Granice ZSRS były szczelnie zamknięte i strzeżone. Nie przed obcokrajowcami, chcącymi dostać się do sowieckiego raju, ale przede wszystkim przed własnymi obywatelami, którzy tego raju mieli serdecznie dosyć. Wydostać się nie było łatwo. Wydawanie zagranicznych paszportów było ściśle reglamentowane. Wszyscy wyjeżdżający byli kontrolowani, a ich rodziny traktowane jako zakładnicy. Uciekali niemal wyłącznie ci, którzy w jakiś sposób mogli przekroczyć sowiecką granicę. Piloci porywali samoloty, a zniechęceni kłamstwami przełożonych funkcjonariusze służb specjalnych oddawali się w ręce zagranicznych kontrwywiadów. Większość obywateli nie miała nawet możliwości zbliżyć się do strefy granicznej. Jednym ze śmiałków, który przechytrzył system i w niezwykły sposób wydostał się z sowieckiego więzienia był oceanograf Stanisław Kuryłow.
Pływak i jogin
Kuryłow urodził się w 1936 r. w Ordżonikidze (dzisiaj Władykaukaz). Od najmłodszych lat ciągnęło go do wody. Odganiany przez starszych braci i matkę, którzy bali się, że malec utonie, pchał się do niej jeszcze bardziej. Ponoć pierwszym słowem, które wypowiedział w życiu nie było "mama" ani "tata", ale właśnie "woda". Pływać nauczył się na obozie pionierskim, a jako dziesięciolatek przepłynął wpław Irtysz, rozlewający się w okolicach Semipałatyńska na ponad 200 metrów. Mało brakowało, a zostałby wtedy staranowany przez płynący rzeką statek.
Jako 15 latek uciekł z domu do Leningradu, żeby zaciągnąć się do marynarki. Został złapany i odwieziony do domu, ale miłość do morza i pływania mu nie przeszła. Po odbyciu służby wojskowej wstąpił na wydział oceanografii leningradzkiego Instytutu Meteorologii. Jako student zaczął wypływać w pełnomorskie rejsy. Szkolne statki nie zawijały do zbyt wielu portów, a po przybiciu do obcego nabrzeża, praktykantów zwykle zamykano pod pokładem, żeby nie mogli uciec.
Czytaj też:
Jak „zdradziłem” imperium zła
Po skończeniu studiów Kuryłow rozpoczął pracę w Instytucie Oceanologii Akademii Nauk ZSRS w Leningradzie. Prowadził prace naukowe w różnych zakątkach kraju, badając również możliwości przeżycia człowieka w wodzie. Przez rok samotnie mieszkał na wyspie Ołchon na Bajkale, żywiąc się głównie rybami z jeziora. Brał też udział w pracach głębinowych na podwodnej stacji Czernomor na dnie Morza Czarnego.
Mała stabilizacja nie wystarcza
Kuryłow jakoś się urządził w ZSRS i pewnie piąłby się po dalszych szczeblach kariery naukowej, gdyby nie odkrycia innego badacza morskich głębin. Nawet za żelazną kurtynę docierały wieści o niezwykłych wyczynach Jacquesa-Yvesa Custeau. Ludzie radzieccy nie mogli być gorsi. W ramach leningradzkiego Instytutu Hydrometeorologicznego powstało laboratorium badań podwodnych, które prowadziło pionierską w ZSRS eksplorację oceanów przez nurków, wyposażonych w wynaleziony przez Custeau akwalung. Kuryłow dołączył do grupy młodych śmiałków, kierowanej przez guru sowieckich nurków Anatola Majera. Uzgodniono nawet szczegóły współpracy z Francuzami. Grupa Majera miała polecieć do Muzeum Oceanograficznego w Monako kierowanego przez Custeau, a potem razem z nim prowadzić badania w Pacyfiku. W ostatniej chwili władze nie wyraziły zgody na wyjazd.
Dla Kuryłowa był to potężny cios. Jeszcze kilkukrotnie pisał prośby o zgodę na pływanie na oceanicznych statkach badawczych, ale zawsze odmawiano mu albo bez podania przyczyny, albo powołując się na fakt, że jego siostra mieszka za granicą.
Jak sam wspominał, poczuł się wtedy jak więzień, skazany na dożywotni pobyt w komunistycznym kraju, z powodu jakiś zupełnie obcych mu idei. Cały czas wzywał go podwodny wielki błękit. Wtedy też zakiełkowała w nim myśl o ucieczce. Obojętnie dokąd, byle tylko wyrwać się z tego więzienia.
Nie było to łatwe. Władze sowieckiego raju ściśle pilnowały swoich obywateli. Granice, nawet z "bratnimi" państwami socjalistycznymi były pilnie strzeżone. Rzadkie kontakty z obywatelami innych państw były monitorowane. Sowiecka paranoja na tym punkcie przybierała nieraz groteskowe formy. Sowieccy pogranicznicy w poszukiwaniu szpiegowskich i propagandowych materiałów, szczegółowo badali nawet śmieci wyrzucane z pociągów PKP na trasie z Ustrzyk Dolnych do Przemyśla, przebiegającej częściowo przez teren ZSRS.
Kuryłow rozważał różne sposoby ucieczki. Nie miał szans wyjechać legalnie, ani nawet zbliżyć się do granicy na lądzie. Postanowił więc uciec w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Wiedział o osiągnięciach francuskiego lekarza i podróżnika Alaina Bombarda, który prowadził badania nad ratownictwem morskim. W 1952 r. na pontonie L'Hérétique samotnie przepłynął Ocean Atlantycki, z Wysp Kanaryjskich na Barbados, pijąc deszczówkę, wodę morską i żywiąc się złowionymi rybami i planktonem. Wyprawa trwała 60 dni. Rosjanin postanowił pójść w jego ślady.
Z zimy do lata
W listopadzie 1974 r., przeglądając prasę zauważył ogłoszenie o turystycznych wycieczkach z Władywostoku do równika. Podróże odbywały się największym statkiem radzieckiej floty pasażerskiej Sowietskij Sojuz. Był to stary niemiecki wycieczkowiec Hansa, którym w czasie II wojny światowej razem z Wilhelmem Gustloffem ewakuowano Niemców z Prus Wschodnich. Po wojnie w ramach reparacji trafił do ZSRS.
Podróże, organizowane pod nazwą Z zimy do lata, odbywały się bez zawijania do portów, nie potrzeba więc było na nie paszportów ani wiz. Zmęczeni sowiecką codziennością i wyziębieni przez syberyjskie chłody podróżni oddawali się rozrywkom, przy których bledną wyczyny polskich wczasowiczów w Ciechocinku. To jednak nie interesowało Kuryłowa. Postanowił, że popłynie w rejs, aby sprawdzić, czy jego plan się powiedzie. W razie sprzyjających okoliczności miał od razu spróbować ucieczki.