Polski zamach na Chruszczowa
  • Marcin BartnickiAutor:Marcin Bartnicki

Polski zamach na Chruszczowa

Dodano: 
Nikita Chruszczow na trybunie z sowieckimi kosmonautami, 1963 rok.
Nikita Chruszczow na trybunie z sowieckimi kosmonautami, 1963 rok. Źródło: Wikimedia Commons / RIA Novosti archive, image #159271 / V. Malyshev / CC-BY-SA
Bomba skonstruowana przez amatora mogła zmienić bieg historii całego świata. Wybuchła o trzy godziny za wcześnie

Wielkie święto partii komunistycznej mogło zakończyć się masakrą. Gdyby bomba z zapalnikiem czasowym wybuchła w chwili przejazdu rządowych samochodów, Chruszczow mógł zginąć albo uznać, że polskie władze dopuściły do zamachu celowo. To przypieczętowałoby los Gomułki i mogłoby doprowadzić do sowieckiej interwencji.

Po napiętej sytuacji z 1956 r., gdy niemal doszło do sowieckiego ataku na Warszawę, władze PRL obchodziły się z Chruszczowem wyjątkowo delikatnie. Gomułka chciał udowodnić, że trzyma cały kraj pod kontrolą, a komuniści mają poparcie społeczeństwa. Za dopuszczenie do incydentów wymierzonych w I sekretarza KC KPZR można było zapłacić głową. Dosłownie. Dlatego przed wizytą przywódcy komunistycznego świata podjęto wyjątkowe środki bezpieczeństwa.

W ramach operacji „Przyjaźń” inwigilacji poddano wszystkich mieszkańców ul. Armii Czerwonej, którą miał przejechać Chruszczow. We włączonym później do Sosnowca Zagórzu zatrzymano profilaktycznie potencjalnie najbardziej niebezpieczne osoby. Milicja obserwowała wszystkich, którzy krytykowali kiedykolwiek Związek Sowiecki lub mogli być potencjalnymi przeciwnikami władzy ludowej. Posiadacze broni myśliwskiej musieli zdeponować ją na czas wizyty na komisariatach MO. Mniej groźni przestępcy otrzymali wyraźne ostrzeżenia...

15 lipca 1959 r. milicjanci obstawili trasę przejazdu Chruszczowa i Gomułki, którzy m.in. w Zagłębiu Dąbrowskim mieli świętować 15. rocznicę utworzenia Polski Ludowej. Przy trasie stali umundurowani funkcjonariusze z psami oraz esbecy i tajni współpracownicy w cywilnych ubraniach, którzy mieli dyskretnie obserwować otoczenie. Wytypowane punkty na trasie przejazdu – m.in. mosty – zostały dokładnie sprawdzone przez saperów.

Józef Stalin i Nikita Chruszczow

Harmonogram wizyty Chruszczowa okazał się absurdalny. Jak się później okazało, pomogło to zapobiec międzynarodowemu skandalowi. Przywódca ZSRS miał dotrzeć pociągiem z Warszawy do Katowic w zaledwie dwie godziny. W 1959 r. nie było na to najmniejszych szans. Za mało czasu zaplanowano również na kolejne etapy podróży.

Bomba eksplodowała o godz. 14.30, na godzinę przed planowanym przejazdem Chruszczowa i Gomułki. Ładunek umieszczony w koronie drzewa wybił szyby w oknach okolicznych domów, ale nie spowodował większych szkód. W pobliżu miejsca wybuchu nie było ludzi, dlatego nikt nie ucierpiał. Rozrzucone w promieniu kilkudziesięciu metrów ślady wybuchu – poza uszkodzonym drzewem – usunięto błyskawicznie, aby incydent nie wyszedł na jaw. Większości resztek bomby nie zabezpieczono. Jednocześnie od razu rozpoczęto poszukiwania sprawcy.

„Ukryty˝

Pies tropiący ślady zaprowadził milicjantów do mieszkającej niedaleko rodziny Rokickich. Znaleziony u nich drut, na którym wieszali pranie, milicjanci uznali za podobny do znalezionego przy bombie. Okazało się, że jeden z domowników siedem lat wcześniej był zaangażowany w działalność opozycyjną, a drugi dzień przed wybuchem pomagał w dekorowaniu ulicy. To wystarczyło, aby Stanisław Rokicki, jego córka Helena i zięć Zbigniew Szymczyk spędzili w areszcie rok jako główni podejrzani.

Czytaj też:
Bestia na czele NKWD. Czy Beria zabił Stalina?

Sprawie poszukiwania sprawcy nadano kryptonim „Ukryty˝, do jej prowadzenia powołano 12-osobową grupę śledczą. Śledztwem objęto 6380 osób – prawie wszystkich mieszkańców Zagórza. 406 z nich poddano inwigilacji. Na miejscu eksplozji znaleziono fragment zegarka. Dlatego do szczegółowego sprawdzenia wytypowano m.in. wszystkich zegarmistrzów z kilku okolicznych miejscowości, a także wszystkich zajmujących się okazjonalnie naprawą zegarków.

Podejrzewano również, że jeden z 25 pracowników radiowęzła mógł zdetonować ładunek, podnosząc napięcie w pobliskiej linii energetycznej. Wszystkie tropy podjęte przez śledczych prowadziły jednak donikąd. Przy okazji wykryto kilka mniej znaczących przestępstw, zatrzymano np. górnika, który wynosił z kopalni materiały wybuchowe, aby ogłuszać ryby w stawie. Po roku śledztwa przyznano również, że Stanisław Rokicki i jego córka nie mogli zdetonować bomby o godz. 14.30, ponieważ do godz. 14 byli w pracy w kopalni.

27 lutego 1961 r. sprawa została umorzona. Za brak wyników odpowiedziało dwóch zastępców komendanta wojewódzkiego MO. Eugeniusz Morawski został zdegradowany, a Jana Gajka odesłano na emeryturę.

Jednoosobowa konspiracja

27-letni Stanisław Jaros od ośmiu lat prowadził swoją prywatną wojnę z komuną. Nie mógł wybaczyć milicji brutalnego przesłuchania i aresztowania, dokonanego, gdy miał zaledwie 18 lat. Wysadził koparkę, stację transformatorową, słup wysokiego napięcia, a nawet stację benzynową. Nigdy nie dał się złapać. W okolicy ludzie wiedzieli, że ktoś dokonuje sabotażu, ale świat nigdy nie słyszał o jego akcjach. Nie przyniosły żadnego efektu.

Stanisław Jaros

Co jakiś czas imał się różnych zajęć, ale nie szukał stałej pracy. Mieszkał z matką, w latach 50. nawet w tak młodym wieku zaczynał uchodzić za starego kawalera. Formalnie nie miał wykształcenia w zawodzie, ale świetnie radził sobie z instalacjami elektrycznymi – potrafił je naprawiać i budować od podstaw. Sam nauczył się wszystkiego. Słynął z tego wśród znajomych.

Miał sporo oszczędności. Twierdził, że znalazł dolary i złote ruble, które odsprzedał za duże pieniądze.

Gdy dowiedział się, że przez jego miejscowość przejedzie sam Nikita Chruszczow – trzymający pod butem pół Europy – postanowił działać. Chciał, aby tym razem o jego akcji usłyszał cały świat.

Artykuł został opublikowany w 6/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.