Prawdziwi ninja

Wojownik ninja na grafice Toyokuni Utagawy z 1853 r.
Wojownik ninja na grafice Toyokuni Utagawy z 1853 r. Źródło: Library of Congress
Dodano: 
Japońscy płatni zabójcy nie mieli sobie równych. Ich współczesny wizerunek, to jednak mit.

Kiedy mówimy „ninja”, na myśl przychodzi nam obraz zamaskowanego, odzianego od stóp do głowy w czerń mężczyzny, który skrada się w cieniu, by jednym precyzyjnym ciosem pozbawić życia jakiegoś możnego dajmio bądź samuraja. W rzeczywistości czarny kostium japońskich skrytobójców, który tak bardzo upodobały sobie media, jest mitem i prawdziwi shinobi raczej go nie nosili, preferując łatwiejsze do uzyskania z naturalnych barwników kolory.

Skąd zatem wziął się popularny wizerunek ninja? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – jednym z tradycyjnych rodzajów teatru japońskiego jest teatr lalek, zwany bunraku. Występujący w nim animatorzy kukiełek odziani są w zasłaniające całe ciało czarne kostiumy symbolizujące ich umowną niewidzialność.

Skoro zaś znamy już pochodzenie popularnego wizerunku skrytobójcy, zastanówmy się, jak wyglądał prawdziwy ninja? Dobrze wyszkolony shinobi wyglądał tak, jakby nie był shinobi. Ruszający na akcje ninja odziewali się zatem w szaty, które pozwalały im rozpłynąć się w tłumie i wtopić w otoczenie. Popularnym strojem była np. suknia mnicha buddyjskiego. W wędrownym zakonniku nikt bowiem raczej nie dostrzegał niebezpieczeństwa, a i przynależność do stanu mnisiego dawała świetne alibi wyjaśniające pojawienie się w okolicy – pytany przez miejscowych, po co tu przybył, shinobi zawsze mógł stwierdzić, że odbywa pielgrzymkę i wędruje ku jednej ze sławnych buddyjskich świątyń.

Wedle opowieści o śmierci Uesugi Kenshina, Oda wynajął dość niezwykłego shinobi, który zgładził jego wroga w bardzo dziwnych okolicznościach. Skrytobójcą miał być mianowicie karzeł, który ukrył się w ustępie zamku Uesugi. Gdy Kenshin przyszedł do toalety i kucnął nad kryjówką zamachowca, by się wypróżnić, ten wbił mu włócznię w odbyt, a następnie – by uniknąć wykrycia przez zaalarmowanych krzykami pracodawcy ochroniarzy zabitego – skrył się głęboko w szambie, tak że nad powierzchnię wystawała jedynie słomka, przez którą oddychał. Gdy gwardziści Kenshina opuścili w końcu ustęp, unosząc ze sobą ciało swego pana, karłowaty shinobi, ociekając fekaliami, wynurzył się ze swej kryjówki i ruszył, by zameldować Nobunadze o wykonaniu zadania. Historia ta jest nadzwyczaj barwna, lecz najprawdopodobniej całkowicie zmyślona.

Łukasz Czarnecki

Cały artykuł dostępny jest w 10/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.