Holendrzy wydają się dziś narodem bardzo statecznym. Kojarzą się jako zapobiegliwi kupcy i ostrożni biznesmeni. Inaczej było między wiekami XVI a XVII, kiedy przed holenderską flotą drżały wszystkie europejskie potęgi, szczególnie zaś Anglia. Ta ostatnia, aby stworzyć swą morską hegemonię, musiała osłabić Zjednoczone Prowincje Niderlandów, a potem wypchnąć je z grona czołowych potęg kolonialnych.
Zanim jednak do tego doszło, Holendrzy zdążyli zbudować swoje ogromne imperium zamorskie. Nie stworzyliby go bez wielu błyskotliwych dowódców. Najwybitniejszym z nich był bez wątpienia Michiel de Ruyter (Michiel Adriaennszoon de Ruyter). Marynarze go uwielbiali i darzyli nadzwyczajną estymą. Nie bez powodu de Ruyter doczekał się przydomka Dziadek. To przywiązanie do admirała dostrzec można także dzisiaj. Każdy, kto odwiedzi najbardziej imponującą świątynię protestancką Amsterdamu, Nieuwe Kerk, będzie zdumiony przepychem i kunsztem artystycznym, z jakim wykonano grobowiec wielkiego admirała. Znajduje się on w centralnej części świątyni zamiast ołtarza. Już samo to świadczy, jak wielki był podziw i uznanie XVII-wiecznych Holendrów dla ich największego dowódcy floty. We wszystkich plebiscytach na najwybitniejszych synów narodu niderlandzkiego de Ruyter zajmuje wysokie pozycje. Całkiem niedawno zaś, bo w 2015 r., Holandia nakręciła (nakładem ogromnych środków) filmowy epos „Admirał” ukazujący geniusz tego morskiego stratega. Holenderscy historycy wskazują, że Holandia nie przetrwałaby XVII w. jako niepodległe państwo bez geniuszu de Ruytera.
Chłopak z nizin
Michiel de Ruyter urodził się 24 marca 1607 r. we Vlissingen w Zelandii, południowej prowincji Holandii. Był czwartym z 13 dzieci niezamożnego piwowara. Ojciec chciał, aby Michiel został praktykantem w firmie wytwarzającej liny okrętowe, ale młody chłopak zawsze marzył o karierze marynarza. W końcu ojciec uznał, że nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę, i zgodził się, aby chłopak trafił na pokład statku kupieckiej kompanii rodziny Lampsins. Na krótko, z woli wuja, został włączony do armii ks. Maurycego Orańskiego, który walczył z Hiszpanami, nietracącymi nadziei na podporządkowanie Zjednoczonych Prowincji. Wojowanie na lądzie nie odpowiadało jednak młodemu Michielowi i przy pierwszej nadarzającej się okazji powrócił do marynarki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.