W 1977 roku Republika Federalna Niemiec stanęła na skraju kryzysu, który nikogo nie zostawił obojętnym. Skrajnie lewicowa bojówka Rote Armee Fraktion (RAF) – następczyni grupy Andreasa Baadera i Ulrike Meinhof – uderzyła tamtej jesieni z szokującą sprawnością i bez żadnych skrupułów. Dla rozleniwionego dobrobytem społeczeństwa zachodnioniemieckiego był to szok. Porwanie przemysłowca Hansa Martina Schleyera, udany zamach na prokuratora generalnego Siegfrieda Bubacka, porwanie samolotu Lufthansy zachwiały wizerunkiem kraju „cudu gospodarczego”. A jednak niemiecka demokracja wyszła z tego kryzysu zwycięsko. Ceną była śmierć paru ludzi po jednej i drugiej stronie tego krwawego starcia. „Niemiecka jesień” – jak nazywa się za Odrą te 45 dni terroru – to koszmar, który do dziś ma w pamięci generacja ówczesnych, świadomych politycznie Niemców. W 40. rocznicę porwania Schleyera obecny prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier uroczyście złożył kwiaty w miejscu porwania.
Metoda na dziecięcy wózek
5 września 1977 r. był poniedziałek. Po wakacjach nawet szefowie biznesu musieli zacząć normalny, żmudny tydzień pracy. Wśród nich był Hans Martin Schleyer, szef Bundesvereinigung der Deutschen Arbeitgeberverbände (Stowarzenie Niemieckich Pracodawców). Schleyer miał dość typowy życiorys wojennej generacji, jaka stała na czele wielkiego niemieckiego biznesu lat 70. No, może nieco bardziej brunatny niż ówczesna średnia. Urodzony w 1915 r. w Offenburgu w Badenii, rozpoczął studia na uniwersytecie w Heidelbergu w 1933 r. Miał wtedy już za sobą wychowanie w Hitlerjugend – nie tak wtedy częste, bo jeszcze przez dojściem Führera do władzy.
Nic dziwnego, że już na początku studiów wstąpił do SS, uzyskując rangę Untersturmführera (odpowiednik podporucznika). Schleyer był ceniony raczej jako organizator nazistowskich związków studenckich niż jako pałkarz i w 1937 r. wstąpił do NSDAP. Powołany do wojska w 1939 r., walczył na froncie zachodnim, ale po kontuzji został skierowany do Pragi, gdzie trafił do niemieckiej administracji nadzoru nad czeskim przemysłem pracującym na wojenne potrzeby Rzeszy. W końcu wojny trafił do amerykańskiej niewoli, gdzie udało mu się ukryć swój stopień SS, i stosunkowo szybko został zwolniony. Swoje doświadczenia z wojennych Czech wykorzystał w czasie robienia kariery w Stowarzyszeniu Niemieckich Pracodawców, którego szefem został w 1973 r.
W czasie rewolty 1968 r. młodzi kontestatorzy wyciągnęli na światło dzienne jego aktywny udział w aparacie nazistowskim. Schleyer stał się jednym z najczęściej przywoływanych przykładów brunatnego życiorysu wśród rekinów zachodnioniemieckiego biznesu. Pogróżki pod jego adresem powoduły, że od połowy lat 70. zaczął liczyć się z groźbą zamachu. Przyznana mu została policyjna ochrona. Gdy 30 lipca 1977 r. Frakcji Czerwonej Armii udało się zgładzić w zamachu szefa Dresdner Bank – Jürgena Ponto – ochrona policyjna Hansa Martina Schleyera została dodatkowo wzmocniona.
Władze nie wiedziały, że zamach na Schleyera był zaplanowany już w 1976 r., ale aresztowanie terrorysty Siegfrieda Haaga zniweczyło plany. Zamiar porwania lub zabicia Schleyera przejęła bojówka RAF – Brigitte Mohnhaupt, jej członkini, starannie obserwowała trasy i pory poruszania się po mieście samochodu Schleyera. Sam zamach przygotowało RAF-Kommando „Siegfried Hausner”, które nosiło imię terrorysty zmarłego z przyczyn zdrowotnych w więzieniu w Stammheim w 1975 r.
Feralnego 5 września 1977 r. w Kolonii, w willowej dzielnicy Braunsfeld, mercedes Schleyera i towarzyszący mu drugi mercedes z asystą policyjną wyjeżdżały z Friedrich-Schmidt-Straße, by skręcić w Vincenz-Statz-Straße. Nagle przed maską pojazdu Schleyera pojawiła się kobieta z dziecięcym wózkiem. Heinz Marcisz, kierowca Schleyera, instynktownie zahamował. Zrobił to tak nagle, że policyjny wóz jadący za nim nie był w stanie wyhamować i uderzył ze sporą siłą w tył wozu Schleyera. Wtedy dopiero okazało się, że jest to pułapka terrorystów, którzy wykorzystali szok wywołany stłuczką i otworzyli ogień.
Na ulicę wypadło czworo (według innych zeznań pięcioro) terrorystów, którzy z bliskiej odległości zabili kierowcę mercedesa i towarzyszącego Schleyerowi na tylnym siedzeniu oficera policji Rolanda Pielera. W tym samym czasie drugi zespół bojówkarzy zabił policjantów z drugiego wozu – kierowcę Reinholda Brändlego i oficera policji Helmuta Ulmera. W ciałach Brändlego i Pielera znaleziono potem ponad 20 kul, co pokazuje siłę ognia.
Schleyer został oszczędzony, gdyż miał być wymieniony na czołówkę bojowców RAF przetrzymywanych w superstrzeżonym więzieniu w Stammheim. Porwany przemysłowiec został błyskawicznie przerzucony do przygotowanej zawczasu furgonetki i wywieziony do miasteczka Erftstadt koło Kolonii. Tutaj w ustronnym mieszkaniu był przetrzymywany przez kolejne tygodnie. 8 października terroryści wysłali do mediów zdjęcia i nagrania Schleyera, w których zwraca się do władz o zgodę na zwolnienie terrorystów. Porywacze nie ukrywali, że w razie niespełnienia ich żądań zabiją przemysłowca. Swoje żądanie uwiarygodnili w dobitny sposób. Dzień przed wysłaniem taśm do mediów, 7 października, w udanym zamachu RAF zamordowała prokuratora generalnego RFN Siegfrieda Bubacka.
Szok i niedowierzanie
Zachodnie Niemcy były przerażone. Chociaż zamachy lewicowych bojówek zdarzały się od początku lat 70., tym razem skuteczność terrorystów była zdumiewająca, a fala zamachów uderzyła w osoby ze szczytów władzy i biznesu. Poszukiwania miejsca uwięzienia Schleyera nic nie dały. Coraz bardziej zmaltretowana twarz „burżuja” na zdjęciach z kolejnymi informacjami o liczbie dni w niewoli stanowiła manifest pewności siebie lewaków. Nad głową Schleyera wymalowane było złowróżbne godło RAF – czerwona gwiazda z pistoletem maszynowym Heckler und Koch, ulubioną bronią bojówkarzy.