To była miejscowość znana z antyniemieckiego nastawienia. Wielu mężczyzn z Lidic znalazło się na emigracji, w szeregach czeskich sił zbrojnych na Zachodzie. Niemcy uważali, że Lidice są centrum ruchu oporu. 10 czerwca 1942 r. wioska została otoczona przez SS. Wszystkich dorosłych mężczyzn – w sumie 173 – rozstrzelano, a kobiety i dzieci deportowano do obozów koncentracyjnych. Te dzieci, które uznano za czyste rasowo, przekazano rodzinom zastępczym w Rzeszy w celu zniemczenia. Same Lidice zostały podpalone, a następnie zrównane z ziemią.
To kolejny dowód na to, że niemiecka polityka była nie tylko zbrodnicza, lecz także bezdennie głupia.
Lidice natychmiast trafiły na pierwsze strony zachodnich gazet. Szczególnie że Niemcy nagrali kamerami proces burzenia wsi i pokazali go całemu światu. Masakra czeskiej wioski dostarczyła więc paliwo alianckiej propagandzie. Cały świat mówił o barbarzyństwie SS. Dla Niemców nie miało to jednak znaczenia. Lidice nie były demonstracją dla opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, to była demonstracja dla Czechów i innych narodów okupowanej Europy. Opór nie popłaca. Jeżeli będziecie z nami walczyć, to kara będzie przerażająca. W przypadku Czechów ta taktyka zadziałała.
Udało się sparaliżować opór w Protektoracie Czech i Moraw?
Tak, całkowicie. Lidice były bowiem tylko jednym – najbardziej krwawym – epizodem kampanii terroru, którą Niemcy rozpętali po śmierci Heydricha. Na terenie całego Protektoratu wprowadzono stan wyjątkowy. Rozpoczęły się aresztowania i rozstrzeliwania zakładników. Stracony został m.in. były premier Protektoratu Alois Eliáš. Dla Czechów był to szok, wydarzenia te nazwali heydrichiadą. W ich wyniku ruch oporu w Protektoracie został rozbity i już do końca wojny nie podjął żadnych poważniejszych działań. Do 1945 r. w Protektoracie było spokojnie.
Nie wiem, czy taki skutek chcieli osiągnąć zamachowcy.
To był wielki paradoks. Zamach na Heydricha, który miał porwać Czechów do oporu, spowodował całkowite jego zaniechanie. W ten sposób zrealizowany został cel, jaki postawił sobie protektor, gdy objął urząd jesienią 1941 r. Czesi zostali całkowicie sterroryzowani i zastraszeni.
A jak potoczyły się losy zamachowców?
Czytaj też:
Z każdego zamachu wychodził cało. Mówili, że miał swojego „diabła stróża”
Niemieckie służby postawiły sobie za punkt honoru, aby ich dopaść. Zorganizowano gigantyczne polowanie na ludzi. Przeszukano całą Pragę, dom po domu. To była jedna z największych policyjnych operacji w historii świata, presja ze strony Berlina była ogromna. SS i gestapo stawały się coraz bardziej nerwowe, a co za tym idzie – coraz bardziej brutalne. Do więzień trafiły setki przedstawicieli ruchu oporu. Ludzie byli bici, torturowani, szantażowani. Krok po kroku policja zbliżała się do Gabčíka i Jana Kubiša.
Co spowodowało przełom w śledztwie?
Zdrada. Na posterunek policji zgłosił się jeden ze skoczków spadochronowych Karel Čurda i wydał swoich towarzyszy.
Co go do tego pchnęło?
Z jednej strony – pieniądze. Niemcy za informacje prowadzące do zamachowców wyznaczyli nagrodę w wysokości miliona marek. Powojenna czeska komunistyczna propaganda przedstawiała więc Čurdę jako parszywego zdrajcę, który działał z pobudek finansowych. Sprawa była jednak bardziej skomplikowana. Z drugiej strony Čurdą kierowała również obawa o życie rodziny. Władze okupacyjne postawiły bowiem ultimatum. Jeżeli zabójcy Heydricha nie zostaną wydani, to poleje się jeszcze więcej krwi. Niemcy znali zaś personalia Čurdy i innych żołnierzy czeskich sił zbrojnych na Zachodzie. Čurda obawiał się więc, że zamordują jego rodzinę. Postanowił poświęcić kolegów – którzy jego zdaniem i tak byli zgubieni – aby ratować bliskich.
Co Čurda powiedział gestapowcom?
Zdradził im nazwisko i adres rodziny Morawców, która ukrywała zamachowców. Niemcy aresztowali jej członków i wzięli w obroty. Wlastimil Morawiec załamał się i zaczął mówić po tym, gdy gestapowcy postawili przed nim akwarium, w którym znajdowała się odcięta głowa jego matki. Wlastimil ujawnił, że Gabčík i Kubiš – wraz z kilkoma innymi skoczkami – ukrywają się w prawosławnym kościele św.św. Cyryla i Metodego w Pradze. Świątynia 18 czerwca 1942 r. została otoczona przez SS…
I rozpoczęła się bohaterska obrona kościoła.
Niemcom, mimo gigantycznej przewagi, nie udało się wziąć czeskich komandosów żywcem. Część z nich zginęła w walce, a część schroniła się w podziemiach świątyni. Mimo że SS wrzuciło do nich granaty oraz gaz łzawiący, a nawet wpompowało olbrzymią ilość wody, Czesi się nie poddali. Gdy sytuacja stała się beznadziejna, popełnili samobójstwo. Wiedzieli bowiem, że jeżeli dostaną się w ręce gestapo, to ich los będzie straszliwy. W bitwie tej polegli Gabčík i Kubiš oraz pięciu innych spadochroniarzy.
Jaki był bilans heydrichiady?
Wytropiono, zamordowano lub wysłano do obozów koncentracyjnych właściwie wszystkich ludzi, którzy pomagali zamachowcom. Represje spadły także na ich rodziny. Rozstrzelany został nawet prawosławny bp Gorazd II, w którego kościele ukryli się komandosi. W sumie zgładzono wiele setek Czechów.
Przez te kilka tygodni sytuacja w Protektoracie Czech i Moraw przypominała sytuację panującą w Generalnym Gubernatorstwie.
Okupacja Czech przechodziła różne fazy. Na początku protektorem został Konstantin von Neurath, były minister spraw zagranicznych Niemiec. To był konserwatysta starej szkoły. W Czechach wprowadził liberalny reżim okupacyjny, zupełnie inny od ostrego kursu stosowanego w Generalnym Gubernatorstwie. Różnica wynikała m.in. stąd, że Czechy i Morawy docelowo miały stać się częścią Rzeszy.
Wielkopolska, Śląsk i Pomorze zostały włączone do Rzeszy, a reżim był tam jeszcze ostrzejszy niż w Generalnym Gubernatorstwie.
Rzeczywiście – Niemcy traktowali Polaków inaczej niż Czechów. Dlatego do Pragi wysłano liberalnego Neuratha, a do Krakowa Hansa Franka. Sytuacja zmieniła się jesienią 1941 r., gdy w Czechach zaczął nasilać się ruch oporu i protektorem został Heydrich.
Zdumiało mnie, gdy przeczytałem w pańskiej książce, że czeski patriotyczny, paramilitarny „Sokół” został zdelegalizowany dopiero w październiku 1941 r.
Tak, dla Polaka to może być zaskakujące. Prawdziwe represje spadły na Czechów dopiero po przyjeździe Heydricha. Była to jednak krótka kampania terroru, która szybko się skończyła. Rodzaj ostrzeżenia, przywołania Czechów do porządku.
Między listopadem 1941 a majem 1942 r. w Protektoracie przeprowadzono 33 egzekucje. Tylu ludzi w okupowanej Polsce ginęło dziennie.
Czytaj też:
Niemcy ratują Mussoliniego. Kulisy spektakularnej operacji „Dąb”
Heydrichowi zależało na tym, aby czeski przemysł działał bez zakłóceń. Stosował więc politykę kija i marchewki. Na początku pokazał, kto tu rządzi, a potem zadeklarował, że jeżeli Czesi będą spokojnie, karnie pracować, to nic im się nie stanie. Polacy takiej propozycji nie dostali.
Pytanie tylko: Dlaczego? Istnieje pogląd, że skala niemieckiego terroru zależała w dużej mierze od skali oporu.
Na skalę terroru w Polsce składało się wiele czynników. Kwestie historyczne, osobiste urazy Hitlera, rasizm, ale oczywiście również polski opór. Polacy od samego początku postawili się Niemcom. Kampania 1939 r. była dla Wehrmachtu ciężką przeprawą. Niemcy ponieśli w Polsce spore straty. Czeska armia – jak wiadomo – nie podjęła walki. Zupełnie inna była również skala aktywności podziemia w obu okupowanych krajach.
To, że Wielka Brytania podjudzała polskie podziemie do aktów oporu wobec Niemców, było oczywiste. Leżało to w jej interesie. To jednak polski naród płacił za te akcje straszliwą cenę w postaci niemieckich akcji odwetowych. Część Polaków – w tym ja – uważa, że ta cena była zbyt wysoka, że polskie podziemie powinno być bardziej wstrzemięźliwe. Po przeczytaniu pańskiej książki upewniłem się w swoim poglądzie.
No cóż. Ja również sądzę, że cena za zabicie Heydricha była zbyt wysoka. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy było warto, odpowiedziałbym, że nie. Gdyby Heydrich żył, nie zmieniłby wyniku II wojny światowej. Zamach był bez wątpienia spektakularnym aktem odwagi, ale jego konsekwencje były przerażające. Gwałtowną śmierć poniosły setki ludzi. Byli zresztą Czesi, którzy starali się powstrzymać ten zamach. Przewidywali, że odwet niemiecki będzie potworny. Nie posłuchano ich.
Podobnie jak w przypadku akcji polskiego podziemia olbrzymią rolę w sprowokowaniu Czechów do tej akcji odegrali Brytyjczycy.
W 1942 r. Wielka Brytania nadal nie odcięła się od ustaleń konferencji w Monachium. A więc decyzji o oddaniu Niemcom Sudetów. Jeżeli nie zrobicie czegoś spektakularnego – mówili Czechom Anglicy – to po wojnie podtrzymamy nasze stanowisko z 1938 r. Beneš tymczasem walczył o odbudowę Czechosłowacji w przedwojennych granicach. Znalazł się więc pod silną presją ze strony Londynu, której nie potrafił się oprzeć.
Mówił pan o tym, że nieoczekiwaną konsekwencją zamachu na Heydricha była pacyfikacja czeskiego ruchu oporu. Akcja ta miała również olbrzymie konsekwencje dla polskich Żydów.
Latem 1942 r. w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa rozpoczęła się masowa operacja mordowania Żydów za pomocą gazu. W ten sposób rozpoczął się Holokaust. Operacja ta na cześć Heydricha nazwana została akcją „Reinhard”. Himmler uważał, że to Żydzi stali za zabójstwem protektora. W wielu przemówieniach wygłoszonych do swoich współpracowników Himmler mówił, że teraz Żydzi „zapłacą za to, co zrobili”. Niemcy zapewne i tak podjęliby akcję masowego mordowania Żydów, ale zabójstwo Heydricha zradykalizowało aparat kierowniczy SS i przyspieszyło proces Holokaustu.
W opisanej przez pana ponurej historii na szczęście jest epizod, który pozwala zachować wiarę w człowieka. Mam na myśli sprawę Heinza Heydricha.
To był młodszy brat Reinharda. Kiedy po śmierci Heydricha dowiedział się, czym zajmował się jego brat, był zdruzgotany. Chciał choćby w niewielkim stopniu naprawić to zło. Zaczął więc pomagać Żydom, wystawiając im fałszywe dokumenty i umożliwiając ucieczkę z Rzeszy. Gdy gestapo wpadło na jego trop w listopadzie 1944 r., popełnił samobójstwo.
prof. Robert Gerwarth jest niemieckim historykiem piszącym na temat II wojny światowej. Absolwent Oksfordu obecnie piastuje stanowisko szefa Centre for War Studies na uniwersytecie w Dublinie. Jest autorem wielu książek, m.in. „The Vanquished: Why the First World War Failed to End, 1917–1923” i „The Bismarck Myth”. W Polsce ukazała się jego biografia Reinharda Heydricha „Kat Hitlera” (wyd. Esprit).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.