Z Polski wyjechał na stałe w roku 1874, przerywając naukę w krakowskim gimnazjum. Przyszłość swoją postanowił związać z morzem. Zaczynając jako prosty marynarz, doszedł do stopnia kapitana, pływając na jednostkach najpierw francuskiej, a następnie brytyjskiej marynarki. Odbywał najbardziej egzotyczne rejsy do Azji, Afryki, Ameryki i Australii. Po latach Michał Choromański nazwie go w tytule jednej ze swoich powieści „Słowackim wysp tropikalnych”. On sam w wywiadzie, którego udzielił w 1914 r. dla „Tygodnika Ilustrowanego”, powiedział m.in.: „Angielscy krytycy – wszak istotnie jestem pisarzem angielskim – mówiąc o mnie, zawsze dodają, że jest we mnie coś niezrozumiałego, niepojętego, nieuchwytnego. Wy jedni to nieuchwytne uchwycić możecie, niepojęte pojąć. To jest polskość. Polskość, którą wziąłem do dzieł swoich przez Mickiewicza i Słowackiego”. Ale zaakcentował też: „Dwie rzeczy osobiste napełniają mnie dumą, że ja, Polak, jestem kapitanem angielskiej marynarki i że nieźle potrafię pisać po angielsku”.
Do profesjonalnego pisarstwa zabrał się stosunkowo późno, po tym, jak w 1894 r. zwolnił się z pacy na morzu. Odtąd żył z pióra. Obywatelstwo brytyjskie otrzymał w 1886 r., dopiero trzy lata później tracąc status obywatela Imperium Rosyjskiego, co wcześniej bardzo mu doskwierało.
Nie tylko w świecie, lecz także w Polsce zasłynął najpierw jako marynista. Nie od razu zwrócono uwagę na to, co w jego powieściach i opowiadaniach najważniejsze. A były to pytania o odpowiedzialność w obliczu zagrożeń, o honor, o charakter, o konieczność dokonywania wyborów. Był Conrad moralistą, który nieustannie konfrontował zasady etyczne wzięte wręcz z rycerskiego kodeksu z rzeczywistymi zachowaniami ludzkimi, w takim, a nie innym miejscu i czasie.
Szlachectwo zobowiązuje
Przypisany do literatury anglosaskiej uznaniem cieszy się i w innych krajach, no może z wyjątkami… Wybitny conradysta, Zdzisław Najder (tak, tak, ten sam, zmarły w 2021 r. skazany na śmierć przez PRL-owski sąd, były dyrektor Radia Wolna Europa), w rozmowie, którą w 1997 r. przeprowadziłem z nim dla „Plusa Minusa”, zwrócił uwagę, że na sesje Polskiego Towarzystwa Conradowskiego, któremu przewodniczył, nie przyjeżdżali Niemcy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.