Marek Nowakowski (1935-2014) zawsze pisał dla tutejszego czytelnika, dla swojaka. W okresie pomarcowym zdarzało mu się publikować w Paryżu u Jerzego Giedroycia, ale to dopiero w latach stanu wojennego stał się częstym autorem Instytutu Literackiego. I podpisywał się już swoim nazwiskiem, a nie, jak wcześniej, pseudonimem – Seweryn Kwarc. A postępował tak nie dlatego, że brakowało mu odwagi – tej nie zbywało mu nigdy, ale przede wszystkim zależało mu na tym, by oficjalnie drukować swoje książki. Nawet zakładając konieczność męczącej gry z cenzurą. W efekcie jego przygotowywane do druku w Paryżu zapiski marcowe spoczęły w archiwum, w miesięczniku „Kultura” ukazało się jedynie kilka opowiadań, a cała książka – pod tytułem „Syjoniści do Syjamu” – ujrzała światło dzienne dopiero w 2009 roku.
Esbecja nękała pisarza permanentnie, począwszy od końca roku 1961. Represje zintensyfikowano trzynaście lat później, po podpisaniu przez Nowakowskiego kilku protestów w sprawach publicznych, m.in. przeciw surowym wyrokom zapadłym w procesie organizacji Ruch, w sprawie sytuacji Polonii w Związku Sowieckim czy w obronie dyskryminowanych kolegów-literatów. Wreszcie w listopadzie 1974 r. III Departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podjął wobec niego operacyjne rozpracowanie o kryptonimie „Nowy”, rozszerzając inwigilację po wydarzeniach Czerwca 1976 roku i powstaniu drugiego obiegu wydawniczego.
„W drugiej połowie lat siedemdziesiątych – stwierdza Krzysztof Kosiński w książce »Wiwisekcja powszedniości« – został on właściwie osaczony. (…) w jego mieszkaniu SB zainstalowała podsłuch pokojowy (…) Już wcześniej założono podsłuch telefoniczny. Biuro »W« prowadziło systematyczną perlustrację korespondencji. Wywiadowcy SB obserwowali Nowakowskiego w miejscach publicznych, m.in. w knajpach. Notowali lub nagrywali jego wypowiedzi podczas wieczorów autorskich. Równocześnie pisarza otoczyło kilkunastu agentów. Chyba jeszcze ważniejszą rolę odegrali tzw. konsultanci przeważnie zakorzenieni w środowisku literackim”.
Czytaj też:
Esbecy zabili 16-latka, bo ujawnił wstrząsającą prawdę
Ale też usiłowano pisarza w pewien sposób zmiękczyć. I tak Andrzej Wasilewski, dyrektor Państwowego Instytutu Wydawniczego, późniejszy sekretarz KC PZPR, przedstawił mu ofertę wydania w PIW-ie nowego, bardzo znaczącego w dorobku pisarza tomu „Książę Nocy” w zamian za rezygnację z udziału w publikowaniu podziemnego „Zapisu”. Nowakowski przystał na to, a umożliwiono mu także druk w pismach krajowych, nowe umowy wydawnicze, dostał też paszport na jednorazowy wyjazd do RFN, na wieczór autorski. Równoległe nie słabło zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa coraz bardziej znanym, cenionym i szanowanym prozaikiem, którego działalność w sferze publicznej pozostawała niezmienna.
Po Sierpniu ’80 Marek Nowakowski przyczynił się m.in. do powołania Uniwersytetu Otwartego, a jako członek Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich współpracował ze strukturami związkowymi „Solidarności”. Z „Kadencji” Jana Józefa Szczepańskiego wynika, że spośród kierownictwa ZLP to on odnosił się najbardziej krytycznie do lansowanego przez władze, tzw. porozumienia narodowego, które – jego zdaniem – było propagandową maskaradą i niczym więcej.
13 grudnia 1981 roku zabrany został z domu na przesłuchanie do MSW na ulicę Rakowiecką, gdzie go jednak nie zatrzymano. Fakt, że nie został internowany, komentowano wówczas jako niespodziankę. Krzysztof Kosiński sugeruje, że być może uznano, że „uda się Nowakowskiego znęcić obietnicą druku w wysokim nakładzie, a pisarz, nawet jeśli nie poprze władzy, czego wszak nie oczekiwano, to przynajmniej ograniczy się w jej krytyce, wybierze neutralność”. Nic takiego nie nastąpiło.
Niemal od razu pisać zaczął Nowakowski opowiadania, które znaleźć się miały w „Raporcie o stanie wojennym”, powszechnie uznanym za najbardziej rzetelne świadectwo tego okresu dziejów Polski. A swój pierwodruk znalazły te teksty już w marcu 1982 r. w podziemnym „Tygodniku Mazowsze” i w „Wezwaniu”.
W ciągu następnych dwóch lat wielokrotnie drukowały je inne drugoobiegowe tytuły, a już jako „Raport o stanie wojennym” wyszły nakładem m.in. Niezależnej Oficyny Wydawniczej „Nowa”, Biblioteki Wolnej Myśli, Biblioteki Obserwatora Wojennego. Pewna część utworów z „Raportu…: opublikowana została w 1982 roku wspólnie z opowiadaniami z tego okresu Kazimierza Orłosia jako „Opowiadania wojenne”. Wreszcie dla porządku dodajmy, że dziewięć opowiadań z „Raportu…” znalazło si ę w tym samym roku w kwietniowym numerze paryskiej „Kultury”, podpisane przez autora nazwiskiem i pod tytułem „Zapiski na gorąco”.
„Raport o stanie wojennym” przeważył szalę. Esbecy doszli do wniosku, że popełnili ciężki błąd, nie internując pisarza, postanowiono więc naprawić go, wytaczając Nowakowskiemu proces polityczny. Nie doszło w końcu do niego, ale już sam fakt podjętych przygotowań do tej sprawy, znamionował wydarzenie pod pewnymi względami wręcz niesłychane. Oto bowiem sądzony miał być literat, człowiek pióra nie za co innego, a za wykonywanie swojego zawodu, wprost za to, co pisał.
Służba Bezpieczeństwa dokonywała przeszukiwań w mieszkaniu Marka Nowakowskiego i jego żony Joli (znanej adwokat, obrońcy m.in. Adama Michnika) przy ulicy Długiej, a kolejne raporty pisane dla pułkownika Krzysztofa Majchrowskiego, w MSW mającego literatów pod swoją „opieką” dostarczał występujący w roli konsultanta skrytego pod kryptonimem „Olcha” Wacław Sadkowski. W maju 1983 roku w analizie drugiego tomu „Raportu o stanie wojennym” stwierdził, że jest to „platforma radykalnie korowska, zorientowana na rozpalenie nienawiści i wzbudzenie dążeń do zmian układu sił politycznych w kraju i w skali globu, platforma awanturniczo antyradziecka i zjadliwie antysocjalistyczna”.