„Moja miłość do Lwowa, do utraconej ojczyzny, jest coraz większa, ogromnieje z dnia na dzień – mówił mi w 2010 r., w wywiadzie opublikowanym następnie w „Plusie Minusie”. Podkreślał też swoje przywiązanie nie tylko do Lwowa czy Krakowa, lecz także do znacznie szerszego obszaru – Europy Środkowej.
„Bo czuję się w niej u siebie: w Pradze, Budapeszcie, Wiedniu, w Trieście także – zapewniał. – Ale jak już pojadę dalej, bardziej na zachód, wschód czy północ, to moje dobre samopoczucie znika. To wszystko da się łatwo wytłumaczyć. Kiedyś w Austrii zatrzymaliśmy się przy małym barokowym kościółku. Był to kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej, a ja zostałem ochrzczony w kościele matki Boskiej Śnieżnej we Lwowie. Oczywiście to Austriacy ją nam przywieźli do Lwowa, co przypomina mi pewną góralkę, która mojej siostrze, mającej domek za Myślenicami, wytłumaczyła pochodzenie Matki Boskiej, tak jak je rozumiała. Otóż moja siostra po zupełnie nieprzytomnych antysemickich tekstach tej góralki, jej sąsiadki zresztą, spytała ją: »A czy pani zna jakiegoś Żyda?«. Zaprzeczyła, ale pomstowała na Żydów dalej. No to siostra powiada, że Jezus i Jego Matka to byli Żydzi. A ta na to: »Pani Zofio, co też pani mówi? Toż Matka Boska była z Częstochowy«.
– Wilniucy utrzymują, że pochodziła z Wilna, wprost spod Ostrej Bramy – zauważyłem.
– To też możliwe” – zgodził się autor wydanej wtedy „Małej matury 1947”, znakomity reżyser filmowy, twórca „Zaklętych rewirów” i „Sprawy Gorgonowej”, tak świetnych obrazów jak „Zazdrość i medycyna” i „Lekcja martwego języka”, przebojów kinowych takich jak „C.K. Dezerterzy”, mniej znany jako pisarz, autor interesujących powieści i opowiadań („Exhibicjonista”) czy arcyciekawych tomów na pozór nieco nonszalanckich, luźnych wspomnień („Ostatni klaps”).
Koniec bezpiecznego świata
Im był starszy, tym mocniej podkreślał znaczenie swych lwowskich korzeni i wielokulturowości, w której wzrastał: „W świecie mojego dzieciństwa – pisał – nazwiska: niemieckie, węgierskie, czeskie, ormiańskie, żydowskie były czymś codziennym – pasaż Mikolascha, sklepy Berty Stark i Gabriela Starka, legendarny sklep z zabawkami Hegedussa, cóż wymieniać, skoro moja świętej pamięci Matka była z domu Taschke… Warto jednak dodać, że nosząc te obce nazwiska, wszyscy we Lwowie czuli się Polakami. Na przykład mój dziadek Jan Taschke, rodowity Niemiec, syn Vincenta Taschkego i Vincentine Schworn, urodzony i wychowany w Galicji, aby podkreślić, że czuje się Polakiem, zmienił sobie nazwisko na Czarnecki”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.