Formuła lizbońska z 1956 roku zapewniła, po Mistrzostwach Świata w roku 1962 w Ameryce, następny turniej na Starym Kontynencie. O miejscu finałów zadecydowały glosy delegatów kongresowego forum FIFA podczas letnich igrzysk olimpijskich w 1960 roku w Rzymie. Trójka kandydatów przystępowała do rywalizacji z różnymi szansami. Hiszpania starająca się już o finały w 1962 roku, po raz drugi próbowała swych sił, ale w Rzymie w ostatniej chwili kurtuazyjnie oddała głos na Anglię.
RFN propozycję organizacji zawodów zgłosiła na początku 1958 roku i nieustannie prowadziła aktywną działalność propagandową, mając największy argument w mistrzostwie piłkarzy i doskonałości organizacyjnej. Najwięcej atutów wyłożyła Anglia, obchodząca w 1963 roku setną rocznicę powstania pierwszej w świecie federacji „The Football Association", mająca tradycje i perfekcyjną znajomość piłkarskiego biznesu oraz swoich ludzi na czele FIFA. Stosunkiem głosów 34:27 przy 6 wstrzymujących się, delegaci wybrali Anglię.
Bez Polski, ale…
Losowanie finałów przeprowadzono w Londynie 6 stycznia 1966 rokuprzed kamerami telewizji, które przekazały bezpośrednią relację do kilkunastu krajów. Wyprzedzając zdarzenia należy jeszcze dodać, że mecze finałów po raz pierwszy przekazywane były za ocean przy pomocy satelity telekomunikacyjnego „Early Bird" do 25 krajów. Wśród nich była także Polska. Nasz kraj, a ściślej drużyna narodowa dwukrotnie znalazła się w centrum zainteresowania świata piłkarskiego. W przeddzień londyńskiego losowania uzyskała w Liverpoolu po doskonałej grze nieoczekiwany remis z gospodarzami 1:1, zaś dokładnie pół roku później była ostatnim egzaminatorem formy Anglików przed finałami, przegrywając z późniejszym triumfatorem na Stadionie Śląskim 0: I.
Ostateczna rozgrywka
W czwórce najlepszych zostali więc tylko reprezentanci Europy, choć sposób w jaki pokonali Amerykę wzbudził niesmak. Na wiele lat zamroziło to stosunki obu konfederacji, a wśród kibiców animozje przekazuje się do dziś nowym pokoleniom miłośników futbolu. Półfinały zakończyły się rezultatami 2:1 i oba stały na znakomitym poziomie.
Piłkarze RFN wygrali z Rosjanami po świetnym występie debiutanta Beckenbauera, zaś ich waleczni rywale byli właściwie bez większych szans po usunięciu z boiska Czisienki za głupawy faul w 44 minucie. W drugiej parze Anglicy i Portugalczycy stworzyli jeszcze wspanialsze widowisko, jedno z najlepszych w historii mistrzostw, a bezdyskusyjnie pierwsze w angielskim turnieju. Plejada znakomitych piłkarzy po obu stronach wzniosła się na wyżyny futbolowej sztuki. Twardy, bezpardonowy, ale prowadzony zgodnie z zasadami fair play pojedynek do końca nie miał faworyta. O jedną bramkę lepsi okazali się gospodarze dzięki dwóm trafieniom Roberta Charltona, na które tylko raz z karnego odpowiedział Eusebio. przerywając Banksowi passę 441 minut bez straty gola. Wynik równie dobrze mógł być odwrotny. Na bardzo dobrym poziomie stały także gry o medale. Portugalczycy dzięki główce swojej „wieży" Torresa, uniknęli w 88 minucie dogrywki, nie bez pomocy Jaszina, który w dniu swojego pożegnania z MŚ jedyny raz pełnił funkcję kapitana zespołu ZSRR.
Zagadka wszechczasów
Natomiast w wielkim finale po raz pierwszy od 1934 roku nie obyło się bez przedłużenia. Losy pojedynku ważyły się nieustannie. Na bramkę Hallera odpowiedział strzałem głową Hurst, zaś w drugiej połowie po golu Petersa, piłkarze RFN wyrównali w 90 minucie dzięki celnemu trafieniu Webera. W dogrywce o wyniku zadecydowało zdarzenie, które do dziś pozostaje zagadką — po piekielnie silnym strzale Hursta piłka uderzyła w poprzeczkę. spadła na murawę i wyszła w pole. Czy przekroczyła całym obwodem linię bramkową? Dienst, główny arbiter, nie mógł tego zobaczyć, a więc podbiegł do liniowego, którym był Bachramow. Radziecki sędzia potwierdził gola i na nic zdały się rozpaczliwe protesty. Ten „gol — nie gol" stanowi zagadkę, ponieważ na żadnym z licznych zdjęć i filmów nie ma przekonywającego dowodu, iż piłka przekroczyła linię. Jest to możliwe, choć nie udowodnione. Bachramow wziął na swe sumienie odpowiedzialność za losy rywalizacji. Wielokrotnie podkreślał, także na łamach swych książkowych wspomnień, że jego zdaniem gol nie budził żadnych wątpliwości. Wypada mu wierzyć.
Czytaj też:
Chile 1962. Trzęsienie ziemi przed mundialemCzytaj też:
Wielki mundial Brazylii. Szwecja 1958Czytaj też:
Zginąć za jeden błąd. Historia Andresa Escobara