Skandaliści II RP
  • Sławomir KoperAutor:Sławomir Koper

Skandaliści II RP

Dodano: 
Maria Gorczyńska i Aleksander Żabczyński w przedstawieniu
Maria Gorczyńska i Aleksander Żabczyński w przedstawieniu Źródło: NAC
Alkohol lał się tu strumieniami, a rzadkie przypadki abstynencji tylko potwierdzały regułę. Elity artystyczne przedwojennej Polski szokowały swoimi ekscesami.

Jak na gwiazdę sceny przystało, Eugeniusz Bodo zapałał miłością do automobilizmu i kupił eleganckiego, sześciocylindrowego chevroleta. Zadbał o odpowiednie uprawnienia i ukończył kurs w szkole prowadzonej przez braci Mariana i Michała Reczków. Niestety, aktor zbyt szybko chciał zostać mistrzem kierownicy, co zakończyło się tragedią.

Tuż po zdobyciu prawa jazdy wpadł na pomysł wyjazdu na jeden dzień na Powszechną Wystawę Krajową. Eskapada do Poznania była poważnym wyzwaniem dla świeżo upieczonego kierowcy (następnego dnia wieczorem miał pojawić się na kolejnym przedstawieniu rewii w Warszawie), ale Bodo koniecznie chciał wypróbować nowy pojazd. Namówił na podróż kilkoro znajomych i wieczorem 25 maja 1929 r., po spektaklu w kabarecie Morskie Oko, zajął miejsce za kierownicą pojazdu. Towarzyszyli mu Witold Roland, tancerka Zofia Oldyńska oraz bracia Reczkowie, przed którymi chciał się wykazać swoimi umiejętnościami.

Wesołe towarzystwo odjeżdżało spod teatru z humorem żegnane przez kolegów. Orkiestra grała tango „On nie powróci już”, które było przebojem najnowszego programu Morskiego Oka. Nikt nie przypuszczał, że słowa piosenki okażą się prorocze.

On nie powróci już,
Więc szkoda twoich łez,
On nie powróci już,
Marzeniom połóż kres.

Do tragedii doszło ok. godz. 2. W pobliżu Łowicza budowano most na Bzurze i w związku z tym wyznaczono objazd. Bodo wjechał w wybrukowaną kocimi łbami ulicę, która miała dwa ostre zakręty. Nie były one oznakowane, a co gorsza, po lewej stronie ulicy stały słupy telegraficzne, które dodatkowo zmyliły kierowcę. Droga bowiem zakręcała, a ciąg słupów biegł dalej prosto, przecinając tory kolejowe.

„Samochód prowadził pan Bodo – pisał reporter »Ilustrowanego Kuriera Codziennego«. – Tuż za Łowiczem wskutek ciemności pan Bodo nie zauważył zakrętu i wjechał na nasyp o wysokości 4 metrów. Samochód na skutek gwałtownego skrętu spadł […], śmierć na miejscu pod samochodem znalazł 32-letni śp. Witold Roland, reszta towarzystwa doznała cięższych lub lżejszych obrażeń. Na pomoc ofiarom katastrofy przybiegli kolejarze oraz miejscowa policja, którzy przetransportowali rannych do szpitala św. Tadeusza w Łowiczu”.

Samochód jechał z prędkością zaledwie 40 km/h, ale Roland zmarł z powodu złamania kręgosłupa. Oldyńska złamała rękę, a dla reszty wypadek skończył się na potłuczeniach. Pasów bezpieczeństwa w tamtej epoce jeszcze nie znano…

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.