Atmosfera w sowieckich jednostkach obrony powietrznej w kwietniu 1960 r. musiała być bardzo swobodna jak na warunki Związku Sowieckiego. Jednostka w semipałatyńskiej strefie testów nuklearnych dysponowała nowymi rakietami ziemia-powietrze S-75 Dźwina, które mogły zestrzelić maszynę lecącą w stratosferze na wysokości 21 km. Na takim właśnie pułapie poruszały się amerykańskie samoloty szpiegowskie U-2. Sowieccy żołnierze nie zrobili jednak użytku z nowej broni. Gdy 9 kwietnia 1960 r. amerykański pilot przelatywał nad nimi, robiąc zdjęcia supertajnych obiektów, żołnierze odpowiedzialni za monitorowanie przestrzeni powietrznej ucięli sobie drzemkę. Zareagowali za późno, a amerykańska misja szpiegowska zakończyła się sukcesem.
„Jeśli nasze jednostki przeciwlotnicze będą miały oczy otwarte i powstrzymają się od ziewania, jestem pewien, że strącimy ten samolot” – meldował Chruszczowowi marsz. Rodion Malinowski. Sekretarz generalny KPZR żądał zestrzelenia amerykańskiego szpiega przy użyciu wszelkich dostępnych środków. Dlatego – poza rakietami – Sowieci postanowili użyć myśliwców, a nawet wysłać jednego z pilotów w nieuzbrojonym samolocie z samobójczą misją staranowania U-2.
Sowiecki kamikaze
Francis Gary Powers był najbardziej doświadczonym pilotem U-2, odbył dotąd 27 misji, m.in. nad ZSRS i Chinami. Miał na sobie ciężki skafander przystosowany do lotów w stratosferze. Bardziej przypominał w nim astronautę niż zwykłego pilota. 1 maja nie czuł się najlepiej, mimo to o godz. 1.59 czasu uniwersalnego rozpoczął procedurę startu na lotnisku w Peszawarze w północnym Pakistanie. Przelot miał trwać dziewięć godzin. Trzy czwarte z liczącej ponad 6 tys. km trasy zaplanowano nad terytorium Związku Sowieckiego, w tym nad pilnie strzeżonymi lotniskami, ośrodkami wojskowymi, fabrykami przemysłowymi, a przede wszystkim nad wyrzutniami międzykontynentalnych pocisków balistycznych zdolnych do przenoszenia ładunków nuklearnych.
Pilotowany przez niego samolot szpiegowski U-2 wyposażony był w sprzęt fotograficzny stworzony specjalnie do wykonywania zdjęć w wysokiej rozdzielczości z wysokości stratosfery. Na podstawie fotografii można było dokonać szacunków dotyczących rozwoju sowieckich zbrojeń.
W państwie kontrolowanym przez NKWD nawet cień podejrzeń o szpiegostwo mógł oznaczać śmierć, o czym przekonało się boleśnie wiele przypadkowych osób, również Polaków. Czyniło to prowadzenie operacji wywiadowczych na terenie ZSRS wyjątkowo trudnymi. W tej sytuacji materiały fotograficzne z samolotów szpiegowskich miały szczególne znaczenie. Umożliwiały Amerykanom zajrzenie do wielu miejsc niedostępnych w inny sposób.
Powers doskonale zdawał sobie sprawę, jaka ciąży na nim odpowiedzialność. Długi, samotny lot niósł ze sobą ogromne ryzyko śmierci. W przypadku awarii lub zestrzelenia pilot miał niewielkie szanse na przeżycie. Gdyby to się udało, czekały go ciężkie przesłuchania i tortury. Śmierć mogła nastąpić po pokazowym procesie za szpiegostwo lub po strzale w tył głowy bez wyroku – w zależności od tego, co uznano by akurat na Kremlu za bardziej opłacalne.
Dlatego w standardowym wyposażeniu samolotu znajdował się mechanizm samozniszczenia aparatury szpiegowskiej, a pilot otrzymywał dodatkowo srebrną dolarową monetę do zawieszenia na szyi. Po wciśnięciu paznokciem odpowiedniego miejsca moneta otwierała się, a w jej środku znajdowała się szpilka z trucizną, która umożliwiała natychmiastowe popełnienie samobójstwa. Miał to być ostatni ratunek w przypadku tortur.
1 maja 1960 r. po namierzeniu samolotu Powersa Sowieci próbowali zestrzelić go za wszelką cenę. Ich determinacja doprowadziła do absurdalnych sytuacji. Zanim odpalono pociski S-75, z lotniska Kolcowo, znajdującego się 20 km na południowy wschód od Swierdłowska (obecnie Jekaterynburg), wystartowały dwa samoloty MiG-19 i jeden Su-9. Migi nie były w stanie operować na pułapie U-2. Su-9 – rozwijający prędkość ponad dwukrotnie większą od dźwięku – mógł wznieść się na odpowiednią wysokość i bez problemu doścignąć szpiega. Problem w tym, że samolot był nieuzbrojony. Jego pilot kpt. Mitiagin otrzymał więc rozkaz samobójczego ataku – staranowania U-2. Polecenie miało pochodzić od najwyższego dowództwa. Atak Mitiagina zakończył się jednak niepowodzeniem. Su-9 minął się z celem, na powtórzenie akcji zabrakło paliwa. Nie wiadomo, czy trafienie w samolot przy tak dużej prędkości okazało się zbyt trudne, czy oficer nie miał po prostu ochoty na samobójstwo.
Mniej szczęścia miał pilot jednego z migów Siergiej Safronow. Samolot Powersa został trafiony przez pierwszą z trzech rakiet wystrzelonych przez obronę przeciwlotniczą i zniknął z radarów. Kapitan Michaił Woronow dowodzący batalionem przeciwlotniczym pod Swierdłowskiem nakazał więc ponownie odpalić rakiety w kierunku kolejnego celu, który pojawił się na radarze. Były to sowieckie migi. Myśliwiec Safronowa został zniszczony, a on sam zginął. Obrona przeciwlotnicza użyła w sumie – według różnych źródeł – od ośmiu do nawet 14 rakiet.
W tym czasie Francis Powers walczył o życie na wysokości ok. 20 km. Wybuch rakiety spowodował oderwanie skrzydła, nie zranił jednak pilota. Powers czekał do ostatniej chwili na włączenie przycisku, który miał uruchomić mechanizm zniszczenia szpiegowskiego wyposażenia samolotu po 70 s. Nie zdążył lub nie chciał tego zrobić. Gdy wydostał się z kabiny, nadal miał na twarzy maskę z tlenem, która była połączona przewodem ze spadającym wrakiem. Przewód pękł i Powersowi udało się bezpiecznie wylądować ze spadochronem. Amerykanin mógł również nie wierzyć swoim przełożonym i bał się, że uruchomienie autodestrukcji go zabije. Nie miał zamiaru popełniać samobójstwa, dlatego gdy już znalazł się na ziemi, nie wykorzystał trucizny ukrytej w srebrnej dolarówce. Jego decyzje miały poważne konsekwencje dla dalszego przebiegu zimnej wojny, dlatego w CIA pojawiło się podejrzenie, że Powers doprowadził do zestrzelenia celowo.
Sowieci natychmiast zaczęli poszukiwania wraku i pilota. Powersa znaleźli kołchoźnicy, którzy przekazali go miejscowym milicjantom. W ich ręce trafiło także 7,5 tys. rubli, dolary, franki, funty, złoto, zegarki i oczywiście zdjęcia szpiegowskie, moneta z trucizną i cała szpiegowska aparatura samolotu. To wszystko spadło z nieba w samym środku Związku Sowieckiego. Chruszczow sam nie wybrałby sobie lepszego prezentu z okazji 1 maja.
Przerwana odwilż
Zanim U-2 rozpoczęły misje nad Związkiem Sowieckim, testowano je w serii lotów nad państwami satelickimi. Jak wynika z odtajnionych dokumentów CIA, pierwszy taki przelot, oznaczony jako „misja 2003”, odbył się 20 czerwca 1956 r. nad Polską i NRD. Departament CIA zajmujący się analizą zdjęć uznał, że są dobrej jakości. Kolejne misje – oznaczone numerami 2009 i 2010 – przeprowadzono 2 lipca. Pierwsza trasa prowadziła przez Czechosłowację i Węgry do Bułgarii, druga przez NRD, Polskę, Węgry i Rumunię.