Śmigus-Dyngus to dość „tajemniczy” dzień, co do genezy którego nie ma wciąż całkowitej pewności. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że „śmigus” i „dyngus” były to jednak dwa różne zwyczaje, które dopiero z czasem niejako zlały się w jedno. Przyjrzyjmy się etymologii tych słów i zastanówmy się, co z dawnych zwyczajów pozostało do dziś.
Śmigus
Słowo „śmigus” pochodzi być może z języka niemieckiego od słowa „schmackostern” lub od polskiego wyrazu „śmigać” („smagać”). Słowa te (śmigać, smagać) nie mają jednak do końca jasnego i jednego znaczenia. Chodzi tu bowiem zarówno o smaganie, czyli chłostanie kogoś lub smaganie jako oblewanie wodą (do dziś mówimy np. o smagającym deszczu).
W dawnych wiekach, jeszcze w czasach przedchrześcijańskich, Śmigus był jednym ze zwyczajów praktykowanych podczas obrzędów święta wiosny, które zwano jarymi godami. Chłopcy smagali dziewczęta wierzbowymi witkami po nogach oraz oblewali je wodą. Śmigus był znany na terenie dzisiejszych Węgier (jako Sibala) oraz na Słowiańszczyźnie. Praktykowano go też m.in. w granicach dzisiejszych Czech i Słowacji. Tam znany jest pod różnymi nazwami, np. Pomlázka, Mrskacka, Slehacka, Smerkust.
O tym, że słowo „Śmigus”, a w konsekwencji także sam obrzęd, nie mają do końca jasnego znaczenia, świadczy też duża zbieżność innych, podobnych znaczeniowo wyrazów jak „chlustać” i „chłostać” oraz „zlać”, które oznacza zarówno pobicie kogoś, jak polanie kogoś wodą.
Dyngus
Słowo „Dyngus” ma również ciekawą, choć chyba trochę mniej skomplikowaną, historię. Dyngus pochodzi od dawnego słowa „dyngować”, czyli prosić o podarunki w zamian za uniknięcie oblania wodą. „Dyngus” pochodzi być może także od niemieckiego słowa „dingen”, które oznacza „wykupić się” lub „dünguuss” oznaczającego z kolei „chlust wody”.
W dawnej Polsce „Dyngus” oznaczał też swoiste „kolędowanie”. Młodzi mężczyźni wędrowali po okolicy zaglądając do różnych domów. Wymuszali oni na gospodarzach podarki, a w zamian nie czynili nikomu żadnych psot. W Małopolsce domostwa odwiedzały „maszkary”, czyli chłopcy w strojach ze słomy, dmący w trąbki.
Ze zwyczajem wizyt dyngusowych wiązały się różne zabawne wierszyki, np.:
Przyszliśmy tu po dyngusie
Zaśpiewamy o Jezusie
lub
Przyszedłem tu po dyngusie
leży placek na obrusie
Tata kraje, mama daje
Proszę o malowane jaje
Śmigus-Dyngus
Śmigus i Dyngus były przez wieki odrębnymi zwyczajami. W końcu jednak zlały się w jedno. Niemożliwym stało się określenie, który zwyczaj pojawił się jako pierwszy oraz co tak naprawdę pierwotnie oznaczał. Żyjący na przełomie XIX i XX wieku etnograf i historyk Stanisław Szober w Słowniku Poprawnej Polszczyzny jako pierwszy użył więc zbitki słów, którą znamy do dzisiaj, czyli „Śmigus-Dyngus”.
Inne nazwy Śmigusa-Dyngusa to m.in. lejka, oblewajka, polewanka, oblańce. Na Kaszubach Śmigus-Dyngus zwie się dëgòsem, zaś chłostanie dziewcząt witkami jest określane jako dëgòwanié. Zarówno oblewanie wodą, jak smaganie witkami miało przynieść wszystkim dziewczętom i kobietom pomyślność: zapewnić im piękną cerę i włosy oraz zdrowie i płodność. Porządnie oblana wodą dziewczyna uchodziła za taką, która cieszy się dużym powodzeniem.
Z czasem, wraz z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa, Śmigus-Dyngus zaczęto obchodzić w Poniedziałek Wielkanocny, niejako jako pokłosie słowiańskich jarych godów. Władze kościelne patrzyły przez lata na te pogańskie zwyczaje krytycznie i próbowały walczyć z tymi starymi rytuałami. We wspomnianej we wstępie uchwale diecezji poznańskiej z 1420 roku zakazywano „napastować o jaja i inne podarunki” oraz „do wody ciągnąć”. Swawole takie określono wówczas jako grzech śmiertelny. Pisano: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (...), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”.
Zakazy na nic się jednak zdały. W połowie XVII wieku pisano nawet, że zwyczaj oblewania wodą istniał w Polsce nie tylko w Poniedziałek Wielkanocny, ale przeciągał się aż do Zielonych Świątek.
Niespełna sto lat później historyk Jędrzej Kitowicz pisał natomiast, że „amanci dystyngowani” swoje wybranki oblewali nie zwykłą wodą, lecz wodą różaną, skraplając ich ręce. Kto zaś, jak pisał Kitowicz, „przedkładał swawolę nad dyskrecję (…) oblewał damy wodą chlustając garnkami, szklenicami (…) prosto w twarz lub od nóg do góry”.
Zwyczajów związanych ze Śmigusem-Dyngusem nie udało się wykorzenić. Choć dzisiaj o smaganiu witkami nie ma już raczej mowy, to wiele osób wciąż chętnie, choćby symbolicznie, polewa się wodą.
Czytaj też:
Polska Wielkanoc. Jedyny taki dzień w rokuCzytaj też:
Niech w święto radosne! Historia Sekwencji WielkanocnejCzytaj też:
Nie ma Go tu! 10 niezwykłych obrazów ukazujących Zmartwychwstanie