Tym razem są to Ateny okresu klasycznego w pełnym rozkwicie połowy V w. p.n.e., mistrzowsko opisane przez kolejnego anglosaskiego historyka. Przywykliśmy do idealizowanego obrazu tego miasta, pełnego wspaniałych marmurowych rzeźb Fidiasza i Polikleta, imponujących kolumnad i kształtnych amfor, gdzie Sokrates i Platon przechadzają się po Agorze pod rękę z Sofoklesem i Eurypidesem, a spogląda na nich życzliwie sam Perykles. Nie zacierajmy tego obrazu.
Greccy filozofowie stworzyli fundament dla rozwoju nauki, rzeźbiarze osiągnęli niezrównany do dziś kunszt, a dzieła dramatopisarzy stanowią punkt odniesienia dla zachodniej literatury. Politycy powinni uczyć się od Peryklesa spojrzenia dalekosiężnego i poczucia służby publicznej w działaniach dla dobra współobywateli. A jednocześnie przejdźmy razem z prof. Garlandem śmierdzącymi uliczkami Aten, których nikt nie czyści z odchodów, spójrzmy na znanego stratega Alkibiadesa, który publicznie ciągnie za włosy żonę za to tylko, że miała dość domowych upokorzeń, które z pokorą ma znosić każda ateńska żona, unikajmy nocnych spacerów po nieoświetlonym mieście, bo nikt nie obroni nas przed napadem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.