Mistrzowie zakonu inflanckiego z reguły unikali dłuższych pobytów w Rydze, uważając sąsiedztwo arcybiskupa i kłótliwych mieszczan za wyjątkowo niewskazane. Wprawdzie zakonni dostojnicy często musieli przebywać na tamtejszym zamku, ale na swoją stałą siedzibę wybrali miasto Wenden nad rzeką Gaują. Obecnie nosi łotewską nazwę Cēsis, a do polskiej historii przeszło pod bardziej swojskim mianem Kieś.
W 1209 r. zakonnicy wznieśli kamienny zamek, który już rok później odparł oblężenie wojowniczych Estów. Z czasem twierdza stała się jedną z najważniejszych na Inflantach, a przy okazji rozwijało się również miasto położone na uczęszczanym szlaku handlowym. Karawany kupieckie zmierzały z Rygi do Dorpatu, co w rzeczywistości oznaczało połączenie handlowe pomiędzy Europą Zachodnią a Rusią. Oczywiście zakonnicy nadzorowali ten cały proceder, co przynosiło im poważne dochody.
Obecnie miasto liczy nieco ponad 18 tys. mieszkańców. Zachwyca jego położenie, Kieś znajduje się bowiem na terenie Parku Narodowego Gauja, a rzeka przepływa pomiędzy wysokimi wzgórzami przypominającymi miejscami klify. Znajdują się tutaj również liczne jaskinie, dzięki czemu park wygląda chwilami jak skrzyżowanie okolic Ojcowa z puszczą Białowieską. Samo miasteczko natomiast wyrasta nagle, gdyż niespodziewanie przed szybą samochodu pojawiają się drewniane domy tak charakterystyczne dla Łotwy. Chociaż już z daleka widziałem ruiny zamku, to nie mogłem sobie odmówić kontaktu z sielankowym miasteczkiem. Było wczesne, letnie popołudnie, panował leniwy spokój, a co najważniejsze, nie było tłumów turystów. W zamian niemal wszędzie stały malarskie sztalugi, na których miejscowi plastycy szkicowali coś zajadle, a obok wisiały ukończone już prace. Jak zwykle w takich miejscach były to widoki miasta i okolicy, chociaż nie brakowało też portretów. Inna sprawa, że liczba malarzy była tak znaczna, iż zrozumiałem, dlaczego miasto bywa określane jako plastyczna stolica kraju. A przy okazji również muzyczna, gdyż u podnóża zamku zawsze odbywają się inauguracja i zakończenie sezonu operowego, a do tego jeszcze wiele koncertów.
Kieś bywa też nazywana najbardziej łotewskim z miast. W czasach sowieckich nie było tutaj praktycznie osadnictwa ludności rosyjskojęzycznej, a ci, którzy do dzisiaj przyznają się do tej narodowości (ok. 11 proc. mieszkańców), na ogół są potomkami osób, które przybyły tutaj jeszcze za czasów imperium Romanowów. Jeszcze ważniejszym powodem przywiązania Łotyszy do miasta jest to, że to właśnie stąd mają pochodzić barwy narodowe kraju: czerwono-biało-czerwone. Podobno jest to pamiątka po bohaterskim królu (raczej naczelniku plemiennym) Liwów czy Łatgalów, który zaciekle bronił się przed kawalerami mieczowymi.
Ranny wykrwawił się na białe płótno, a jego poddani mieli ponieść dalej tę zaimprowizowaną chorągiew, która z czasem stała się flagą narodową. Ile jest w tym prawdy, nie wiadomo, ale Łotysze są bardzo przywiązani do swoich barw i chętnie je eksponują.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.