„Krucjata dziecięca” po polsku. Uniwersalna opowieść o tragedii dzieci
  • Leszek LubickiAutor:Leszek Lubicki

„Krucjata dziecięca” po polsku. Uniwersalna opowieść o tragedii dzieci

Dodano: 
Fragment obrazu Witolda Wojtkiewicza
Fragment obrazu Witolda Wojtkiewicza Źródło: Fot: Archiwum autora
Dzieło to opowiada o tragicznym losie wielu tysięcy dzieci w wieku ok. 12 lat, które w 1212 roku ruszyły w wędrówkę z Europy do Ziemi Świętej, „wiedzeni ślepą i niepojętą wiarą”. Czyn uważany za szalony, niemożliwy do zrealizowania w kategoriach racjonalnych, zakończył się tragicznie. W obrazie Witolda Wojtkiewicza nietrudno dopatrzeć się też cierpień, które spadły w XX wieku na polskie dzieci.

Malarz ten był niejako przeciwieństwem współczesnej mu cyganerii artystycznej, którą najbardziej utożsamiamy z ich przesławnymi pelerynami i w sumie mało wytwornym ubiorem. On zawsze nosił się pierwszorzędnie odziany, szczególnie dbając o buty, na których nie mógł mieć nawet pyłku. Żartowano, że zamiast chusteczki nosi w kieszeni flanelkę do czyszczenia obuwia.

Czy jednak to charakteryzuje go jako malarza. Zdecydowanie nie. Podobnie było z tym co tworzył przez swoje krótkie, bo tylko trzydziestoletnie życie. Pomimo, że był uczniem m.in. Leona Wyczółkowskiego, to jednak nic od tego wybitnego malarza nie przejął, unikał nawet jego korekty. Gdy udał się do petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych, to wytrzymał tam tylko... osiem dni. Tak naprawdę był samoukiem. „Oryginalna samodzielność jest główną cechą jego talentu. Szedł on własną ścieżką przez cały czas krótkotrwałej kariery”zauważył krytyk tamtych czasów, Henryk Piątkowski.

Artysta postrzegany był przez otoczenie jako ekscentryczny marzyciel - fantasta oraz osoba, która kocha tylko siebie. Jednak przede wszystkim był człowiekiem kochającym malarstwo, który „nigdy nie przymykał ślepiów na brzydotę”, wrażliwym i niezwykle uczciwym, uczynnym, dobrym i szczerym. W 1905 roku, a więc w czasie powstania „Krucjaty dziecięcej” wraz z innymi czterema malarzami, z których najstarszy miał 26 lat, a najmłodszy 22 lata, organizują tak zwaną „Grupę pięciu”. Ich poglądy na sztukę są jak na tamte czasy na wskroś awangardowe. Uważali oni - jak to ujął Bogusław Czajkowski - że „bohaterem nowego malarstwa musi być człowiek, jego życie, dole i niedole, jego bóle i radości, a nawet to wszystko czego nie można pojąć na drodze poznania intelektualnego”.

Czytaj też:
Zaginiony grunwaldzki gigant

I tak też jest z wieloma dziełami Witolda Wojtkiewicza, których treść jest bardzo trudno nawet najwybitniejszym znawcom sztuki opisać. Wydaje się, jak słusznie zauważył krytyk i malarz Ignacy Witz, że „treść u Wojtkiewicza, jakkolwiek często niejasna, metaforyczna, jest jednak bardzo ważna, stanowi bowiem dla naszej wyobraźni coś w rodzaju zachęty do zagłębienia się w malarskie dzieło; do przebijania się przez różne pokłady tej sztuki, do szukania w niej czegoś, co nas przejmuje i w końcu - zachwyca”. I tak dokładnie jest, jak myślę, z kompozycją „Krucjata dziecięca”. Wiemy natomiast skąd artysta zaczerpnął inspirację do stworzenia swojego dzieła. W 1901 roku Zenon Przesmycki „Miriam” drukuje w elitarnym, artystycznym czasopiśmie „Chimera”, we własnym przekładzie, utwór francuskiego pisarza symbolisty Marcelego Schwoba pt. „Krucyata dziecięca”. Malowidło Wojtkiewicza, także wchodzące w nurt symbolizmu w malarstwie, nawiązuje wprost do tej poetyckiej opowieści. Zajrzyjmy więc do „Chimery” i przeczytajmy fragmenty.

„Nie wiem, skąd szły. Byli to maleńcy pątnicy. Miały kostury z leszczyny lub z brzeziny. (…) Są to dzieci zdziczałe i ciemne. Wędrują błędnie, nie wiem ku czemu. Mają wiarę w Jeruzalem. Ja myślę, że Jeruzalem jest daleko, a Pan Nasz musi być bliżej nas. Nie dojdą do Jeruzalem. Ale Jeruzalem przyjdzie do nich. I nie wiem przez jakie czarnoksięstwo wywabiono z domów rodzicielskich przeszło siedem tysięcy dzieci (...). Nie mają co jeść; nie mają żadnej broni; niezdolne są do niczego i robią nam wstyd (...) Opowiadają, że idą do Jeruzalem, aby zdobyć Ziemię Świętą (...) Ta krucyata nie jest dziełem zbożnym. Nie odzyska ona dla chrześcijan Grobu Świętego (...). Te dzieci zginą (...). Aczkolwiek wiara ich błędna jest, chciałbyś karać obłęd siedmiu tysięcy niewiniątek? (...) Długie lata nauczyły mnie, że temu stadu dzieci nie może się udać. A jednak, Panie, jest-że to cud? (...) Bóg poprowadził ku sobie maluczkich krzyżowców, przez święty grzech morza, niewiniątka zostały wytępione; ciała niewiniątek będą miały przytułek. Siedem okrętów zatonęło u skały Pustelnika; zbuduję na tej wyspie świątynię Nowych Niewiniątek..”..

Cały obraz "Krucjata dziecięca"

W utworze tym mowa jest o tragicznym losie wielu tysięcy dzieci w wieku ok. 12 lat, które w 1212 roku ruszyły w wędrówkę z Europy do Ziemi Świętej, „wiedzeni ślepą i niepojętą wiarą”. Czyn uważany za szalony, niemożliwy do zrealizowania w kategoriach racjonalnych, zakończył się tragicznie. Większość z nich zginęła z wycieńczenia, chorób i głodu. Jednak pamięć o nich przetrwała przez długie lata; widziano w ich postępowaniu głęboki sens religijny, a tym samym wzbudzało ono nadzieję dla przyszłych generacji.

Artysta w swojej twórczości często wkraczał w sferę świata dzieci, jednak malowidło to jest zbyt tragiczne jak na ich świat, ale wyraźnie adekwatne do tego historycznego wydarzenia. Obraz „Krucjata dziecięca” uważa się za jedno z najbardziej dramatycznych w wymowie dzieł Wojtkiewicza. Malarz przedstawił na nim dzieci na tle ciężkich i postrzępionych obłoków nieba. Piszą poetycko o tym dziele Irena i Łukasz Kossowscy: „Zgaszona gama barw zdominowana przez szarości, zmatowiałe błękity i nasycone różem brązy, ewokuje aurę niepokoju, sugestywnie oddaje desperację podążających w nieznane pątników zmagających się z żywiołem natury. Zawężenie obrazowej przestrzeni do wycinka ubogiego krajobrazu smaganego podmuchami wiatru, pejzażu, nad którym ciążą burzowe chmury, symbolizuje nieodgadniony wymiar przeznaczenia”.

Przypomnijmy. Obraz powstaje w roku 1905. Wtedy to w zaborze rosyjskim miał miejsce strajk szkolny. Starsze pokolenie Polaków pragnie stabilizacji, młodzież natomiast buntuje się przeciwko obowiązującemu systemowi edukacyjnemu. „Krucjata dziecięca” zatem zyskiwała wówczas także niejako aktualny wymiar. Odwagę i śmiałość z jaką młodzież wystąpiła przeciwko zaborcy, jak zauważyła Lilja Skalska-Mieciak, „przeciwstawiano zachowawczo-ugodowej postawie starszego pokolenia. Również mali krzyżowcy wyruszali do Jerozolimy wbrew woli rodziców”. Zaskakujące skojarzenie, ale przyznam, że bardzo interesujące nasunęło się jednemu z naszych krytyków, cytowanemu wyżej I. Witzowi, gdy obejrzał ten obraz.

Obraz w Muzeum Narodowym w Warszawie

Widzi on w nim tragizm jaki dotykał dzieci w obozach koncentracyjnych. Zastrzega jednak przy tym, żeWojtkiewicz w swym płótnie niczego takiego nie mógł ukazywać, gdyż nie był w stanie przewidzieć tych strasznych, nieludzkich wydarzeń, jakie nastąpiły kilkadziesiąt lat po jego śmierci. To my na jego sugestywne obrazy nakładamy swoje własne wizje. Ja na przykład nakładam na nie wizję obozów ostatniej wojny, (...), czytelnik natomiast być może skojarzy obraz ten z czymś całkowicie innym, mając też głębokie racje”.Właśnie - odbierajmy sztukę po swojemu.

Witold Wojtkiewicz Krucjata dziecięca, 1905 rok, olej/płótno; 90,5 cm x 90,5 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie.

Źródło: DoRzeczy.pl