Miejscowość Majdan Kozic Górnych, zabudowania należące do rolnika Jana Becia. Jest godz. 15.45, gospodarstwo otacza specjalna, kilkudziesięcioosobowa grupa operacyjna funkcjonariuszy SB i ZOMO. Są uzbrojeni w broń automatyczną. Idą bardzo ostrożnie w stronę domu. Gdy są już blisko, ze środka wychodzi postawny mężczyzna z teczką. Esbecy krzyczą, aby się zatrzymał i podniósł ręce do góry. Ten w odpowiedzi wyszarpuje pistolet i otwiera ogień.
Wywiązuje się strzelanina. Choć napastnicy mają olbrzymią przewagę liczebną, mężczyzna pod osłoną zabudowań przebiega kilkaset metrów. Cały czas naciska na spust. Widać, że nie zamierza dostać się w ręce komunistów żywcem. W jego stronę sypie się grad kul. Wreszcie jedna z serii okazuje się celna. Mężczyzna pada na ziemię. Po dwóch minutach umiera. Jest 21 października 1963 r. Zabity to Józef Franczak ps. Laluś. Ostatni Żołnierz Wyklęty.
Tego dnia – 18 lat po zakończeniu II wojny światowej i 19 lat po rozpoczęciu sowieckiej okupacji – dobiegła końca epopeja. Jedna z najpiękniejszych, a zarazem najbardziej tragicznych epopei w historii Polski. Epopeja, która napawa zarazem dumą z bohaterstwa, jak i gorzkim żalem z powodu męczeńskiej śmierci najlepszych synów Polski. Makabrycznym symbolem tej walki niech będzie fakt, że esbecy w akcie zemsty sprofanowali ciało Józefa Franczaka. Rodzinie zostało przekazane bez głowy.
Sowieckie „wyzwolenie”
Rok 1945 był dla mieszkańców Europy Zachodniej rokiem zwycięstwa. Adolf Hitler strzelił sobie w głowę, III Rzesza obróciła się w gruzy, II wojna światowa dobiegła końca. A wraz z nią straszliwa okupacja niemiecka. Zniknęły gestapo, SS, SD i inne sadystyczne organizacje spod znaku swastyki. Upojeni wolnością ludzie wyszli świętować na ulice, strzeliły korki od szampana.
Euforia była tak wielka, że nie dostrzegano – a być może nie chciano dostrzec – iż dla wschodniej części kontynentu ten sam rok 1945 był rokiem klęski. Po sześciu latach wojny, która Europę Wschodnią dotknęła dużo bardziej niż Zachodnią, jedna okupacja została zamieniona na drugą. Zniknęło gestapo, ale pojawiło się NKWD. Zniknęło SS, ale pojawiła się Armia Czerwona, zniknęło SD, ale pojawił się Smiersz. Hitlera zastąpił Stalin.
Czytaj też:
Jak Sowieci w Polsce referendum sfałszowali
W Polsce nowy okupant z marszu przystąpił do brutalnej pacyfikacji. Przy całkowitej obojętności zachodnich „sojuszników” Polacy zostali wzięci w żelazne sowieckie kleszcze. Znowu, jak w 1940 r. w Katyniu, polskim oficerom strzelano w tył głowy. Znowu na wschód pojechały wagony bydlęce wypełnione polskimi patriotami. Bezwzględne represje spadły na Kościół i resztki ziemiaństwa. Dławiono wszelkie przejawy wolnej myśli.
Na potrzeby nowego okupanta zaadaptowano obozy w Auschwitz i w Majdanku. Na zamku w Lublinie wykonywano wyroki śmierci na żołnierzach Armii Krajowej. W rejonie Augustowa bolszewicy przeprowadzili wielką obławę, w wyniku której zamordowanych zostało co najmniej 600 osób.
Jednocześnie komuniści zlikwidowali ostatnie pozory pluralizmu. W 1947 r. sfałszowali wybory i zmusili do ucieczki próbującego się z nimi porozumieć Stanisława Mikołajczyka. Kierowane przez niego PSL zostało rozbite. Wcześniej aresztowani i uprowadzeni do Moskwy zostali przywódcy Polski Podziemnej. Połowa Rzeczypospolitej – ze Lwowem i z Wilnem na czele – została oderwana od macierzy i włączona do Związku Sowieckiego.
„Przez pięć lat okupacji niemieckiej nie zginęło tylu Polaków, ilu zginęło przez pięć miesięcy »demokratycznej niepodległości«” – pisał Zdzisław Broński ps. Uskok. Na terenie Polski znajdowało się pół miliona sowieckich żołnierzy, polscy komuniści – dzięki pomocy NKWD – szybko zbudowali własny, potężny aparat terroru. Podobnie jak w Związku Sowieckim na wierzch wypłynęły męty, zaczęło mnożyć się donosicielstwo. Społeczeństwo zostało poddane permanentnej inwigilacji.
Wydawało się, że w tej sytuacji wszelki opór jest po prostu niemożliwy. Że Polakom nie pozostaje nic innego, jak porzucenie nadziei i powolne gnicie w komunistycznym bagnie. Wówczas jednak na arenę wkroczyli Wyklęci. Polska zerwała się do boju i rozpoczęło się wielkie, ogólnonarodowe powstanie. Przez struktury organizacji niepodległościowych walczących z komuną w latach 1944–1963 mogło przewinąć się nawet pół miliona ludzi. Było to więc zjawisko o skali olbrzymiej. Symbol oporu Polaków wobec nowego zniewolenia.
Strach komunistów
Pierwsze zręby konspiracji antykomunistycznej powstały jeszcze w 1944 r. Najpierw pod szyldem organizacji Niepodległość (kryptonim Nie), która przeistoczyła się w Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj, a wreszcie, we wrześniu 1945 r., w Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). Równolegle działały potężne struktury Narodowego Zjednoczenia Wojskowego oraz dziesiątki mniejszych, lokalnych organizacji i oddziałów.
Od Poznania do Wilna, od Gdyni do Krakowa cała Polska zapłonęła. Lasy zapełniły się młodymi ludźmi, którzy w imię umiłowania wolności i niezgody na zniewolenie rzucili wyzwanie największemu mocarstwu ówczesnej Europy. Rzucili wyzwanie totalitarnemu molochowi. Jedni z nich wierzyli, że lada moment wybuchnie III wojna światowa między Ameryką a Sowietami. Inni woleli zginąć z bronią w ręku, niż zostać zakatowanymi na śmierć w ubeckich kazamatach.
Komuniści, którzy spodziewali się, że mając po swojej stronie sowieckie bagnety, bez większego oporu ujarzmią Polskę i z łatwością narzucą jej swój zbrodniczy totalitarny system, poczuli strach. Żołnierze podziemia niepodległościowego niszczyli komitety partyjne i posterunki UB, rozbijali więzienia. Atakowali konwoje i wykonywali wyroki śmierci na najbardziej gorliwych katach narodu polskiego i szpiclach. Całe regiony Polski znalazły się pod kontrolą leśnych oddziałów.