antybolszewicy wkrótce zaczęli głosić tezę, że „Lenin dokonał rewolucji dzięki żydowskim umysłom, rosyjskiej głupocie i łotewskim bagnetom”.

Żydzi wśród bolszewików i przeciwko nim

Antysemityzm, głęboko zakorzeniony w świadomości społecznej Rosjan niezależnie od ich przynależności klasowej, zainfekował też bolszewickie szeregi. Jednocześnie trudno się dziwić, że carski antysemityzm, którego najbardziej skrajną formą były zbrodnicze pogromy organizowane i przeprowadzane przez czarnosecińców, popchnęły młodych, gniewnych Żydów w ramiona bolszewików. To z kolei stworzyło w okresie wojny domowej błędne koło nienawiści skutkujące kolejną falą pogromów dokonywanych przez białogwardyjskich oficerów, Kozaków i ukraińskich nacjonalistów.

Rozpowszechnione na prawicy przekonanie, że prawie wszyscy Żydzi to bolszewicy, było z gruntu błędne. Na przykład w Smoleńsku żydowskie partie socjalistyczne współpracowały z eserowcami i mienszewikami, tworząc antybolszewicki blok wyborczy. Żydzi byli dwa razy bardziej niż szlachta narażeni na rabunki, często dokonywane przez żołnierzy miejscowego garnizonu, a także zbolszewizowanych dezerterów będących w mieście przejazdem. Nie tylko kupcy, ale nawet zubożali żydowscy handlarze na targowiskach byli znieważani i napadani jako „burżuje”.

Gen. Wrangel opuszcza sobór Aleksandra Newskiego w Carycynie (Wołgograd), 1919 rok

Pomimo przyznania Żydom równych praw przez Rząd Tymczasowy w marcu 1917 roku wielu chłopów na Białorusi nie wyzbyło się uprzedzeń. Winą za brak mąki i wzrost cen obarczali żydowskich spekulantów. Okazało się, że „władze sowieckie milcząco przyzwalały na przemoc wobec Żydów”. Na przełomie listopada i grudnia doszło do serii ataków na biura żydowskich partii socjalistycznych. Żołnierze rozpędzili odbywające się w nich zebrania, a uczestnikom za każdym razem zgotowali ścieżkę zdrowia, okładając ich kolbami i wyzywając od „burżujów” i „jewrejów”. W miarę nasilania się niedoborów żywności i narastania gniewu społecznego władze bolszewickie nieraz zrzucały winę na Żydów.

Wprawdzie Lenin zablokował plan Wikżelu dotyczący utworzenia rządu koalicyjnego, ale już w grudniu przychylił się do pomysłu wykorzystania lewicowych eserowców jako poputczyków (chwilowych sprzymierzeńców). Był to sposób na rozłożenie odpowiedzialności za trudne decyzje, a Lenin nie chciał całkowicie zrazić do siebie chłopów, tej „piechoty rewolucji”, jak nazywali ich lewicowi eserowcy. Po niedawnym rozłamie w obrębie Partii Socjalistów-Rewolucjonistów przedstawiciele jej lewego skrzydła postrzegali ów sojusz jako swój obowiązek. Uważali, że należy wspierać „spontaniczność mas”22. Zachęcił ich sposób, w jaki Lenin bezwstydnie skopiował ich własną politykę w sprawie reformy rolnej. 12 grudnia lewicowi eserowcy dołączyli do bolszewików w Sownarkomie, w którym przypadły im w udziale pomniejsze stanowiska. W obliczu ostrej krytyki ze strony innych partii lewicowych swoją decyzję uzasadniali tym, że był to jedyny sposób na ograniczenie bolszewickiego autorytaryzmu przy jednoczesnym przeforsowaniu niektórych elementów własnego programu. Nie mogli pojąć, że bolszewicy zawsze będą dążyć do jedynowładztwa, i z tego też powodu zupełnie nie rozumieli dynamiki dyktatury.

Na ogół nieliczni komisarze z lewicy eserowskiej, których Sownarkom zgodził się mianować, byli pomijani przy podejmowaniu ważnych decyzji. Na Ukrainie lewicowy eserowiec Michaił Murawjow uskarżał się na sposób, w jaki Lenin zachęcał Antonowa-Owsiejenkę do dokonywania, bez jakiejkolwiek konsultacji, masowych aresztowań „kaledinowców” i „kapitalistycznych sabotażystów”. Czołowi lewicowi eserowcy walczyli również o przyznanie ziemi chłopom wbrew bolszewickiemu planowi systemowej nacjonalizacji, co do którego istnienia w końcu nabrali podejrzeń. Przede wszystkim jednak starali się ograniczyć zarządzone przez Dzierżyńskiego masowe aresztowania „wrogów klasowych”. Najwyższe stanowisko spośród lewicowych eserowców piastował Izaak Sztejnberg, którego mianowano ludowym komisarzem sprawiedliwości.

Po aresztowaniu przez Czekę polityków opozycyjnych dążących do powołania Konstytuanty Sztejnberg kazał ich zwolnić. Następnego dnia rano, 19 grudnia, Dzierżyński zaatakował Sztejnberga na posiedzeniu Sownarkomu w Instytucie Smolnym, stwierdzając, że ten swoim postępowaniem „upokorzył i zdemoralizował”23 Czekę. Sztejnbergowi udzielono nagany za podważenie decyzji Sownarkomu i poinstruowano go, że tylko Sownarkom może uchylić rozkaz Czeki. Sztejnberg walczył dzielnie i nawet zażądał, aby lewicowi eserowcy zostali włączeni do kierownictwa Czeki. Dzierżyński odrzucił to żądanie, ale Sownarkom koniec końców zezwolił na przyjęcie czterech członków partii do Kolegium WCzK, a jeden z nich, Piotr „Wiaczesław” Aleksandrowicz, został zastępcą Dzierżyńskiego. Ku własnemu zaskoczeniu Dzierżyński polubił Aleksandrowicza, ale kiedy w 1918 roku lewicowi eserowcy zbuntowali się przeciwko bolszewikom, Dzierżyński postanowił zastrzelić go osobiście, tak jakby chodziło o ulubionego psa, który nagle stał się niebezpieczny.

Wojna na południu

W grudniu 1917 roku punkt ciężkości rozpoczynającej się właśnie wojny domowej przesunął się nagle na południe. Sownarkom wypowiedział wojnę Ukraińskiej Centralnej Radzie i rewolcie atamana Kaledina nad Donem. Generałowie, którzy w porę uciekli z klasztornego więzienia w Bychowie, również ruszyli w stronę naddońskiej stolicy – Nowoczerkaska. Korniłow, dumnie deklarujący się jako syn kozackiego chłopa, nie zgodził się na jakiekolwiek przebranie. Odmówił też podróży pociągiem. Wyruszył na swoim siwku w carskim mundurze ze wszystkimi dystynkcjami, w eskorcie kilkuset jeźdźców z Tekińskiego Pułku Kawalerii, których łatwo można było rozpoznać po ogromnych baranich papachach. Pozostali generałowie woleli jednak ukryć swą tożsamość. Łukomski zgolił bujne wąsy i cesarską brodę i zaczął mówić z niemieckim akcentem. Romanowski, mimo wieku, włożył mundur praporszczyka; Markow odgrywał rolę pyskatego ordynansa; a tęgawy generał Denikin, przyszły głównodowodzący wojsk białogwardyjskich na południu Rosji, udawał polskiego szlachcica [Anton Denikin był po matce pół-Polakiem, urodził się w Łowiczu i znał język polski; przyp. tłum.], mimo że jechał trzecią klasą.

Mając przed sobą 1400 kilometrów do pokonania, Korniłow i jego Tekińcy wiedzieli, że po drodze czeka ich wiele bitew i zasadzek nieuchronnie budzących skojarzenia ze słynnym marszem dziesięciu tysięcy opisanym przez Ksenofonta. Raz po raz próbowali ich zatrzymać czerwonogwardziści, bez większego powodzenia. Po niezliczonych potyczkach Tekińcy Korniłowa w końcu natrafili na godnego siebie przeciwnika w postaci pociągu pancernego. Wierzchowiec generała został pod nim ubity, a morale ocalałych Tekińców podupadło już tak bardzo, że Korniłow kazał im wracać do domów, hen za Morzem Kaspijskim. Jemu samemu nie pozostało nic innego, jak pójść za przykładem kolegów i w przebraniu chłopa dojechać pociągiem do Nowoczerkaska. Był ostatnim więźniem Bychowa, który dotarł do stolicy kraju dońskiego.

Znacznie bardziej odległy niż Nowoczerkask był cel podróży innego wędrowca przemierzającego w owym czasie naddońskie stepy. Wiktor Szkłowski, korniłowski komisarz, został wysłany na front zakaukaski w Persji, by nadzorować wycofanie stamtąd 8 Armii i jej demobilizację. „W pobliżu Baku – pisał Szkłowski – oczom moim ukazało się Morze Kaspijskie, którego chłodna zieleń czyni go niepodobnym do żadnego innego morza. Ujrzałem też wielbłądy kroczące tym swoim lekkim chodem”.

Kolejnym przystankiem na trasie był Tyflis (Tbilisi). „Przyjechałem do Tyflisu. Ładne miasto, Moskwa w wersji dla ubogich. Na ulicach słychać było odgłosy palby; dziko rozentuzjazmowani żołnierze gruzińscy strzelali w powietrze. Nie mogło być inaczej – wszak leży to w ich charakterze narodowym. Spędziłem wieczór z gruzińskimi futurystami. Sympatyczne chłopaki, bardziej stęsknieni za Moskwą niż siostry Czechowa”. Po dwudniowej podróży koleją z Tyflisu do Tebrizu Szkłowskiemu pozostało już tylko dojechać do kwatery głównej VII Wydzielonego Korpusu Kawalerii w Urmii pośrodku pustyni i rozległych solnisk. Korpus wraz z personelem pomocniczym liczył około 60 tysięcy ludzi, którzy od jakiegoś czasu nie otrzymywali zaprowiantowania. Żołnierze radzili sobie z tym problemem, zabierając owce i zboże miejscowym, którzy w efekcie cierpieli głód. W czasie I wojny światowej z głodu i chorób zmarła jedna trzecia ludności Persji. W żadnym innym kraju odsetek ten nie był równie wysoki, nawet w czasie II wojny światowej.

Szkłowski był przerażony, widząc skutki dziesięcioletniej rosyjskiej okupacji ziem leżących na styku Kurdystanu i Azerbejdżanu. Zamieszkiwała je istna mieszanka narodowościowa: Persowie, Ormianie, Tatarzy, Kurdowie, nestoriańscy Asyro-Chaldejczycy (Asyryjczycy) i Żydzi. „Od niepamiętnych czasów ludy te nie żyły ze sobą w zgodzie. Kiedy przyszli Rosjanie, sytuacja uległa zmianie; zrobiło się jeszcze gorzej”. Szkłowski na własne oczy widział zbrodnie, jakich dopuszczali się rosyjscy żołnierze, mając poczucie całkowitej bezkarności. Najgorsi byli Kozacy zabajkalscy. „W komitecie wojskowym nazywano ich «żółtym zagrożeniem» i to nie tylko z powodu koloru lampasów. Szerokie twarze, bardzo śniade, jeździli na małych konikach, które mogły żywić się dosłownie korzonkami; Kozacy zabajkalscy byli waleczni i okrutni, jak Hunowie […] myślę jednak, że okrucieństwo Kozaków zabajkalskich było bardziej bezmyślne. Jeden z Persów powiedział mi: «Kiedy sieką swoimi szablami, prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy, że w rękach mają szable. Wydaje im się, że używają nahajek»”.

Największą nienawiść i tym samym okrucieństwo wojska rosyjskie okazywały Kurdom, którzy wykolejali pociągi i rabowali pasażerów. Zemsta była straszliwa. „Ludzie, których tu poznałem – zanotował Szkłowski – opowiadali mi, że kiedy nasze oddziały wpadały do jakiejś wioski, kobiety smarowały sobie twarze, piersi i ciało od kolan do pasa ekskrementami, by uniknąć zgwałcenia. Żołdacy wycierali je szmatami i gwałcili”. „Po drodze wciąż napotykałem ten sam widok. W swoim życiu widziałem wiele trupów, ale tu uderzyło mnie, że wyglądały tak zwyczajnie. Ci ludzie nie zginęli na wojnie. O nie! Zostali zastrzeleni jak psy przez kogoś, kto chciał wypróbować swój karabin […]. Na twarzy jednego z zabitych siedział kot. Nastroszony, nieporadnie wgryzał się tym swoim małym pyszczkiem w policzek trupa”.

Postawione przed Szkłowskim zadanie polegające na demobilizacji oddziałów rosyjskich w Persji w celu odesłania ich do domu komplikowała postawa żołnierzy, którzy odmawiali oddania broni. Przekonali się oni bowiem, co można było za nią dostać tam, gdzie kobiety tradycyjnie traktowane były przedmiotowo czy wręcz nieludzko. „Karabin, zwłaszcza rosyjski, to na Wschodzie prawdziwy skarb – wyjaśniał zbulwersowany Szkłowski. – Na początku naszego odwrotu Persowie dawali za karabin od dwóch do trzech tysięcy rubli; za nabój płacili na bazarze trzy ruble […]. Dla porównania weźmy cenę kobiet uprowadzanych z Persji i z Kaukazu przez naszych żołnierzy. W Teodozji na ten przykład kobieta używana kosztowała piętnaście rubli, a nieużywana czterdzieści i była już na zawsze twoja. Czemu więc nie sprzedać karabinu?!”. Gorki również opisał ten barbarzyński handel żywym towarem. Według niego w Teodozji kobietę z Zakaukazia można było kupić za jedyne dwadzieścia pięć rubli.

Korupcja w kręgach wojskowych objęła nawet rosyjską flotyllę na Morzu Kaspijskim, tak bardzo potrzebną w czasie odwrotu. Bolszewicki oficer o nazwisku Chatczikow, poprzez różne intrygi, zdobył wystarczające poparcie wśród kolegów, by został wyznaczony na stanowisko dowódcze. Następnie, wykorzystując statki należące do kolei i kilka okrętów, zaczął handlować suszonymi owocami. Jakiś czas później Szkłowski dowiedział się od komisarza Floty Bałtyckiej, że „Chatczikow koniec końców pomógł przekazać naszą flotyllę kaspijską Anglikom”.

Brytyjczycy żywo interesowali się regionem Morza Kaspijskiego z uwagi na pola naftowe w Baku i sytuację militarną w Persji i na froncie mezopotamskim. Wycofanie się z tego obszaru rosyjskich wojsk generała Nikołaja Judenicza stworzyło strategiczne zagrożenie. Prawe skrzydło sił brytyjsko-indyjskich stojących naprzeciwko Turków zostało odsłonięte. Armie tureckie, niewiązane już przez 200 tysięcy Rosjan, mogły ruszyć na południe do Azji Środkowej i oskrzydlić Brytyjczyków, potencjalnie zagrażając Indiom. Nie konsultując się z dowództwem w Bagdadzie, Gabinet Wojenny w Londynie i kwatera główna armii hinduskiej w Simli uzgodniły utworzenie trzech oddziałów wydzielonych, które miały wyszkolić miejscowe zaciągi i wspólnie z nimi dać odpór Turkom. Żeby plan ten się powiódł, należało jakimś cudem zjednoczyć Ormian, Azerów, Asyryjczyków, Kurdów, Gruzinów, Turkmenów i Rosjan, którzy wzajemnie się nienawidzili. Oddział generała Lionela Dunsterville’a miał wyruszyć z Basry przez wschodnią Persję do Enzeli, a następnie zająć Baku na zachodnim brzegu Morza Kaspijskiego. Zadaniem oddziału generała Wilfreda Mallesona było zabezpieczenie wschodniego wybrzeża Morza Kaspijskiego, a w szczególności linii kolejowej do Buchary i Samarkandy, by chronić perskie miasto Meszhed. Wreszcie najmniejszy z tych trzech oddziałów, dowodzony przez generała Macartneya, miał ruszyć na Taszkient, w głębi rosyjskiej Azji Środkowej. Lionel Dunsterville, choć wyglądał jak typowy angielski generał z tamtych lat (z obowiązkowym wąsem), był postacią nietuzinkową.

Ów szkolny kolega Rudyarda Kiplinga i pierwowzór głównego bohatera jego powieści Stalky i spółka był typem awanturnika, a przy tym niezłym lingwistą. Nalegał, by oddano mu pod komendę jak największą liczbę oficerów i podoficerów australijskich, nowozelandzkich, południowoafrykańskich i kanadyjskich, ponieważ uważał, że są oni w większym stopniu niż Brytyjczycy zdolni do wykazywania się inicjatywą. Niestety wyselekcjonowanie kandydatów, ściągnięcie ich z frontu zachodniego, a następnie przerzucenie z Londynu do Basry zajęło więcej czasu, niż przewidywano. Generał Dunsterville i jego ludzie mieli dotrzeć do Baku dopiero wczesnym latem 1918 roku. Tam, jako część egzotycznego sojuszu bolszewików, Kozaków i uciekających przed tureckimi prześladowaniami Ormian, tzw. Dunsterforce miało bronić miasta przed przeważającymi siłami osmańskimi.

Niniejszy tekst to fragment książki Antony'ego Beevora pt. „Rosja. Rewolucja i wojna domowa 1917-1921”, wyd. Znak Horyzont

Tytuł tekstu i śródtytuły pochodzą od Redakcji. Z tekstu usunięto przypisy.

Czytaj też:
Komunizm zabił więcej ludzi, niż jakakolwiek epidemia. Rewolucja bolszewików
Czytaj też:
Nie taka Rosja straszna…? Krótka historia sentymentów Zachodu
Czytaj też:
Cyberonuca. Perypetie Lenina z Żydami

Źródło: DoRzeczy.pl / Wyd. Znak Horyzont