Rafał Watrowski w szkicu „»Pytającemu o godzinę powiedzieć prawdę i zapłakać z nim«. Tadeusz Śliwiak i jego poezja”, stanowiącym wstęp do wydanego w 2002 r. przez oficynę Zysk i S-ka obszernego wyboru utworów autora hymnu „Piwnicy pod Baranami”, którym była „Ta nasza młodość”, stwierdził, że wiersze zmarłego w 1994 r. poety trafiły do czyśćca. A gdzie się znajdują dzisiaj i kto jeszcze pamięta Tadeusza Śliwiaka?
Wydał, jak ktoś się doliczył, 32 tomy poezji. Recenzowano je, omawiano – na ogół przychylnie, odbył setki spotkań autorskich, które stawały się lokalnymi wydarzeniami, bywał nagradzany, honorowany, liczono się z jego sądami, kierował przecież – po Wisławie Szymborskiej – działem poetyckim „Życia Literackiego”. Publikował poczytne książki dla dzieci, dokonywał tłumaczeń, pisał popularne piosenki. Wypada zgodzić się z Tadeuszem Nyczkiem, który na pytanie, które postawił, a mianowicie, jakim poetą był Śliwiak, odpowiedział, że był on absolutnie profesjonalny: „Nieco młodszy od Różewicza i Herberta podzielał z nimi wszystkie zalety ich talentu – oprócz tej szczypty tajemnicy, która decyduje o wielkości. Może pisał za dużo i zbyt łatwo mu szło, nie wiem. Ale pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobił swego czasu, w 1965 r., »Poemat o miejskiej rzeźni«, dzięki któremu poeta dotąd zaledwie interesujący przeskoczył nagle do kategorii pierwszorzędności. Choć wielkość kolejnych zbiorów trzymała równy, wysoki poziom, poza »Poematem…« nie udało mu się jednak nigdy napisać tych kilku przynajmniej wierszy, które przeszłyby do historii kultury jako znaki firmowe i autora, i czasu, w jakim powstały”.
Ten związany z Krakowem poeta – pisał Watrowski – „wzbogaciwszy literaturę polską o kilkadziesiąt książek poetyckich – zamilkł na początku lat dziewięćdziesiątych i został prawie natychmiast zapomniany. Odszedł do wieczności samotnie, szlakiem Alzheimera, urywającym się nagle pod kołami tramwaju”.
Był wczesny ranek 3 grudnia 1994 r. Sześćdziesięciosześcioletni Tadeusz Śliwiak wyszedł z domu w szlafroku, z papierosem, przeszedł kilkaset metrów i zderzył się z nocnym tramwajem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.