Tomasz Zbigniew Zapert: Do tragicznej śmierci bohatera pani książki przyczynił się… Feliks Dzierżyński?
Małgorzata Winkler-Pogoda: O Emilu Barchańskim najczęściej pisze się: „najmłodsza ofiara stanu wojennego”, ale czasem także „ostatnia ofiara krwawego Feliksa”. Na początku stanu wojennego wraz z kolegami, Stefanem Antosiewiczem i Arturem Nieszczerzewiczem, Barchański założył organizację o nazwie Konfederacja Młodzieży Polskiej „Piłsudczycy”. Przyłączyło się do nich kilku rówieśników, znali tylko swoje pseudonimy. Zachowywali zasady konspiracji, zostawiali sobie wiadomości np. w skrytce nawy katedry św. Jana czy pod ławką w kościele św. Anny.
Sposobem działania „Piłsudczyków” stał się mały sabotaż – akcje wzorowane na Szarych Szeregach, choćby rozrzucanie ulotek. Chcieli działać i aktywnie zaprotestować przeciwko stanowi wojennemu. Przeciwko zniewoleniu Polski, której widocznym symbolem był pomnik bolszewickiego zbrodniarza, czekisty Dzierżyńskiego, stojący w śródmieściu Warszawy, na placu jego imienia, wcześniej i obecnie Bankowym. Postument postawiono w czasach stalinowskich – kłuł w oczy. Na początku lutego 1982 r. powstał plan akcji „Cokół”. Przygotowywali się do niej starannie, ćwiczyli rzuty, podzielili zadania, określili trasy odwrotu.
10 lutego, w środę, w drugim miesiącu stanu wojennego, ok. godz. 16.30, niemal pod samą Komendą Stołeczną MO i biurami Służby Bezpieczeństwa, które mieściły się w pałacu Mostowskich, obrzucili cokół słoikami z farbą drukarską, białą i czerwoną (dostarczył ją Emil), a figurę butelkami z benzyną. Artur, który kierował akcją, rzucił koktajl Mołotowa. Pomnik zapłonął, to była naprawdę widowiskowa, efektowna, brawurowa operacja, budząca podziw, szokująca. Dla SB – bezczelna i prowokacyjna.
Emil z powodu astmy unikał biegania i rzucania, stał w wyznaczonym miejscu na czujce. Po akcji uciekli, ale na placu były patrole milicji. Podczas ucieczki Artur cisnął jeszcze dwa koktajle Mołotowa, żeby utrudnić pościg. Jeden z chłopców, Marek Marciniak, został złapany. Bity podczas śledztwa, nikogo nie wydał, bo znał tylko pseudonimy kolegów. Od tej chwili SB podwoiła wysiłki, by odnaleźć sprawców „profanacji pomnika”, jak pisano w aktach sądowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.