Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał to próżna jest nasza wiara. Pozostanie nam uprzejmość dla ludzi, zwierząt i przyrody, by poprawić dobrostan planety i przyszłych pokoleń zasiedlających ją istot. Jezus, póki żył, walczył o sprawiedliwość społeczną; ale cóż, umarł, jak odeszli Sokrates, Budda czy Mani.
„Prawdziwy Chrystus” heretyków wszystkich stuleci – Mistrz z Nazaretu, Jezus-Nauczyciel, Jezus-piewca miłosierdzia i sprawiedliwości, jednostka wybitna, może nawet najdoskonalsza w dziejach – to po prostu „Oto człowiek” Poncjusza Piłata.
To Chrystus progresistów XXI wieku, modernistów wieków XIX i XX, Jezus oświeceniowych filozofów, Emmanuel liberalizmu, Chrystus postępowych protestantów, ale także Chrystus Mahometa, Ariusza, Walentyniana i Marcjona…
Nie jest to jednak Chrystus Kościoła. Jedynego i katolickiego.
Poniższy tekst to fragment książki Pawła Chmielewskiego pt. „Hejterzy. Stare herezje w nowych szatach”, wyd. FRONDA.
Apokatastaza, czyli wiara w powszechne zbawienie.
Współczesne ujęcia
Teoria apokatastazy jest popularna również dzisiaj, i to nie tylko w zwulgaryzowanej formie znanej z sieci, gdzie różnorodni zadeklarowani heretycy, a czasami i katoliccy kaznodzieje, zapewniają o zbawieniu czekającym na każdego. W teologii światowej dużym zainteresowaniem cieszą refleksje podejmowane przez myślicieli niemieckojęzycznych, zwłaszcza szwajcarskiego teologa ks. Hansa Ursa von Balthasara. Balthasar spotykał się zresztą nierzadko z zarzutami o głoszenie pewności zbawienia wszystkich. Podobnie jednak jak Orygenes wskazywał, że formułuje raczej pytania, a ponadto wyraża nadzieję, co nie ma wiele wspólnego z wiedzą czy twardymi przekonaniami. Debata wokół apokatastazy rozgorzała zwłaszcza po jego trzech publikacjach ogłaszanych w latach 1986–1988: książkach Was dürfen wir hoffen? (pol. Na co możemy mieć nadzieję?) i Kleiner Diskurs über die Hölle (pol. Mała rozprawa o piekle) oraz wykładzie pt. Apokatastasis wygłoszonym na Wydziale Teologicznym w Trewirze. Można powiedzieć, że Kościół katolicki odżegnał się od stawianych Balthasarowi zarzutów – św. Jan Paweł II mianował go u kresu życia kardynałem. Dla wielu nie będzie to wszakże przekonujący argument, wziąwszy pod uwagę posoborową łagodność wobec różnego rodzaju myślicieli heterodoksyjnych oraz skłonność samego papieża Wojtyły do niektórych aspektów myśli nowoczesnej, niekiedy dających się interpretować w duchu progresywnym.
Nie byłoby jednak współczesnej debaty o apokatastazie, gdyby nie myśl prawosławna. Według Sławomira Mazurka, znawcy rosyjskiej filozofii, w tym filozofii religijnej, apokatastaza jest w gruncie rzeczy jedną z jej kluczowych koncepcji. Zdaniem uczonego najbardziej do Orygenesa zbliżył się Mikołaj Łosski. Wprowadził on jednak według Mazurka zmianę, to znaczy zaproponował ostateczną i nieodwracalną reintegrację stworzenia z Bogiem, to znaczy zbawienie jako takie, bez możliwości nieustannego dynamicznego wędrowania istot po drabinie doskonałości. Idee apokatastyczne rozwijali również zdaniem Mazurka Włodzimierz Sołowjow, Sergiusz Bułgakow i Mikołaj Bierdiajew.
Mazurek zaznacza, że wszyscy ci myśliciele podkreślali też siłę zła, wskazując tym samym, że idea apokatastazy nie musi oznaczać tego, czego bał się chyba cesarz Justynian, wspierając potępienie Orygenesa na soborze konstantynopolitańskim, że wiara w apokatastazę musi wiązać się z immoralizmem. Sołowjow, Bułakow i Bierdiajew, pisał Mazurek, kładli silny nacisk na wolność człowieka. „Dwaj ostatni mówią wręcz o przysługującym osobie prawie do piekła – zbawienie nie może być narzucone. Bierdiajew idzie zresztą znacznie dalej – całkowicie uzależnia zbawienie od ludzkiej twórczości. Powszechne zbawienie jest więc niemal pewne, lecz wciąż nie zagwarantowane”, wskazywał uczony. „Koegzystencja apokatastazy z ostrą świadomością obecności zła w rosyjskiej filozofii osiągana jest za cenę zdeformowania koncepcji apokatastazy. Na to z kolei można replikować, że nawet jeśli litera apokatastycznej eschatologii zostaje tu naruszona, zachowuje się jej ducha i że rosyjski precedens uzmysławia nam, jak łatwo destrukcyjny potencjał apokatastazy zneutralizować, zachowując z niej wciąż to, co najbardziej istotne. Realnie istniejące doktryny prawie nigdy nie pokrywają się z modelami idealnymi, jeśli więc wyłącznie koncepcja w pełni odpowiadająca modelowi idealnemu niesie ze sobą zagrożenie dla kultury, zagrożenie to jest w istocie znikome” – tłumaczył.
W Polsce, czerpiąc w dużej mierze właśnie z refleksji prawosławnej, wątki apokatastyczne rozwijał w swoich pracach ks. Wacław Hryniewicz. Chętnie czytane są też tłumaczenia dzieł ks. Hansa Ursa von Balthasara. Ukazały się też dwie dość popularne prace zbiorowe, pierwsza w roku 1992 pt. Nadzieja – możliwość czy pewność powszechnego zbawienia? pod redakcją Stanisława Napiórkowskiego, druga w roku 2000 pt. Puste piekło? pod redakcją Józefa Majewskiego. Aktualny stan debaty omawia w doktoracie z 2013 roku Magdalena Jaroszewicz (Apokatastaza w katolickiej teologii współczesnej, Wrocław 2013); autorka wyraźnie sprzyja jednak koncepcjom na rzecz realności apokatastazy, co budzi uzasadnione wątpliwości.
Złoczyńcy nie zasiądą na uczcie obok ofiar
Problem bowiem w tym, że współczesne rozważania na temat apokatastazy, zwłaszcza w ujęciu popularnym, mogą nader często zacierać granicę między stawianiem pytań a pewnością. Szczególnie absurdalne jest mówienie o pustym piekle, bo takie wyrażenie zakłada przecież ostateczne nawrócenie nie tylko wszystkich ludzi, lecz także demonów, w tym szatana. Gdzie bowiem miałby przebywać szatan, jeżeli nie właśnie w piekle? Kościół katolicki pewność apokatastazy rozumianej wulgarnie jako puste piekło wielokrotnie odrzucał. Bardziej umiarkowane nadzieje apokatastyczne, nawiązujące raczej do myśli św. Grzegorza z Nyssy, nie zostały wyraźnie potępione. Byłoby jednak głęboko nierozważne zbyt silne słanianie się do nadziei apokatastycznej – i to nawet gdy chodzi wyłącznie o ludzi. Nie można wprawdzie o nikim powiedzieć, że jest na pewno potępiony. Trudno byłoby jednak argumentować, że nikt potępiony nie zostaje.
Pisał o tym w encyklice Spe salvi papież Benedykt XVI:
„Wraz ze śmiercią decyzja człowieka o sposobie życia staje się ostateczna – to życie staje przed Sędzią. Decyzja, która w ciągu całego życia nabierała kształtu, może mieć różnoraki charakter. Są ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa, ale w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju. Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo «piekło»”. Nacisk, który Benedykt XVI położył w cytowanym passusie na historyczne przejawy zła popełnianego przez ludzi, jest zrozumiały nie tylko w kontekście jego osobistej biografii. W czasach Platona, stoików i Orygenesa zła oczywiście nie brakowało. Jednak skala zbrodni, które przyniósł wiek XX, wraz z manifestacyjnym oddaniem się złu przez wielu te zbrodnie realizujących stanowi jednak w dziejach ludzkości novum i każe nam jeszcze raz poważnie zastanowić się, czy naprawdę możemy mieć nadzieję na zbawienie wszystkich. Jak pisał w Spe salvi Benedykt XVI, „na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą ostatecznie przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy”. (…)
Powyższy tekst to fragment książki Pawła Chmielewskiego pt. „Hejterzy. Stare herezje w nowych szatach”, wyd. FRONDA.
Czytaj też:
Chmielewski: Kościół katolicki idzie ścieżką wytyczaną przez Klausa Schwaba
Czytaj też:
Amerykański reset. Stany (jeszcze) Zjednoczone od podszewki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.